środa, 21 marca 2012

Kamil Kisiel cz. 3, czyli pierdolenie kotka za pomocą młotka

Kamil apdejtuje swoje wypociny starannie, starając się dowcipnie i z należytą dla niezaspokojonego nastolatka dozą sarkazmu refutować moje żelazne argumenta, tylko, że 90% jego wesołej twórczości, to totalny bełkot, spaczony studenckim pierdololo co też polecam sprawdzić samemu.
Osobiście mogę skupić się tylko na ekonomicznych i logicznych argumentach.

Czasem jednak, gdy chodzi np. o historię kapitalizmu i socjologiczne oddziaływania, aprioryzm jest zbyteczny i ustępuje niestety czy stety empiryzmowi, a nawet historycyzmowi. Logika i racjonalizm w przypadku człowieka często nie są w stanie dać odpowiedzi - ponieważ człowiek jest nieprzewidywalny i częstokroć nieracjonalny.


Jedno zdanie nie ma nic wspólnego z drugim. Historia, to wynik ludzkiego działania, a badaniem ludzkiego działania zajmuje się prakseologia. Historia jako zbiór tzw. faktów, nie przedstawia niczego ot tak. By powiązać fakty, należy użyć apriorycznej teorii ludzkiego działania. Stąd dzieło Misesa "Teoria i historia", poruszające właśnie tę kwestię. Pudło, Kamil.

Ten piękny kapitalizm, ten laissez-faire, został zaorany przez 99% ekonomistów, nie mówiąc, że społeczeństwa europejskie same pożegnały go z ulgą. I to jest powodem moich zmartwień, ta "socjologiczna nietrwałość" kapitalizmu... może Schumpeter w swoim opus magnum ("Kapitalizm, socjalizm, demokracja") pomoże mi rozwiązać ten dylemat - właśnie zabieram się do czytania.


Dlaczego tak się stało, to wyjaśnia Mises w "Mentalności antykapitalistycznej" i Rand we wszystkich swoich dziełach. AYN RAND właśnie, nikt inny, sięgnęła do rdzenia wszelkich ludzkich powodzeń i niepowodzeń, a mianowicie do moralności. Kapitalizm bez moralności kapitalistycznej (czyli racjonalnego egoizmu) jest tylko efemerydą, mogącą w moment upaść - tak, jak stało się w 1914 r., gdy cały system światowego wolnego handlu szlag trafił. Chcesz poznać tajemnicę kapitalizmu, ludzkiej moralności i ludzkiego postępu, to czytaj Rand.

R. porzucił immanentyzm liberalizmu, krytykował wielko-zasobne ciała gospodarcze, był antropologicznym pesymistą (a nie wesołym epikurejczykiem jak talmudyści), co już z definicji przybliża go bardzo mocno do kulturowego konserwatyzmu.


No pewnie, przecież nawet Danek go cytuje. I to już powód, by być takim jak on, mizantropem. W sumie niedaleko Korwinowi do takiego podejścia, też krytykuje reklamę...

Jeśli utrzymanie państwowego monopolu oznacza mniejsze koszty dla wszystkich, niż utrzymanie prywatnego, to jakie wyjście z punktu widzenia efektywności gospodarczej jest lepsze?


I tutaj dochodzimy do najważniejszego problemu z Kamilem. Kamil nie rozumie za grosz ekonomii. Skąd możesz wiedzieć, Kamil, czy "koszty dla wszystkich" są mniejsze, skoro NIE MA RYNKU - gdyż mamy do czynienia z państwowym monopolistą - by te koszty w ogóle oszacować? Nie rozumiesz też pojęcia monopolu. Prywatna firma, jeśli nie istnieje zakaz konkurowania z nią, nie jest "prywatnym monopolem". Wracając do kosztów, rozumujesz w sposób bardzo prymitywny - no właśnie jak student I-szego roku mikro co najwyżej - koszta ponoszone przez wszystkich w przypadku państwowego monopolu są siłą rzeczy (jako niemożliwe do oszacowania, a więc i kontroli) wyższe, i płacone przez całą gospodarkę, głównie jako koszta utraconych możliwości, stagnację danego sektora, subwencje i dopłaty do danego monopolisty, itd. Tylko prywatna firma bez przywilejów państwowych, pobierając rynkowe ceny za swoje usługi i ponosząc rynkowe koszty, jest w stanie sprawiedliwie obciążyć realnymi kosztami tych, co korzystają z jej usług, i dać tym samym konkretny, zdefiniowany sygnał na rynek - "kosztuje nas to tyle a tyle, żądamy takiej a takiej ceny, mamy taki a taki zysk". I to jest podejście biznesowe i racjonalne. Podejście Kamila, to podejście godne "kapitalizmu kompradorskiego", gdzie kolesie radnych miejskich obsadzają stanowiska w takiej komunalnej spółce kosztem podatników i konsumentów.

Nie wiem, co jest ze mną, może mam kiepską wyobraźnię, ale niemożliwym do wyobrażenia jest alternatywny system wodociągów. Każdy urbanista słysząc takie coś, uśmiechnąłby się litościwie.


Widocznie jesteś na to za głupi. Brutalna prawda. Na szczęście nie od ciebie i twojej płytkiej wyobraźni zależy działanie rynku, tylko od inwencji i wysiłku milionów przedsiębiorców, którzy dawno już wpadliby na pomysł, jak konkurować na rynku dostarczania wody mieszkańcom miast, gdyby im pozwolono. Developerzy budujący nowe osiedla braliby pod uwagę, że klienci chcieliby mieć dostęp do oferty alternatywnych dostawców, i projektowali budynki pod tym kątem, itd, itp. Tak, jak ma to miejsce w przypadku konkurujących sieci kablowych i telefonii. Tacy jak ty, ludzie o "kiepskiej wyobraźni", pewnie 10 lat temu nie wyobrażali sobie alternatywnego systemu łącz telefonicznych, i traktowali TPSA jako obrzydliwego monopolistę, który powinien pozostać spółką państwową. A tymczasem Telefonia Dialog zbudowała swoją sieć we Wrocławiu, Legnicy, Jaworze, i odebrała TPSIe cały rynek. Na szczęście nie pytali o zdanie Kamila.

Nic jednak dziwnego, gdy traktuje się społeczeństwo jako zbiór samoistnych monad, w takim wypadku pojęcie dobra wspólnego nie istnieje.


Gdy Kamila zawodzi wyobraźnia i nie ma argumentów, to natychmiast przechodzi do konserwatywnego bełkotu i zaczyna ciskać kazania o "dobru wspólnym". Na szczęście każdy w miarę obyty antysocjalista wie, że gdy przeciwnik bełkocze o "dobru wspólnym", to chce nas okraść. Dlatego jedną ręką trzymam portfel, a drugą mierzę do Kamila z rewolweru.

Nie, preferuję takie rozwiązania, jak Niemcy uczynili w sektorze energetycznym. Prąd dostarczają prywaciarze, ale płacą za użytek państwowej sieci energetycznej. Dzięki temu, że jeden dostawca nie zmonopolizował sieci energetycznej, można było stworzyć warunki doskonałej konkurencji na rynku, bo konkurencja>wolny rynek (często to się pokrywa, ale nie zawsze).


Kolejne bzdury studencika z I-go roku. Znowu problem niemożliwych do oszacowania realnych kosztów, bo sieć jest państwowa, więc nie wiadomo, ile faktycznie powinien kosztować przesył prądu, i jak kształtowałaby się cena, gdyby rynek był wolny. Rozwiązanie fatalne. Konsument nie wie, ile traci, natomiast wiadomo, że traci cała gospodarka, w porównaniu do rozwiązania laissez-faire. I też bardzo istotna sprawa - Kamil faktycznie wierzy, że państwowy przymus "ukonkurencyjniania" jest ważniejszy, niż własność prywatna. Zamiast sprywatyzować linie przesyłowe (rozdać udziały wszystkim podatnikom, na przykład), mamy przymusowo utrzymywane przez podatników łącza o nieoszacowanym, zawyżonym koszcie, w imię ideologii "konkurencji doskonałej", czyli kontrolowanej przez państwo, gdyż na realnym rynku takiej absurdalnej sytuacji nie ma nigdy. O konkurencji pisał szeroko Hayek, czy Kirzner, i koncepcja "konkurencji doskonałej" jest przez nich błyskotliwie zmiażdżona. Konkurencja jest wtedy, gdy mamy nienaruszalność własności prywatnej, i realny rynek z realnie kształtującymi się cenami, a nie zabawę państwa w niby-konkurencję na państwowej własności bez racjonalnej kalkulacji ekonomicznej.

Jest to lepsze rozwiązanie, niż marnowanie czasu, zasobów i pieniędzy na budowę alternatywnych sieci energetycznych (ktoś wyobraża sobie pokryć połać 82-milionowego kraju? hahahaha!).


A skąd wiesz, że lepsze? Nie wiesz, gdyż nie możesz tego oszacować, gdyż nie ma rynku. Strzelasz sobie w kolano co rusz, ośmieszając swoją żałośnie niską wiedzę ekonomiczną.
To rynek i dynamiczna konkurencja między wieloma podmiotami decydują, co jest lepszym i bardziej opłacalnym rozwiązaniem dla konsumenta. Gdyż to konsument ma decydować, a nie rządowy planista przejmujący się "dobrem wspólnym", którego nie ma - więc zastępuje je dobrem swojej kieszeni.

Same firmy tego nie chciały, gdyż lepiej jest uiścić opłatę za korzystanie z tego, co jest (dla wszystkich).


A co się dziwisz? Jasne, że kartel uprzywilejowanych w tym momencie firm, mających dostęp do państwowej sieci, będzie obstawał za tym, skoro koszty infrastruktury ponosi podatnik, a nie rzeczone przedsiębiorstwa. Ameryki nie odkryłeś, Kapitanie Oczywizm.

Należy tutaj zauważyć, że teoretycznie w Niemczech jest możliwa budowa alternatywnej sieci energetycznej, ale tego nikt nie robi, bo ZIEMIA, SUROWCE, KABLE, INSTALACJA, KONSERWACJA, TRANSAKCJE kosztują, a najwięcej kosztuje CZAS (budowa takiej sieci to robota na hoho). Powtórzę: Tak wszyscy mają jedną, świetną i nowoczesną sieć przesyłową.


HELLO, KAPITANIE! Gdyby rynek był wolny, a więc istniały sygnały cenowe, takie jak stopa zwrotu w sektorze przesyłu, produkcji i dystrybucji energii, to wtedy by było przynajmniej wiadomo, ILE wynoszą rynkowe koszty takiej zabawy, i inwestorzy mogliby kalkulować. Wówczas oni by zdecydowali, czy ładować miliardy na 20 lat, czy nie. Obecnie, skoro podatnik płaci za sieć, to nikt nawet nie zrobi kosztorysu. Zresztą, żyjemy w czasach tak niepewnych z powodu ciągłej interwencji państwa, że inwestycje 20-letnie, czy 50-letnie, które były normą w XIX w., gdy budowano sieci energetyczne i wodociągowe po całych Stanach Zjednoczonych, kraju dziesiątki razy większego, niż Niemcy, są obecnie rzadkością, a w sektorach zdominowanych przez państwo, nie występują, choć konsument by na tym najbardziej skorzystał. Po prostu, banda debili z doktoratami państwowych uniwersytetów, gdzie natłukli im do głowy, że energetyką musi zajmować się państwo, bo nie można sobie wyobrazić "alternatywnych sieci energetycznych", nie uwolni rynku, bo nie. Zawsze można kolesi obsadzić w zarządzie, żyć nie umierać.

Ahh, ta jedna świetna nowoczesna sieć przesyłowa... Kolejne aroganckie szczeknięcie szczeniaka. Kamil jest absolutnie pewien, że państwowa sieć jest najlepsza na świecie, no po prostu musi być najlepsza, bo tak mówią Niemcy. Sorry, Winnetou, ale nie jesteś w stanie tego oszacować, gdyż tylko rynek może zweryfikować, jaki rodzaj sieci za jakie pieniądze jest najlepszy dla danych potrzeb konsumenta.

Co do ćpania, to przecież wyłożył brat Tomasz to samo, co powiedziałem. I wbrew pozorom, w tworzenie się czarnego rynku ceteris paribus wierzę - tylko, że wierzę też w koszta zewnętrzne/społeczne.


I znowu Kamil-kolektywista swoje. Ileż można?... Wierzyć, to sobie możesz, ale obiekt wierzeń nie stanie się od tego rzeczywisty. Nie da się oszacować efemerydy pn. "koszta społeczne", gdyż takiego zwierzęcia w realnej ekonomii nie ma.

Efekt kuli śniegowej. Czasem nie do powstrzymania. Stały defekt na mentalności członków społeczeństwa. Widać to w najbardziej liberalnym kraju świata - Jamajce.


"Czasem nie do powstrzymania" - no tak, mentalność planisty uniemożliwia uznanie istnienia wolnej woli. Determinizm, nieuchronna zagłada, gdyż nieopatrznie pozwoliliśmy na dobrowolną wymianę między producentem konopi, a ich konsumentem...
Jamajka... Proszę cię... Podawaj kraje cywilizowane. Czemu nie podałeś Holandii?

Obrazowy przykład z socjologii: Jeśli ćpanie heroiny jest złe i jeśli w danym towarzystwie 4 osób 3 ćpią, to 4 niećpająca jest wystawiona na potężną presję. Poprzednie 3 osoby miały dokładnie tę samą drogę za sobą - presję towarzyską (społeczną). Znamy skutki ćpania heroiny i nie są one wesołe. Jeśli zwiększamy koszty i ryzyko (lub w odwrotnej kolejności), to zmniejszamy zasięg - legalizując zwiększamy zasięg do maksimum.


Matko... I oczywiście z determinizmu wynika, że wszyscy będą ćpać, bo taka moda. Nawet Kamil będzie, gdyż jest za słaby, by podołać presji społecznej. Przypominam, że narkotyki, legalne bądź nie, społecznym przyzwoleniem się nie cieszą i raczej się to nie zmieni - zwłaszcza, że po legalizacji podniesie się solidne larum, i rozpoczną działalność wolontariaty, fundacje et cetera. No, ale Kamil bez planowania społecznych zachowań dostaje drgawek, więc musi się kurczowo trzymać tematu absolutnej prohibicji używek. Ciekawe, że za absolutną prohibicją alkoholu nie gardłuje, skoro presja społeczna na zalewanie się w trupa jest w Polsce bardzo powszechna.

Czarny rynek wprawdzie jest faktem, ale lepszy wąski czarny rynek, niż kosmiczna biała strefa.


Skąd Kamil wie, jakie będą rozmiary białej strefy po przywróceniu wolnego rynku w dziedzinie narkotyków? Wszyscy koledzy Kamila już zapowiedzieli, że pójdą na masową degustację wszelkiej chemii? Arogancja chłystka wali po pysku, że ho ho. Przypominam, że sprzedaż narkotyków jak normalnego towaru w sklepie daje znacznie lepsze pole kontroli dla ukochanego przez Kamila państwa, niż czarny rynek. Można nawet sanepid zobowiązać do kontroli jakości. Żart taki. Libertariański.

Fundacje i ośrodki ewangelickie oraz katolickie mają w tym względzie dużo większą wiedzę merytoryczną niż Tomcio Cz. i ja wierzę im i ich doświadczeniom, niż wiary w to, że społeczeństwo po ćpaniu byłoby zdolne do kapitalizmu lub czegokolwiek.


Uwaga! Drogie społeczeństwo. Grozi ci zaćpanie się na śmierć. Nawet nie wiesz, po co ci narkotyki, i nigdy nie kontemplowałeś możliwości spróbowania - ale jak tylko w delikatesach będzie speed w dropsach, zaćpasz się na śmierć, gdyż nie masz rozumu. Bez nas umierałbyś pod płotem, robimy wszystko dla twojego dobra. A teraz, drogie społeczeństwo, musimy podnieść ci wiek emerytalny do 67 roku, bo inaczej będziesz umierał pod płotem. Coś się nie podoba? Wąchaj bat.

Prakseologia byłaby równie martwa w takim wypadku, jak nauka dla umarłego z powodu raka płuc, że palenie powoduje tegoż raka. I nie wiadomo, czy byłaby to nauczka dla reszty.


No tak, wszyscy zaćpaliby się, tak jak teraz wszyscy myśliciele zapili się w trupa.

Ograniczam się jedynie do tego, co przedstawił Milton Friedman w "Free to Choose".


Otóż to, Kamil. Ograniczasz się. Ograniczasz się do bardzo małego wycinka wiedzy, w dodatku marnej. Ale punkt dla ciebie, że się przyznałeś do swojej niekompetencji i braku oczytania w literaturze przedmiotu.

sobota, 17 marca 2012

Kamil Kisiel kontynuuje samozaoranie

Ten butny 20-latek, który mógłby być moim synem (no nie, nie mógłby, taka metafora - przecież jestem antynatalistą), postarał się i dokonał natychmiastowego uaktualnienia swojego bełkotliwego artykułu o mizerną próbę refutacji mych zarzutów z poprzedniego wpisu. Więc nie będę gorszy, i jedziemy:

AD1 Londyńska sieć kanalizacji została sprywatyzowana. Ceny podskoczyły, jakość dramatycznie spadła. Kanalizację ponownie znacjonalizowano.


Aj waj, straszne. To kto w końcu jest właścicielem? Państwo, czy miasto? Znacjonalizowano, czy zmunicypalizowano? W wyniku paniki, że warunki rynkowe wymagają wyższej ceny? Nie dopuszczono konkurencji? No nie dałoby rady, przecież sanepid, pozwolenia, urbaniści, psia krew... Kamil uważa, że to dowód obalający przeciwko kapitalizmowi. Nie - to dowód przeciwko wszelkiemu nierynkowemu planowaniu i zarządzaniu przez urzędników. Nie pozwolono wolnemu procesowi rynkowemu i wolnej konkurencji dostarczyć konsumentom pożądanych usług - więc są skazani na nieefektywnego miejskiego monopolistę. Kamil promienieje, postęp powstrzymany, reakcja triumfuje.

AD2 Naturalny porządek opiera się na władzy - plemiona wybierały sobie wodzów nie bez kozery. Oczywiście, libertarianie mają inną interpretację historii. Cóż, w tym miejscu się nie pogodzimy, mimo miażdżącej dysproporcji (liczbowej) wśród historyków na niekorzyść lumpenliberałów.


Nie spotkałem jeszcze żadnego libertarianina, który inaczej interpretowałby historię, więc coś ściemniasz, Kamil. Innymi słowy, łżesz - a za to z liścia po chamskim ryju, zważ chamie! W czasach prymitywnych, a więc przedkapitalistycznych, siła stanowiła o życiu i śmierci, więc nie dziwi to ani trochę. Tylko, że każdy bardziej rozgarnięty lud zdawał sobie sprawę z groźby uzurpacji władzy przez tyrana, więc tak u Celtów, Słowian czy Skandynawów wódz był wybierany w głosowaniu, i mógł być tego stanowiska pozbawiony, jeśli przekraczał tradycyjne uprawnienia. To samo w republice rzymskiej, gdzie dyktator sprawował władzę tylko przez pół roku, i to w przypadku wojny. Natomiast teraz mamy XXI wiek i erę postprzemysłową, więc przywoływanie anachronicznych przykładów historycznych, by udowodnić i nikczemnie uzasadniać swoje faszystowskie fascynacje jest oznaką upośledzenia, Kamil. A upośledzeni ludzie robią na mnie równie wielkie wrażenie, co dziwki bez szkoły i protestujący lewacy.

AD3 Badania empiryczne do kosza... no tak. To oczywiście zamyka pewne pole dyskusji. Na szczęście rabbi Mises nie jest tutaj autorytetem. Konstrukty myślowe Misesa nie są poważnie rozpatrywane przez nikogo poważnego :>


No tak, odwołanie się do "poważnych autorytetów", zamiast merytorycznego przedyskutowania zagadnienia, bardzo dojrzałe, Kamil, ptysiu. Otóż jak badania empiryczne nt. wpływu etyki na ekonomię mogą cokolwiek udowodnić? Nie da się przeprowadzić takich badań, i właśnie każdy poważny socjolog o tym wie. Badania mogą co najwyżej zilustrować już sformułowaną aprioryczną teorię - i nie potrzeba setek tabel z korelacjami, by wiedzieć, że gdy dana społeczność nie uważa kradzieży za coś niemoralnego, to jej rozwój będzie przez to mocno skrzywiony i ograniczony. Jeśli nie uważa, że własność prywatna jest święta i nienaruszalna - takoż. Co mogą badania empiryczne wnieść do apriorycznej teorii? NIC. Mogą tylko być pomocą ilustracyjną.
A co do konstruktów myślowych Misesa, o których nic nie wiesz - nie porywaj się z motyką na słońce, skończ najpierw podstawowy kurs logiki.

AD4 Konstrukt myślowy to takie fajne coś, co konstruujesz z założeniami a priori i za pomocą prakseologii oceniasz każde ludzkie działanie i jakimś cudem zawsze wychodzi Ci, że wolny rynek jest fajniejszy. Np. zgodnie z przekonaniami talmudystów - jeśli ludzie chcą ćpać, to nie ma sensu zakazywać ćpania, ponieważ zakaz = zwiększenie kosztów ćpania i opłacalności dystrybucji ćpaczy. wolny rynek wyeliminuje zbytnich ćpaczy przez ich niezdolność do niczego, czyt. zdechną na ulicy, bo tak.


Ekonomia to nauka, a więc nie zawiera wartościowania. Więc jeśli ludzie chcą ćpać, to ekonomista-prakseolog może co najwyżej stwierdzić, że zakaz ćpania, produkcji i sprzedaży prochów, stworzy jedynie gigantyczny czarny rynek, gdzie próba egzekucji zakazów będzie niezwykle kosztowna. Ot co. A czego się spodziewałeś? Modlitwy? Eh Kamil, wydoroślej.

AD5 Dla talmudystów jak widać społeczeństwo jest mitem, który należy zdemistyfikować. Takeż koszty społeczne są dla nich mitem. Nie interesuje ich, że np. tak jak na Jamajce społeczeństwo przez dragi może po prostu zdechnąć, i to zarówno ekonomicznie. Dla radykalniejszych talmudystów ("rothbardyści") to bez znaczenia - jak społeczeństwo chce zdechnizmu, to trzeba my utorować drogę O/


Otóż właśnie. "Koszty społeczne", któż widział takie zwierzę? Któż je zmierzył? Jaką metodologią? Otóż nie mógł, gdyż takowa nie istnieje, ponieważ nie istnieje społeczeństwo jako odrębny homogeniczny byt z własnym rozumem i wolą. Są jednostki, i to one ponoszą koszty - zarówno pojedynczy ćpacze, jak i ich znajomi, pracodawcy, kontrahenci. Oni indywidualnie wartościują, ważą zyski i straty, np. z ćpania. I to oni podejmują decyzje. Rozumiem, że Kamil pragnąłby podporządkować decyzje indywidualne decyzji uber-ordo-zarządu. Czyli sobie, tak naprawdę. Młodzi ludzie nierzadko dostają erekcji na myśl o absolutnej władzy moralnej nad innymi. Natomiast naukowcy chłodno analizują, i jeśli znają dzieła Misesa i Hayeka, a nawet Spencera, to wiedzą, że uber-ordo-zarząd nic nie wskóra - ani nie zlikwiduje ćpuństwa zakazami, ani nie zmieni moralności społeczeństwa dyrektywami, czy marszami po ulicach. Od moralności są kościoły i etycy, a nie politycy (ergo: banda zbirów ze spluwami). Od pomagania zagubionym owieczkom również są kościoły i fundacje charytatywne, a nie fuhrer Kamil, dobrodziej. Nie wiem, jak można insynuować, jakoby libertarianie życzyliby sobie degeneracji moralnej czy fizycznej społeczeństwa ćpunów. Z czego to niby wynika? Bo nie rozumiem tego coraz bardziej oderwanego od zdrowych zasad logicznych bełkotu sfrustrowanego chłopczyka.

AD6 Na wolnym rynku mielibyśmy: osobne sieci energetyczne, osobne sieci kolejowe, osobne kanalizację w miastach (a to dobre, uśmiali się właśnie urbaniści). I żaden z tych operatorów nie skorzystałby ze swojej pozycji i nie pobierałby renty monopolisty. Bo na rynku NIE MA MONOPOLI, BO TAK. Co tam opinie ludzi pracujących w gospodarce, co tam międzynarodowe zarządzanie i wielokrotne poruszany problem uzależnienia od jedynego dostawcy. Witamy w świecie talmudycznego aprioryzmu. Nie będzie monopoli, bo tak powiedział Mises (ten to dopiero odfruwał częstokroć).


Akurat jakbyś knypie czytał Misesa, to byś wiedział, że Mises istnienie naturalnych monopoli i stosowania przezeń "ceny monopolistycznej" zauważał. Dopiero Rothbard wykazał, iż nie jest to jakaś wydumana "cena monopolistyczna", tylko cena rynkowa w danych warunkach. Np. w warunkach małej izolowanej górskiej wioski, gdzie istnieje tylko jeden sklep, którego właściciel-przedsiębiorca ma dobre zaopatrzenie, i dzięki temu może "wyzyskiwać" konsumentów, a konkurenci jeszcze nie wypracowali sposobu, by obniżyć koszty transportu na tyle, by wejść na rynek detaliczny w tej wiosce. Choćby.
Już tłumaczyłem, że to rynek ma ustalać ceny, a nie widzimisię 20-letnich prawiczków, czy innej grupy roszczeniowej, dla której ceny wydadzą się za wysokie. Zresztą w reżymie prywatnej własności, a tylko taki uznamy za wolny rynek w 100%, kapitalizm nie-ma-przeproś full-wypas, kwestie, jak konkurent wodociągów poprowadzi rury (a może nie poprowadzi, tylko dostarczy wodę w kontenerze? i tak samo wyprowadzi nieczystości? pomyślałeś o tym, spierdoleńcze, czy na wsi nigdy szambo ci nie wylało?), a jak konkurent na rynku energetyki doprowadzi prąd - rozstrzygnie rynek, czyli dobrowolne umowy między prywatnymi właścicielami i gra popytu i podaży. I wiemy to a priori. Jako ekonomiści, wiemy, że w momencie uwolnienia cen nastąpi wreszcie aktualizacja informacji rynkowych dotyczących danej usługi i faktycznego popytu na nią. Że jeśli zwiększy się stopa zysku producenta, czyli wyższe ceny nie wywołają proporcjonalnego spadku popytu, to znaczy, że konsumenci dobrowolnie te ceny płacą - jasne, że woleliby mniej, ale nie ma darmowych obiadów, nie wiem, czy wiesz, Kamil. Wcześniej koszty ponosił ktoś inny za półdarmo prąd, y'know. A teraz wreszcie ponosi je nabywający usługę konsument. Jako ekonomiści wiemy, że ta wysoka stopa zysku ściągnie konkurencję, i to jest w jej interesie dostarczyć lepszą i tańszą usługę, a jak to zrobi, niech pozostanie jej zmartwieniem, nie twoim. Nie uszczęśliwiaj ludzi na siłę, dobrze ci radzę.
Myślenie, na jakim zatrzymał się Kamil, to myślenie biurokratów z końca XIX w., których przerażał "monopol" Standard Oil, mającego 97% rynku na kerosen - paliwo do lamp, by ludziom ciemno w nocy nie było. Rockefeller tak obniżył koszt rafinacji ropy i wytwarzania kerosenu, że każdy przygłup wioskowy mógł świecić w nocy lampką i czytać książki lub czasopisma. Antymonopolista antyrynkowy, czyli Kamil, z pewnością już knułby wojnę, jak tu rozbić ten wstrętny monopol, podzielić Standard Oil na kilkanaście spółek i narzucić ceny urzędowe, bo SO za tanio sprzedaje, nie dopuszcza konkurencji, aj waj.
A kto obalił monopol SO? TOMASZ EDISON, DZIWKO! Wynalazł żarówkę, i nikt już nie potrzebował kerosenu, bo świeciło z sufitu!!! Konkurencja przychodzi niespodziewanie, znienacka, nigdy jej nie przewidzisz, ty mały hitlerku ty. Ty knypie!
Należy tylko pozwolić rynkowi działać, i nie utrudniać niczego. I to jest faktyczna praktyka biznesowa, a nie mdłe opowiastki z etatystycznego świata. Libertarianie nie akceptują metody małych kroków, gdyż nawet praktyka pokazuje, iż małe kroki w prawo zawsze są przeważane długimi susami w lewo w brudnych buciorach brunatnego bydła.

AD7 Keluś, nie podskakuj, bo jesteś starszy (?) minimalnie (?). Twój ustawiczny brak kultury zwalnia nawet dżentelmenów z obowiązku szacunku wobec Ciebie. Trzymaj się, dwie zdrowaśki za Twoje nawrócenie.


Jestem starszy od ciebie o dekadę, i nie zachowuję się, jakbym odkrył św. Graala. Zasady kultury obowiązują tylko wobec przedstawicieli cywilizacji, a lewactwo do takich nie należy. Ty, jako obmierzły, pozbawiony pokory wobec starszych i mądrzejszych, butny patafian i antykapitalista, również się kwalifikujesz do adresatów obelg i kalumnii. Zawrzyj więc zwieracz i słuchaj PANA!

dowiedzże się, czym jest ordoliberalizm.


Widzisz, ja wiedziałem już 12 lat temu, gdy ty jeszcze krzyczałeś "DAJ!". Jakkolwiek sensowna idea, w twoim wykonaniu staje się groteskowa. Jak pisałem, ośmieszasz nie tylko siebie. Ośmieszasz dorobek Euckena i Röpkego. Masz tu, poczytaj o ordo okiem austriaka: http://mercatus.org/publication/postwar-german-wonder-economy-and-ordoliberalism

Nie, wbrew pozorom, żaden ordoliberał nie preferuje państwa wyznaniowego. Ciesz się, bracie. Nawracać chcemy - my ormolyberały - ciągle z wolnej woli w wolnym społeczeństwie. Nie znaczy to, że mamy czcić złotego rand-owskiego cielca.


Ordoliberał nie. Ormo-lyberał Kamil owszem. Gdzie Rzym, a gdzie Krym? Gnój rozwozić po polu, a nie pod ordoliberalizm się podpinać, pryszczacu!


___

A teraz poważnie, skoro aż tak naciskasz na konfrontację z "talmudystami", przyjedź na Letnie Seminarium Ekonomiczne w tym roku, organizowane przez Instytut Misesa, i pokaż, na co cię stać. Zaoraj aprioryzm i prakseologię, czy co tam chcesz. Niestety, obawiam się, że możesz oblać egzamin na zakończenie seminarium, i staniesz się taki, jak niejaki Stachu - oszalały z frustracji...

Bez modlitwy.

piątek, 16 marca 2012

Kamil Kisiel ośmiesza nie tylko siebie

Trollujący po internetach karzeł reakcji, Kamil Kisiel (znany m.in. z prokapitalizm.pl i karlyreakcji.pl) wysrał z siebie (bo inaczej tego nie można nazwać) kolejny artykuł, podobno "polemiczny", gdzie udowadnia... właściwie nie wiadomo co. Natomiast z pewnością ośmiesza się nie tylko zupełną nieznajomością podstaw ekonomii - nawet bez zaawansowanej wiedzy "austriackiej" - jak i libertariańskiej filozofii politycznej. Brak merytorycznych argumentów tuszuje metafizycznym bełkotem i korzystaniem z palety słów-kluczy w stylu "ordoliberalizm", "urynkowienie", "sukces etyki", "naturalny porządek". Nic z tych słów nie wynika, a i dalsze elaboracje tego młodego człowieka, to wyłącznie kontynuacja bełkotu.
Spróbujmy odpowiedzieć na niektóre, bardziej zbliżone do merytorycznych, punkty.

ordoliberalizm bada tylko związek pomiędzy etyką (nie tylko katolicką), a gospodarką i że wynik tych badań (empirycznych, a jak) okazał się pozytywny.


Badania empiryczne w naukach społecznych, jak już dawno pisał Mises, są bezwartościowe, więc możemy ten aspekt łaskawie pominąć. Natomiast Mises również pisał, że to idee wpływają na bieg historii, konkretne ideały moralne, etyczne. Np. nienaruszalność własności prywatnej, to konkretny ideał etyczny, który jest warunkiem sine qua non istnienia kapitalizmu. Nikt tego nie podważa, a już na pewno nie szkoła austriacka. Tyle, że "państwowy zamordyzm" i inżynieria społeczna, tak hołubione przez Kamila, nie ma nic wspólnego z ochroną własności prywatnej przez niezawisłe sądy. Wręcz przeciwnie - wszak ingerencja państwa w moralność ludzi i ich indywidualne wybory, narusza ich własność prywatną, więc podważa ten fundament kapitalizmu. Nic dziwnego więc, ze bożek ordoliberalizmu - RFN - tak szybko stało się państwem o rozbuchanym socjalu i całej plejadzie "myślozbrodni" w kodeksie karnym. Trudno też uznać Singapur za ideał kraju kapitalistycznego. No, ale dla sfrustrowanych chłopaczków, którym marzy się władcza knaga, możliwość dyktowania przez państwo dopuszczalnej gamy zachowań to ideał rządzenia.

Ekonomiczny talmudysta nie zrozumie, że państwowe przedsiębiorstwo, będąc monopolistą, nie nadaje się do prywatyzacji.


A czemu nie? Bo Kamilek tak zdecydował? Na wolnym rynku nie ma monopolistów, bez interwencji państwa w rynek nie powstają monopole, i nawet "monopole naturalne", jak wodociągi czy elektrownie, nie są wcale monopolami, gdyż zawsze istnieje możliwość konkurowania z nimi, pod warunkiem, że państwo nie przeszkadza. Ślepy, bądź niedouczony gówniarz, który nigdy nie zgłębiał procesów rynkowych i konkurencji w biznesie, trudno, by to pojął. Od siebie polecam literaturę przedmiotu - Kirzner "Konkurencja i przedsiębiorczość", choćby. I zachęcam do przestudiowania przypadków, kiedy monopoliści zostali wygryzieni przez innowacje rynkowe, a nie interwencję państwa.

Historia londyńskiej kanalizacji, reprywatyzowanej z powodu paniki powstałej po prywatyzacji (ceny w górę, jakość w dół) to nic - ale skoro tak, to może talmudystka Tomcia poczyta Prebble'a. Nie, nowozelandzki rząd nie sprywatyzował, tylko urynkowił państwowe molochy.


To w końcu reprywatyzowanej, czy renacjonalizowanej? zdecyduj się, chłopcze, bo odnoszę wrażenie, że czytam upośleda. Nie da się urynkowić bez prywatyzacji spółki państwowej, jest to z definicji niemożliwe. Taka spółka nadal będzie tylko bawiła się w rynek, a nie funkcjonowała jak normalne przedsiębiorstwo prywatne. To po pierwsze. Po drugie, cena produktu na wolnym rynku jest zawsze ceną rynkową, więc jeśli po prywatyzacji cena produktu byłego państwowego molocha idzie w górę, to znaczy, że tak musi - i że wcześniej ceny były sztucznie zaniżone! To system cen jest najważniejszym elementem gospodarki rynkowej, przenosi newralgiczne informacje i przeszkadzanie w formowaniu się rynkowych cen jest zbrodnią, której dopuszcza się państwo. Kamilkom i reszcie faszystów to najwidoczniej nie przeszkadza. Tylko po podniesieniu się cen usług kanalizacyjnych, czy prądu, rynek może w sposób właściwy zareagować, konsumenci zmniejszyć popyt, a inwestorzy dokonać właściwej oceny sposobności zarobku - i skierować kapitał właśnie w celu konkurowania z dotychczasowym monopolistą. Trudno zrozumieć? Nie dla kogoś, kto faktycznie zajmuje się biznesem, zna działanie systemu cen, i wolnego od interwencji rynku. Interwencjonista i zamordysta tego nie pojmie - będzie rzucał wyzwiska typu "talmudyczna szkoła ekonomii", "prymat etyki nad ekonomią" (co jest etycznego w okradaniu właściciela firmy przez narzucanie mu urzędowych cen?), itp. niefalsyfikowalne bzdury.

Niemcy nie sprzedali sieci energetycznej, bo to oznaczałoby przerobienie monopolu państwowego na prywatny - i wyszłoby jeszcze gorzej, bo zamiast być dobrem wspólnym taka rzecz staje się szkodnikiem dla wszystkich.


Kolejny zarzut padający z ust knypa bez szkoły, który nie rozumie, że gospodarka rynkowa to gospodarka dynamiczna, w ciągłym ruchu i poddawana ciągłym zmianom ze strony przedsiębiorczych jednostek. Owszem, jeśli państwo reguluje gospodarkę do tego stopnia, że wejście na rynek jest utrudnione, albo prawa własności nie są należycie definiowane i chronione - to uczynienie z państwowego monopolu prywatnego jest tylko przekazaniem przywileju w ręce namaszczonej sitwy. Ale nie na tym polega gospodarka rynkowa, i żaden z "talmudystów" takiego połowicznego rozwiązania nie proponuje. Nie doczytałeś Kamil, następnym razem zrób nam przysługę, i nie pisz.
W jaki sposób prywatne firmy mogą konkurować z gigantem sieci elektrycznej, czy wodociągowej? Na bardzo różny sposób, jest to już w gestii prywatnych przedsiębiorców, skuszonych wysokimi zyskami, gdy monopolista podniesie ceny do poziomu rynkowego. Możliwości jest mnóstwo, należy dać zadziałać rynkowi. Kamil nie rozumie, że w przeciwnym wypadku dostajemy stagnację i pogarszanie się jakości usług (mimo, iż kontrolowane ceny pozostają w miarę niskie), bez szans na pojawienie się innowacyjnych pomysłów.

Co do władzy - to Hoppe mówił wprost - organiczne społeczeństwo średniowieczne rządziło się patria potestat: ojciec - senior - król - Bóg (Ojciec Wszechmogący!) Pojedynczy fenomen ojca-władcy jest tutaj redukcją i namiestnikiem Boga. I to jest NATURALNY PORZĄDEK, a nie fantazyje młodszej generacji talmudycznej szkoły ekonomii.


A to już przykład bełkotu, z którego nic nie wynika. A raczej wynika następujący wniosek. Skoro niżej podpisany jest o wiele starszy i mądrzejszy, niż Kamil, należy mu się tradycyjnie szacunek, pokłon i ucałowanie ręki. Na "ty" ci nie pozwoliłem przejść, chłystku, więc jak się nie nauczysz dobrych manier, to kindersztubę przyswoisz po kontakcie z moim nahajem. Możesz wstać teraz z kolan.

Szalom
Kel`Thuz

sobota, 10 marca 2012

About fractional reserve free banking once more

Fractional reserve free banking is inherently unstable, and Scottish episode of free banking was very far from stable. It was rife with booms and busts and suspension of payments to depositors, although the role of Bank of England in fueling the Scottish banks' credit expansion was to an extent significant.
As David Howden, a renowned Austrian monetary economist, explained in yesterday's talk at the Austrian Scholars Conference (the video will be available shortly on YouTube via "misesmedia" channel), fractional reserve free banking continually mismatches savings with investments, because the banks engaged in fractional reserve treat cash balances as savings, while the depositors don't. That is - when a depositor senses a bad investment climate and instead of channeling his funds into savings account, decides to keep them as additional cash balance on his deposit account, the bank treats it as savings anyway and loans it to business. Market interest rate therefore are low, even though depositor's time-preference is high - he senses uncertainty and prefers to have a higher on demand cash. Fractional reserve banking deprives him of that, fueling an investment boom which is inherently unstable, because the depositor will use his cash balance for his own spending in undiscernable future (either for consumption or investment), when he feels certainty again in the market, thus forcing the bank to curtail its outstanding loans and eventually bankrupting several investors who borrowed the depositor's cash balance as if it were his genuine savings. The bank may even have to suspend payments, if depositors who had increased their cash balances were in high number. So, a typical boom & bust cycle.
Fractional reserve banks engage in such practices at all times, because of prisoner's dilemma - if a bank would like to remain prudent and don't expand credit with ingenuine 'savings' (deposits), he suffers a competetive disadvantage from other banks, who liberally expand credit and fuel investment boom, raking in huge profits. When bust hits, some banks go bankrupt, some survive - retaining some profits, and still being better off than before boom. Therefore, every bank in fractional reserve regime will expand on fiduciary credit, because it's in its self-interest much more than not.
This observation, made by professor Jesus Huerta de Soto in his magnum opus "Money, Bank Credit and Economic Cycles", is staggering. Federal Reserve did not appear out of thin air, but it was decades-long cycle of fractional reserve free banking getting more and more centralized, until the need for the lender of last resort was finalized to make the cartel complete.
And I haven't even mentioned the obvious transgression of property rights of depositors, which takes place in fractional reserve banking, unless the depositor is informed in plain English in his contract, that he does not in fact deposit his money, but loans it to bank and receives not money certificates, but mere lottery tickets for possible redemption - and not on demand, but when bank decides so.
And we could go on and on.

From the perspective of property rights, fractional reserve banking with a central bank is inherently immoral. Without a central bank - it remains immoral as long as a legal tender law is in effect, as it renders all banknotes issued in excess of bank reserves as duplicate titles to pieces of property (money proper). With no legal tender laws, and each bank issuing his own bank tickets - property rights are not violated only in as long as the contract signed with the customer clearly states that it is not a deposit service, but a loan, and money is not 100% redeemable on demand.