piątek, 3 czerwca 2011

Banki z rezerwą cząstkową, łopatologicznie...

Spróbuję łopatologicznie...

Mam 10 uncji złota. Zanoszę je do oddziału Banku Amsterdamskiego z prostego powodu. Noszenie ze sobą na zakupy 10 uncji złota jest uciążliwe i niebezpieczne, poza tym musiałbym je dzielić na drobne części przy użyciu nożyc i kowadełka.
Dostaję w zamian z Banku certyfikat-banknot opiewający na 10 uncji złota. I teraz mogę iść na zakupy, używając banknotu jak mojego złota, ale nie będąc obciążonym złotem, i nie obawiając się że zgubię :lol: Kupuję coś za jedną uncję, to dostaję resztę w banknotach Banku Amsterdamskiego 5 oz i 2 po 2 oz. Handel kwitnie, złoto tkwi w skarbcach Banku, a my wymieniamy się jedynie tytułami własności do tego złota. Na koniec roku uiszczam roczną opłatę za korzystanie z tych udogodnień w usługach depozytowo-rozliczeniowych.

A teraz załóżmy, że mam te same 10 uncji złota, ale wszystkie banki działają w rezerwie cząstkowej.
Idę do takiego banku, dostaję certyfikat na 10 uncji złota. Ok, wszystko jak dawniej.
Ale bank, korzystając z tego, że nie wrócę po moje złoto, tylko będę używał jego banknotów (tytułów własności), natychmiast pożycza 90% mojego złota (9 uncji) Ziutkowi, również poprzez emisję swoich banknotów (tytułów własności) na 9 uncji (powiedzmy, jeden banknot 5 oz, 2 po 2 oz.). Ziutek idzie na zakupy, i ja idę na zakupy. Ja mam 10 uncji do dyspozycji, Ziutek ma 9 uncji. A skąd on ma 9 uncji? ano jego siła nabywcza powstała z powietrza, wskutek operacji kredytodawczej banku z pomocą mojego złota - którego tytuł własności mam też JA. Czyli Ziutek ma tytuł własności do 9 uncji mojego złota - i ja mam ten tytuł, w tym samym czasie! IMPOSYBYLIZM PRAWNY!
A jednak, takie są konsekwencje przywileju rezerwy cząstkowej.
Wydane banknoty - tytuły własności, niczym się nie różnią od siebie. Mój uprawniony banknot na 10 uncji, i banknoty Ziutka na nieistniejące złoto.
Wydaję 10 uncji na samochód, sprzedawca bierze moje 10 uncji. Ziutek wydaje swoje fiducjarne 9 uncji na wzmacniacz lampowy. Sprzedawca bierze jego banknot - tytuł własności do mojego złota. Siła nabywcza Ziutka, stworzona ex nihilo, wytworzyła popyt na dobro bez uprzedniego wytworzenia podaży innych dóbr. Zdarza się to oczywiście przy udzielaniu kredytu, tylko że wtedy oszczędzający powstrzymuje się od konsumpcji bieżącej - więc podaż nie jest obniżona przez to, co skonsumuje - starcza więc dla kredytobiorcy. W naszym przypadku ja nie powstrzymałem się od konsumpcji - wydałem moje 10 uncji złota za pośrednictwem banknotu, na samochód. Ziutek wydał z kolei 9 uncji MOJEGO złota za pośrednictwem swojego banknotu. Coś się nie bilansuje! W dodatku wywołuje to natychmiastową inflację - cena wzmacniaczy lampowych rośnie, natomiast nie spada cena innych dóbr, ponieważ nic nowego nie zostało wyprodukowane, ani ja nie powstrzymałem się od konsumpcji.
Teraz sprzedawca wzmacniaczy idzie do banku z banknotami Ziutka, odebrać swoje 9 uncji złota, bo nie ufa takim ścierwom jak Ziutek. Bankowi zostaje 1 uncja onegdaj mojego złota, które teraz prawnie należy się sprzedawcy samochodu, który kupiłem. On jednak nadal ufa mnie i mojemu banknotowi na 10 uncji. Funduje zań nową kuchnię żonie, płacąc fachowcom, a ci płacą podwykonawcom, i tak dalej - tym samym 10 uncji złota jest w obiegu, mimo iż w banku pozostała 1 uncja mojego dawnego złota, resztę wziął sprzedawca wzmacniacza Ziutka. W pewnym momencie oczywiście ktoś tę uncję zabierze, KTO PIERWSZY TEN LEPSZY, bo dla innych nie starczy i zostaną z bezwartościowymi banknotami - mimo iż pierwszy banknot, jaki został mnie wydany, był w 100% pokryty moim złotem.
I tak bank upada.

Ewidentnie oszustwo pojawia się już w momencie udzielenia Ziutkowi kredytu konsumpcyjnego.
Oczywiście to samo dzieje się przy kredytach inwestycyjnych, tam następuje inflacja cen czynników produkcji, ORAZ dóbr konsumpcyjnych - ponieważ deponenci nadal kupują dobra konsumpcyjne, myśląc, że ich złoto tkwi w skarbcu.
Stąd bzdurą jest konstatacja że podpisujący umowy depozytu-który-jest-pożyczką mają świadomość, iż udzielają tak naprawdę pożyczki, skoro wydają banknoty (albo płacą przelewem) na dobra konsumpcyjne, tym samym powodując niedobór realnych oszczędności na sfinansowanie projektów inwestycyjnych - fundowanych z kredytu pochodzącego z tych samych pieniędzy, które oni wydali na telewizory, kurwy, hamburgery i wakacje w tropikach.
Im bardziej skomplikowana, zaawansowana gospodarka - tym trudniej i wolniej tego typu oszustwa, a więc i zniekształcenia w strukturze produkcji, wychodzą na jaw - ale w końcu wychodzą, bo rynek jest nieomylny, i kryzysy są wówczas bardzo bolesne.

Przy optymistycznym założeniu, że w systemie wolnej bankowości z rezerwą cząstkową, tego typu oszustwa byłyby skutecznie kontrowane wzajemnymi rozliczeniami między bankami i odpływem złota z banków nadmiernie ekspandujących, nie wyeliminowałoby jednak w ogóle cykli koniunkturalnych, i kryzysy przychodziłyby z regularnością miesiączki - a pewna grupa ludzi nadal traciłaby część oszczędności, podczas gdy bankierzy i ci, co byli 'pierwsi więc lepsi', bogaciliby się kosztem latecomerów.
Ten ewidentnie nieefektywny system bankowy, prowadzący do redystrybucji (na mniejszą, niż dziś, ale zawsze istniejącą, skalę), należy zastąpić systemem stabilnym, ze 100% pokryciem depozytów na żądanie.
I żadne kruczki prawne, czy semantyczne, nie zmienią postaci rzeczy - dwóch ludzi z tytułami własności do tego samego złota, to nie jest normalna rzecz.

"Przyzwolenie na podwójną penetrację tej samej bladzi nie oznacza, że tak samo można dać się wyruchać przez bank!"