Osobiście mogę skupić się tylko na ekonomicznych i logicznych argumentach.
Czasem jednak, gdy chodzi np. o historię kapitalizmu i socjologiczne oddziaływania, aprioryzm jest zbyteczny i ustępuje niestety czy stety empiryzmowi, a nawet historycyzmowi. Logika i racjonalizm w przypadku człowieka często nie są w stanie dać odpowiedzi - ponieważ człowiek jest nieprzewidywalny i częstokroć nieracjonalny.
Jedno zdanie nie ma nic wspólnego z drugim. Historia, to wynik ludzkiego działania, a badaniem ludzkiego działania zajmuje się prakseologia. Historia jako zbiór tzw. faktów, nie przedstawia niczego ot tak. By powiązać fakty, należy użyć apriorycznej teorii ludzkiego działania. Stąd dzieło Misesa "Teoria i historia", poruszające właśnie tę kwestię. Pudło, Kamil.
Ten piękny kapitalizm, ten laissez-faire, został zaorany przez 99% ekonomistów, nie mówiąc, że społeczeństwa europejskie same pożegnały go z ulgą. I to jest powodem moich zmartwień, ta "socjologiczna nietrwałość" kapitalizmu... może Schumpeter w swoim opus magnum ("Kapitalizm, socjalizm, demokracja") pomoże mi rozwiązać ten dylemat - właśnie zabieram się do czytania.
Dlaczego tak się stało, to wyjaśnia Mises w "Mentalności antykapitalistycznej" i Rand we wszystkich swoich dziełach. AYN RAND właśnie, nikt inny, sięgnęła do rdzenia wszelkich ludzkich powodzeń i niepowodzeń, a mianowicie do moralności. Kapitalizm bez moralności kapitalistycznej (czyli racjonalnego egoizmu) jest tylko efemerydą, mogącą w moment upaść - tak, jak stało się w 1914 r., gdy cały system światowego wolnego handlu szlag trafił. Chcesz poznać tajemnicę kapitalizmu, ludzkiej moralności i ludzkiego postępu, to czytaj Rand.
R. porzucił immanentyzm liberalizmu, krytykował wielko-zasobne ciała gospodarcze, był antropologicznym pesymistą (a nie wesołym epikurejczykiem jak talmudyści), co już z definicji przybliża go bardzo mocno do kulturowego konserwatyzmu.
No pewnie, przecież nawet Danek go cytuje. I to już powód, by być takim jak on, mizantropem. W sumie niedaleko Korwinowi do takiego podejścia, też krytykuje reklamę...
Jeśli utrzymanie państwowego monopolu oznacza mniejsze koszty dla wszystkich, niż utrzymanie prywatnego, to jakie wyjście z punktu widzenia efektywności gospodarczej jest lepsze?
I tutaj dochodzimy do najważniejszego problemu z Kamilem. Kamil nie rozumie za grosz ekonomii. Skąd możesz wiedzieć, Kamil, czy "koszty dla wszystkich" są mniejsze, skoro NIE MA RYNKU - gdyż mamy do czynienia z państwowym monopolistą - by te koszty w ogóle oszacować? Nie rozumiesz też pojęcia monopolu. Prywatna firma, jeśli nie istnieje zakaz konkurowania z nią, nie jest "prywatnym monopolem". Wracając do kosztów, rozumujesz w sposób bardzo prymitywny - no właśnie jak student I-szego roku mikro co najwyżej - koszta ponoszone przez wszystkich w przypadku państwowego monopolu są siłą rzeczy (jako niemożliwe do oszacowania, a więc i kontroli) wyższe, i płacone przez całą gospodarkę, głównie jako koszta utraconych możliwości, stagnację danego sektora, subwencje i dopłaty do danego monopolisty, itd. Tylko prywatna firma bez przywilejów państwowych, pobierając rynkowe ceny za swoje usługi i ponosząc rynkowe koszty, jest w stanie sprawiedliwie obciążyć realnymi kosztami tych, co korzystają z jej usług, i dać tym samym konkretny, zdefiniowany sygnał na rynek - "kosztuje nas to tyle a tyle, żądamy takiej a takiej ceny, mamy taki a taki zysk". I to jest podejście biznesowe i racjonalne. Podejście Kamila, to podejście godne "kapitalizmu kompradorskiego", gdzie kolesie radnych miejskich obsadzają stanowiska w takiej komunalnej spółce kosztem podatników i konsumentów.
Nie wiem, co jest ze mną, może mam kiepską wyobraźnię, ale niemożliwym do wyobrażenia jest alternatywny system wodociągów. Każdy urbanista słysząc takie coś, uśmiechnąłby się litościwie.
Widocznie jesteś na to za głupi. Brutalna prawda. Na szczęście nie od ciebie i twojej płytkiej wyobraźni zależy działanie rynku, tylko od inwencji i wysiłku milionów przedsiębiorców, którzy dawno już wpadliby na pomysł, jak konkurować na rynku dostarczania wody mieszkańcom miast, gdyby im pozwolono. Developerzy budujący nowe osiedla braliby pod uwagę, że klienci chcieliby mieć dostęp do oferty alternatywnych dostawców, i projektowali budynki pod tym kątem, itd, itp. Tak, jak ma to miejsce w przypadku konkurujących sieci kablowych i telefonii. Tacy jak ty, ludzie o "kiepskiej wyobraźni", pewnie 10 lat temu nie wyobrażali sobie alternatywnego systemu łącz telefonicznych, i traktowali TPSA jako obrzydliwego monopolistę, który powinien pozostać spółką państwową. A tymczasem Telefonia Dialog zbudowała swoją sieć we Wrocławiu, Legnicy, Jaworze, i odebrała TPSIe cały rynek. Na szczęście nie pytali o zdanie Kamila.
Nic jednak dziwnego, gdy traktuje się społeczeństwo jako zbiór samoistnych monad, w takim wypadku pojęcie dobra wspólnego nie istnieje.
Gdy Kamila zawodzi wyobraźnia i nie ma argumentów, to natychmiast przechodzi do konserwatywnego bełkotu i zaczyna ciskać kazania o "dobru wspólnym". Na szczęście każdy w miarę obyty antysocjalista wie, że gdy przeciwnik bełkocze o "dobru wspólnym", to chce nas okraść. Dlatego jedną ręką trzymam portfel, a drugą mierzę do Kamila z rewolweru.
Nie, preferuję takie rozwiązania, jak Niemcy uczynili w sektorze energetycznym. Prąd dostarczają prywaciarze, ale płacą za użytek państwowej sieci energetycznej. Dzięki temu, że jeden dostawca nie zmonopolizował sieci energetycznej, można było stworzyć warunki doskonałej konkurencji na rynku, bo konkurencja>wolny rynek (często to się pokrywa, ale nie zawsze).
Kolejne bzdury studencika z I-go roku. Znowu problem niemożliwych do oszacowania realnych kosztów, bo sieć jest państwowa, więc nie wiadomo, ile faktycznie powinien kosztować przesył prądu, i jak kształtowałaby się cena, gdyby rynek był wolny. Rozwiązanie fatalne. Konsument nie wie, ile traci, natomiast wiadomo, że traci cała gospodarka, w porównaniu do rozwiązania laissez-faire. I też bardzo istotna sprawa - Kamil faktycznie wierzy, że państwowy przymus "ukonkurencyjniania" jest ważniejszy, niż własność prywatna. Zamiast sprywatyzować linie przesyłowe (rozdać udziały wszystkim podatnikom, na przykład), mamy przymusowo utrzymywane przez podatników łącza o nieoszacowanym, zawyżonym koszcie, w imię ideologii "konkurencji doskonałej", czyli kontrolowanej przez państwo, gdyż na realnym rynku takiej absurdalnej sytuacji nie ma nigdy. O konkurencji pisał szeroko Hayek, czy Kirzner, i koncepcja "konkurencji doskonałej" jest przez nich błyskotliwie zmiażdżona. Konkurencja jest wtedy, gdy mamy nienaruszalność własności prywatnej, i realny rynek z realnie kształtującymi się cenami, a nie zabawę państwa w niby-konkurencję na państwowej własności bez racjonalnej kalkulacji ekonomicznej.
Jest to lepsze rozwiązanie, niż marnowanie czasu, zasobów i pieniędzy na budowę alternatywnych sieci energetycznych (ktoś wyobraża sobie pokryć połać 82-milionowego kraju? hahahaha!).
A skąd wiesz, że lepsze? Nie wiesz, gdyż nie możesz tego oszacować, gdyż nie ma rynku. Strzelasz sobie w kolano co rusz, ośmieszając swoją żałośnie niską wiedzę ekonomiczną.
To rynek i dynamiczna konkurencja między wieloma podmiotami decydują, co jest lepszym i bardziej opłacalnym rozwiązaniem dla konsumenta. Gdyż to konsument ma decydować, a nie rządowy planista przejmujący się "dobrem wspólnym", którego nie ma - więc zastępuje je dobrem swojej kieszeni.
Same firmy tego nie chciały, gdyż lepiej jest uiścić opłatę za korzystanie z tego, co jest (dla wszystkich).
A co się dziwisz? Jasne, że kartel uprzywilejowanych w tym momencie firm, mających dostęp do państwowej sieci, będzie obstawał za tym, skoro koszty infrastruktury ponosi podatnik, a nie rzeczone przedsiębiorstwa. Ameryki nie odkryłeś, Kapitanie Oczywizm.
Należy tutaj zauważyć, że teoretycznie w Niemczech jest możliwa budowa alternatywnej sieci energetycznej, ale tego nikt nie robi, bo ZIEMIA, SUROWCE, KABLE, INSTALACJA, KONSERWACJA, TRANSAKCJE kosztują, a najwięcej kosztuje CZAS (budowa takiej sieci to robota na hoho). Powtórzę: Tak wszyscy mają jedną, świetną i nowoczesną sieć przesyłową.
HELLO, KAPITANIE! Gdyby rynek był wolny, a więc istniały sygnały cenowe, takie jak stopa zwrotu w sektorze przesyłu, produkcji i dystrybucji energii, to wtedy by było przynajmniej wiadomo, ILE wynoszą rynkowe koszty takiej zabawy, i inwestorzy mogliby kalkulować. Wówczas oni by zdecydowali, czy ładować miliardy na 20 lat, czy nie. Obecnie, skoro podatnik płaci za sieć, to nikt nawet nie zrobi kosztorysu. Zresztą, żyjemy w czasach tak niepewnych z powodu ciągłej interwencji państwa, że inwestycje 20-letnie, czy 50-letnie, które były normą w XIX w., gdy budowano sieci energetyczne i wodociągowe po całych Stanach Zjednoczonych, kraju dziesiątki razy większego, niż Niemcy, są obecnie rzadkością, a w sektorach zdominowanych przez państwo, nie występują, choć konsument by na tym najbardziej skorzystał. Po prostu, banda debili z doktoratami państwowych uniwersytetów, gdzie natłukli im do głowy, że energetyką musi zajmować się państwo, bo nie można sobie wyobrazić "alternatywnych sieci energetycznych", nie uwolni rynku, bo nie. Zawsze można kolesi obsadzić w zarządzie, żyć nie umierać.
Ahh, ta jedna świetna nowoczesna sieć przesyłowa... Kolejne aroganckie szczeknięcie szczeniaka. Kamil jest absolutnie pewien, że państwowa sieć jest najlepsza na świecie, no po prostu musi być najlepsza, bo tak mówią Niemcy. Sorry, Winnetou, ale nie jesteś w stanie tego oszacować, gdyż tylko rynek może zweryfikować, jaki rodzaj sieci za jakie pieniądze jest najlepszy dla danych potrzeb konsumenta.
Co do ćpania, to przecież wyłożył brat Tomasz to samo, co powiedziałem. I wbrew pozorom, w tworzenie się czarnego rynku ceteris paribus wierzę - tylko, że wierzę też w koszta zewnętrzne/społeczne.
I znowu Kamil-kolektywista swoje. Ileż można?... Wierzyć, to sobie możesz, ale obiekt wierzeń nie stanie się od tego rzeczywisty. Nie da się oszacować efemerydy pn. "koszta społeczne", gdyż takiego zwierzęcia w realnej ekonomii nie ma.
Efekt kuli śniegowej. Czasem nie do powstrzymania. Stały defekt na mentalności członków społeczeństwa. Widać to w najbardziej liberalnym kraju świata - Jamajce.
"Czasem nie do powstrzymania" - no tak, mentalność planisty uniemożliwia uznanie istnienia wolnej woli. Determinizm, nieuchronna zagłada, gdyż nieopatrznie pozwoliliśmy na dobrowolną wymianę między producentem konopi, a ich konsumentem...
Jamajka... Proszę cię... Podawaj kraje cywilizowane. Czemu nie podałeś Holandii?
Obrazowy przykład z socjologii: Jeśli ćpanie heroiny jest złe i jeśli w danym towarzystwie 4 osób 3 ćpią, to 4 niećpająca jest wystawiona na potężną presję. Poprzednie 3 osoby miały dokładnie tę samą drogę za sobą - presję towarzyską (społeczną). Znamy skutki ćpania heroiny i nie są one wesołe. Jeśli zwiększamy koszty i ryzyko (lub w odwrotnej kolejności), to zmniejszamy zasięg - legalizując zwiększamy zasięg do maksimum.
Matko... I oczywiście z determinizmu wynika, że wszyscy będą ćpać, bo taka moda. Nawet Kamil będzie, gdyż jest za słaby, by podołać presji społecznej. Przypominam, że narkotyki, legalne bądź nie, społecznym przyzwoleniem się nie cieszą i raczej się to nie zmieni - zwłaszcza, że po legalizacji podniesie się solidne larum, i rozpoczną działalność wolontariaty, fundacje et cetera. No, ale Kamil bez planowania społecznych zachowań dostaje drgawek, więc musi się kurczowo trzymać tematu absolutnej prohibicji używek. Ciekawe, że za absolutną prohibicją alkoholu nie gardłuje, skoro presja społeczna na zalewanie się w trupa jest w Polsce bardzo powszechna.
Czarny rynek wprawdzie jest faktem, ale lepszy wąski czarny rynek, niż kosmiczna biała strefa.
Skąd Kamil wie, jakie będą rozmiary białej strefy po przywróceniu wolnego rynku w dziedzinie narkotyków? Wszyscy koledzy Kamila już zapowiedzieli, że pójdą na masową degustację wszelkiej chemii? Arogancja chłystka wali po pysku, że ho ho. Przypominam, że sprzedaż narkotyków jak normalnego towaru w sklepie daje znacznie lepsze pole kontroli dla ukochanego przez Kamila państwa, niż czarny rynek. Można nawet sanepid zobowiązać do kontroli jakości. Żart taki. Libertariański.
Fundacje i ośrodki ewangelickie oraz katolickie mają w tym względzie dużo większą wiedzę merytoryczną niż Tomcio Cz. i ja wierzę im i ich doświadczeniom, niż wiary w to, że społeczeństwo po ćpaniu byłoby zdolne do kapitalizmu lub czegokolwiek.
Uwaga! Drogie społeczeństwo. Grozi ci zaćpanie się na śmierć. Nawet nie wiesz, po co ci narkotyki, i nigdy nie kontemplowałeś możliwości spróbowania - ale jak tylko w delikatesach będzie speed w dropsach, zaćpasz się na śmierć, gdyż nie masz rozumu. Bez nas umierałbyś pod płotem, robimy wszystko dla twojego dobra. A teraz, drogie społeczeństwo, musimy podnieść ci wiek emerytalny do 67 roku, bo inaczej będziesz umierał pod płotem. Coś się nie podoba? Wąchaj bat.
Prakseologia byłaby równie martwa w takim wypadku, jak nauka dla umarłego z powodu raka płuc, że palenie powoduje tegoż raka. I nie wiadomo, czy byłaby to nauczka dla reszty.
No tak, wszyscy zaćpaliby się, tak jak teraz wszyscy myśliciele zapili się w trupa.
Ograniczam się jedynie do tego, co przedstawił Milton Friedman w "Free to Choose".
Otóż to, Kamil. Ograniczasz się. Ograniczasz się do bardzo małego wycinka wiedzy, w dodatku marnej. Ale punkt dla ciebie, że się przyznałeś do swojej niekompetencji i braku oczytania w literaturze przedmiotu.