piątek, 20 listopada 2009

Anatomia umysłu podczłowieka

Na forum Odali grasuje niejaki Oswald, który tak scharakteryzował niżej podpisanego:

pogadałem sobie z nim ostatnio i moim zdaniem jego gadka to same bzdury, nie mówiąc już o poglądach, np. uważa się za skrajną prawicę a jest anarchokapitalistą, antyteistą, antytradycjonalistą, antropocentrykiem, częściowo popiera rewolucję francuską i jego zdaniem dwie najzajebistsze ideologie to liberalizm i racjonalizm :lol: system stanowy i monarchia absolutna to wg niego żydowskie wymysły, za to jara się równością wszystkich wobec prawa, jak czegoś nie udowodnili masoni z uniwersytetów to to nie istnieje, cywilizacja kupców to cywilizacja nadludzi, konsekwencją postępu duchowego jest postęp technologiczny, podnieca się żydowską filozofią obiektywizmu i jak każda żyd-masońska gnida twierdzi, że boga wymyślili ludzie, no i jest pacyfistą itd. itp. nawet szkoda by ołowiu na niego


Cały ja! Wyjątkowo tylko nie jestem pacyfistą, aczkolwiek dla autora powyższych słów zapewne powstrzymywanie się od inicjacji przemocy jest już oznaką słabości.
W każdym razie mamy tutaj jak na dłoni, wypisz-wymaluj schemat myślowy autentycznego podczłowieka. Bunt przeciw Rozumowi, bezmyślne i bezrefleksyjne poddanie się mglistemu mistycyzmowi jakiejś tam "Tradycji" (która nigdy nie istniała realnie, jest wymysłem chorego, podludzkiego umysłu właśnie - podobnie jak każda religia), apologia stagnacji, wegetacji i prymatu "ducha" nad materią - oraz przemocy nad dobrowolną współpracą, w razie oporu ze strony plebsu nieczającego Thradhycyi. Przepis na katastrofę. Typowy anti-human, anti-life.
Jakikolwiek brak logicznych argumentów z jego strony wynika z wrogości wobec stosowania logiki i racjonalnego dyskursu w ogóle - tak więc tow. Oswald staje w jednym rzędzie z żydowskimi ortodoksami, fanatycznym klerem, Adamem Dankiem i ajatollahami, czyli elementem, który wyzbył się jedynej cechy świadczącej o człowieczeństwie - Rozumu.
Zaorać.

sobota, 24 października 2009

Profesor Mengele polskiej filozofii

Dawno nie było głośno o prof. Marii Szyszkowskiej, onegdaj senator SLD (obecnie Antyludzka Partia Podstępu RACJA), i w sumie bardzo się z tego powodu cieszę. Jakoś jej projekty ustaw za bardzo nie przemawiają do człowieka Rozumu, zwłaszcza jeśli się poczyta jej wynurzenia na tematy bardziej poważne, jak np. gospodarka.
Oto też pani profesor posiada własną stronę, gdzie produkuje się w licznych artykułach, manifestując swoją lewicowość, nietzscheańskość i w ogóle urągając zdrowemu rozsądkowi.
Serwis internetowy profesoressy Szyszkowskiej obfituje m.in. w takie kwiatki [dzięki Necro]:
Nie wolno przekazywać / zresztą w sposób pozbawiony korzyści dla społeczeństwa / wspólnego, czyli państwowego majątku do wyprzedaży. Nie wolno także tracić z pola uwagi ogromnego znaczenia własności spółdzielczej, której wartość należałoby u nas przywrócić i wykorzystywać dla zmniejszenia biedy. Ale takich rozstrzygnięć, niekorzystnych dla wielkiego kapitału, nie można spodziewać się po rządach Tuska, myślącego kategoriami Balcerowicza.


Przepraszam bardzo, ale kto niby utrudnia zakładanie spółdzielni? Gdyby spółdzielnie faktycznie były najlepszą formą organizacji w gospodarce rynkowej, to zdominowałyby każdą branżę. Ale niestety nie są - jest to przeżytek ery "ludziów pracy", ponieważ zarówno teoria ekonomii, jak i doświadczenie setek lat istnienia gospodarki rynkowej wskazują, iż własność wspólna cierpi nie tylko na problem nieefektywnego zarządzania, ale marnotrawstwo kapitału, wynikające z istnienia własności spółdzielczej, powoduje masową biedę i gigantyczne koszty utraconych możliwości. Socjaliści jednakże, a więc również Szyszkowska, upierają się przy spółdzielniach, gdyż teoretycznie "dla każdego znajdzie się praca". Co z tego, że za taką płacę, za którą nie dostanie nawet połowy tego, na co pozwolić sobie może robotnik w nie-ma-przeproś kapitalistycznym wyzysku. Dla socjalisty to bez znaczenia. Dla niego liczy się to, że jest PO RÓWNO, z tym, że po równo obdzieleni są ludzie biedą, a wielce oświeceni inżynierowie społeczni, jak Szyszkowska, dzierżą ster władzy.

Lewicowość wiąże się nierozdzielnie z traktowaniem każdego człowieka jako celu samego w sobie, a nigdy jako środka do nawet najbardziej szczytnych celów. Ta zasada płynąca z filozofii Kanta stanowi podstawę socjalizmu. Człowiek lewicy nie powinien uznawać własności prywatnej za świętą i nienaruszalną. Powinien cenić także własność państwową i spółdzielczą


Jedno wielkie samozaprzeczenie. To właśnie własność prywatna pozwala zachować człowiekowi jego przymioty człowieczeństwa. Gdy zostaje wyparta przez tak ukochaną "własność państwową" (czyli zagrabione mienie w rękach oligarchów), następuje masowe zbydlęcenie ludzi, utrata godności osobistej i zaczynają się konflikty o to, kto będzie zarządzał folwarkiem i spijał śmietankę. Najgorsze wady ludzkości wtedy zyskują głos. Czy to właśnie o to chodzi Szyszkowskiej? O ten "cel sam w sobie"? Może ta kobieta naiwnie sądzi, że jest tak oświecona, iż jej nie grozi schamienie i degeneracja, i będzie w stanie jako ostatnia sprawiedliwa zarządzać kolektywną własnością narodu "mądrze i dobrze" ?
Proponuję jej lepiej poczytać dzieła Ludwiga von Misesa, np. "Socjalizm", "Planowany chaos" albo "Interwencjonizm", gdyż na dzień dzisiejszy konsekwencje jej poglądów plasują ją mniej więcej między Strasserem a Hitlerem, a do Lenina i Mao już tylko parę kroków.

niedziela, 18 października 2009

Koniec UPR - początkiem nowego.

Jak już powszechnie wiadomo, Janusz Korwin-Mikke odszedł z UPR, gdy Konwentykl udzielił absolutorium dotychczasowemu prezesowi, B. Witczakowi, który wsławił się skonsumowaniem 24000 zł z kasy partii, bez poinformowania Rady Głównej. UPR bez Korwina jest właściwie martwa, a z takim prezesem i bałaganem w niej - można powiedzieć, że jej era dobiegła po 20 latach końca.

Jest to świetna okazja, by działacze młodzieżówek, ludzie wszak już trochę doświadczeni, poszli wreszcie po rozum do głowy, i wzięli sprawy we własne ręce. Założenie nowej, świeżej i radykalnie wolnościowej, libertariańskiej partii, niemającej nic wspólnego ze starą gwardią UPRowskich nieudaczników. Bez Korwina, bez hitlerów, stalinów i niepełnosprawnych dzieci - za to opartej o szkołę austriacką w ekonomii, i objektywizm w filozofii i moralności.

Inaczej się nie da.

środa, 14 października 2009

continue on Arguing on Stormfront

I was "silenced" on Stormfront, even though I've been a long-time member, for my defence of homesteading principle during the debate about Israel.
Now I answer to this stereotypical reaction:

Not so hasty Mjodr. I was pro Isreal as little as two years ago and it is still something I wrestle with. I can't expalin why they are as evil as they are, but it is important to allow him here. Like me, he will never read about all the evil they seem to do against and he will never weigh that against the sunshine image the MSM paints if we start limiting people. We are suppose to be here to educate people and much in the same way I have learned what jews have been doing from you, he can also learn. I as a Christian have asked why, and theologically I have yet to be answered.


You all got it wrong. I've been "reawakened" as you call it since 2001, read most of the literature on the subject, and know all the stereotypical arguments. But I never blinded myself with dogmas and oversimplified black&white image of things, therefore I educated myself profoundly in economics and political philosophy. I prefer to use LOGIC and REASON, instead of immersing myself into subhuman troglodytism, and I hold the true values of Western civilization as the highest. Stupid dogmatism, stereotyped views and prejudices which fog reason are ANTI-WESTERN, and therefore, anti-white.
My point was, in defending the right of Israel to exist, to defend the principle of homesteading, which is the exclusively Western principle of morally acquiring property. Your bashing of Israel as "Jews stealing land from rightful Palestinian owners" (apart from being total bullshit from historical perspective), is undermining the right of AMERICA to exist, on the grounds that Europeans "stole" land from Indians. No, they didn't. They homesteaded unused land for themselves, by mixing their labour and erecting civilization among the wilderness. Jewish settlers did the same, as did Boers in Transvald, or Spanish settlers in Argentina for that matter.
So, if any self-proclaimed "White Nationalist" aligns himself with savage non-Western Islamists, who dream all day about destroying Western civilization and eradicating White race in the process, just for some Israel-bashing - then he is a fraud, not a real "White Nationalist". And these are the facts most of you seem to be blind to. And being blind to facts - is denying reality. Denying reality - is being anti-Reason. Being anti-Reason - is being anti-human, anti-life, ANTI-WHITE.

Now, as most of you are dogmatists with an obsession on the issue of race, and consider all Jews "non-white" (which is a complete disregard of physical antropology, btw), let me remind you, that one of the greatest Western philosophers, Friedrich Nietzsche, kept underlining this fact: that among the greatest defenders and contributors to Western civilization, were the enlightened (de-ghettoized) Jews, who embraced the Western civilization with all their heart and mind, as the pinnacle of human progress and the only light amidst the darkness which covered rest of the world. At the same time, as Nietzsche brilliantly pointed, the reactionary anti-Western, anti-civilizational forces were aligned with fanatic Christians in Europe, both Protestant and Catholic, who endorsed absolute monarchies, total state, mercantilism, serfdom, technological stagnation and total submission of thought.
Really, there is no greater threat to the Western civilization, and to the White man, than the White man himself, who surrenders Reason and all the institutions of Western civilization (personal liberty, private property, limited government, rule of law) to the dark reactionary elements from the ignoble past, when Europeans knew no progress, no freedom, no prosperity, but a constant fear of a boot on their faces in the name of the church, the king or the absolute state.
I really hope this dismal thing of the past is not your ideal for a society, otherwise this so called "White Nationalism" is no different from Oriental despotism Europe was trying to defend from for millenia.
And as you can see, aligning oneself with uncivilized savages who hold total submission to God (Is'lam) as their highest ideal, is the most anti-Western, ANTI-WHITE thing you can do. So do the math.

One of the greatest White Nationalists of all time, John "Birdman" Bryant, would agree with me 100%, as he, just like my humble self, knew and understood what was Western civilization all about, and what it takes to protect it.


LIBERTY, PROPERTY, PEACE.

niedziela, 11 października 2009

Arguing on Stormfront

This is my post from Stormfront forum, where I argue for the existence of Israel as the foothold of Western civilization in a hostile anti-reason world of Middle-Eastern savagery.
Here's the link


Fortunately, homesteading does not work along absurd "national" lines, or "historical" rights to lands. Palestine was a barren and desolate piece of desert, and when the Europeans came (of Jewish ancestry) in the late 1800, they erected a civilization this land knew not before. The savage Arabs became jealous of the Jewish prosperity and started flooding these Jewish-homesteaded (rightfully Jewish already, just as America is rightfully American, and not Indian) lands to snatch some of the pie the Jews baked.
That's the real history of Palestine, and has nothing to do with such absurd claims as "historical rights". The only right is the property right, high time you acknowledge fundamental natural law. And as Beduin nomads do not recognize property rights to land, they have no claim to Palestine at all.
Israel, although far too socialist to be considered a free country, is a vital part of Western civilization in this inhuman part of the world, and if America considers supporting Israel as a part of its policy of containing fanatic Islamic threat (the greatest threat to Western civilization since the Mongol invasions), then it is moral to provide military aid to Israel. And surrounding Arabic dictatorships would be no match for superior Israeli military might if it wasn't for earlier Soviet support.
The facts are: Israel is part of Western civilization. It is surrounded by people hostile to all aspects of our civilization and culture. If we lose Israel, we may soon lose Europe. Europe is by far the most hostile environment to Israel anyway, full of leftist-pacifist crap, so I'm afraid Europe has been long dead anyway.
And really, if Palestinians or other fanatics manage to overrun Israel, would we be more secure with Jihadists wielding atomic, chemical and biological weapons from former Israeli arsenal?

This whole anti-Israeli hysteria is just simply typical Jew-beating from troglodytes who completely disregard political philosophy, property rights and Realpolitiks.
Following your logic, it would be Americans who have no right to America, because Amerinds were here first. Or Afrikaners would have no right to South Africa, because some apemen were there first. So what if they did not recognize private property rights, they were first. That's your flawed logic of subhuman savage mind, which revels in collectivist circular 'reasoning'.

czwartek, 8 października 2009

Poziom ekspertów finansowych w kraju

Do napisania tego dissa skłonił mnie komentarz niejakiego Romana Przasnyskiego, głównego analityka Gold Finance, próbującego niezwykle nieudolnie tłumaczyć przyczyny wzrostu cen złota.


Jeśli pan Przasnyski naiwnie wierzy, że światu zachodniemu grozi deflacja po tym, jak rządy krajów Unii i USA wpompowały gigantyczną ilość pustego pieniądza w gospodarkę, to radzę mu poszukać innej pracy, gdyż nie ma pojęcia o ekonomii i teorii pieniądza. Inflacja przyjdzie nagle, tak jak nagle przyszedł kryzys (choć ekonomiści szkoły austriackiej z Instytutu Misesa dawno go przewidzieli) i oszczędności milionów Europejczyków i Amerykanów, którzy nie lokowali w złocie i azjatyckich akcjach, wyparują.
Natomiast nie wiem jak skrajnym kretynem trzeba być, by deflację traktować jako zagrożenie - skoro jest to po prostu nieuchronny powrót do rynkowej, niższej podaży pieniądza, i niższych, rynkowych cen. Idzie w górę stopa procentowa - do poziomu rynkowego. Deflacja i recesja - to oznaki ZDROWIENIA gospodarki, i rząd, który chce powstrzymać te procesy, jest rządem zbrodniczym. Podobnie zbrodniarzem ekonomicznym jest każdy, kto deflacji i recesji się sprzeciwia, nawołując do pompowania fiducjarnego pieniądza w upadające firmy.

niedziela, 27 września 2009

Bóstwo wolnorynkowych marksistów...

...czyli kapitalizm - wg socjalistycznych szowinistów z Falangi (www.falanga.boo.pl), prawdziwych mędrców - wszak mają w swoich szeregach guru Jedynej Słusznej Prawicy, Adama "Kunta-Kinte" Danka.
Cóż to za zarzut? Chłopcy z Falangi faktycznie wierzą, że libertarianie, wolnościowcy, mają idolatryczny stosunek do tego złego występnego kapitalizmu (który jest niczym innym, tylko systemem prywatnej własności środków produkcji, a nie doktryną metapolityczną, jak go malują), i czczą instytucje rynkowe na podobieństwo komunistycznej czci "ostatecznego zwycięstwa socjalizmu"?
Nic bardziej błędnego, ale wynika to z kompletnej ignorancji, cechującej środowiska narodowe (narodowo-socjalistyczne, by skończyć z eufemizmami). Wolnościowiec, wyposażony w narzędzia filozofii politycznej i prakseologii, jest w stanie bez problemu dowieść, że głównym powodem konfliktów w społeczeństwie jest instytucja państwa - monopolu przemocy na danym terytorium. W żaden magiczny sposób państwo nie tworzy dobrobytu, lecz go uszczupla; nie czyni narodu wielkim - lecz zniewolonym; nie heroizuje i nie dynamizuje kultury - lecz wprowadza biurokratyczną stagnację. Wynika to z agresji wobec własności prywatnej jednostek, zazwyczaj w imię "interesu narodowego", który arbitralnie definiuje władza.
I tutaj dochodzimy do głównego sedna problemu. To nie kapitalizm jest bóstwem marksistów - tylko właśnie NARÓD jest obrzydliwym, ociekającym krwią ofiar, idolem zagubionej, oszalałej z nienawiści, młodzieży przesiąkniętej kolektywistyczną ideologią narodowo-socjalistyczną. Ślepo wierzącą, na przekór racjonalnym faktom, że siła, agresja i gwałt, są w stanie przywieść ich kolektyw do celu, jakim jest mistyczna "wielkość narodu". Nie wiem, czy obecnie istnieje bardziej marksistowska w formie ułuda, skoro nawet skrajna lewica nie snuje już takich bredni. No, ale w końcu sam Adam Danek twierdził, że skrajna lewica i skrajna prawica są sobie bardzo bliskie. Powiem więcej, dankowska 'skrajna prawica' to po prostu skrajna lewica, gdzie 'klasę robotniczą' zastąpiono 'młodzieżą narodową'. Reszta się nie zmienia.
To jest właśnie marksizm par excellence. Mglisty ideał mistyczny, do którego wieść ma ścieżka przemocy i gwałtu, po której kroczyć ma Nowy Człowiek Imperium. Otóż nie jest to żaden "nowy człowiek", nie jest to nawet człowiek. To stary jak świat DZIKUS, wróg wolnych ludzi, Attyla nie znający niczego poza wojną - kierujący cały swój dynamizm nie na kreację - lecz na destrukcję. Kunta-Kinte.

piątek, 25 września 2009

Preferencja czasowa a powstanie cywilizacji (cz. 2)

Co się stanie, gdy naturalny instynkt samozachowawczy, manifestujący się w przekazywaniu swojego geno- i memotypu potomstwu, zostanie zachwiany? Człowiek nie jest biomechanizmem, jak zwierzę. Jest autonomicznym organizmem, wyposażonym w cechę szczególną – rozum. Ipso facto – wolną wolę. Siłą rozumu jest w stanie powstrzymać presję genetyczną na posiadanie potomstwa. I co jeśli zostanie zainfekowany „złymi” memami, które będą go utrzymywać w przekonaniu, że dzieci to tylko niepotrzebny balast, że trzeba się samorealizować, że trzeba się bawić i hulać aż do śmierci, przepultawszy ostatniego grosza? Wówczas momentalnym skutkiem będzie podwyższenie się jego preferencji czasowej, i zwiększenie poziomu bieżącej konsumpcji a zmniejszenie zainteresowania dalszą przyszłością. Jeśli wiele osób w ten sposób zacznie myśleć, poziom oszczędności w społeczeństwie spadnie, pójdzie w górę rynkowa stopa procentowa – tym samym proces kapitalistyczny ulegnie spowolnieniu. Jeśli większość społeczeństwa będzie myśleć w sposób, jaki dyktują mu te samobójcze memy, proces kapitalistyczny zatrzyma się, a nawet cofnie – co wywoła spadek poziomu życia, a w rezultacie zużycie kapitału i degenerację cywilizacyjną.
Przez cały okres istnienia ludzkości, te samobójcze memy pojawiały się i próbowały zagnieździć się w świadomości społeczeństw. Zresztą to samo miało miejsce w świecie genów – ale selekcja naturalna przez 90% historii cywilizacji skutecznie eliminowała genetyczne odpady, przynajmniej na tyle, by nie stanowiły balastu dla zdrowej części ludzkości. Jednak memy są znacznie bardziej efemerycznym elementem. Infekując umysły, pozostają w dużej mierze niezauważone, a zakażony nie jest eliminowany od razu przez selekcję naturalną. Może prześlizgnąć się przez życie bez uszczerbku, tym łatwiej, im bogatsze (bardziej kapitalistyczne, o niższej preferencji czasowej) jest społeczeństwo. Spłodzi potomstwo i przekaże mu swój uszkodzony memotyp, i duchowa zaraza będzie się rozszerzać. Z pewnością najbardziej spektakularną epidemią tego typu było powstanie chrześcijaństwa w pierwszych wiekach naszej ery. Memetyka chrześcijaństwa była całkowicie samobójcza – szalenie podwyższała preferencję czasową. I istotnie, masowe skażenie społeczeństwa, jak i elit Cesarstwa Rzymskiego w krótkim czasie doprowadziło do upadku tej perły cywilizacji – wysoka preferencja czasowa zatriumfowała, proces kapitalistyczny został zatrzymany.
W innych rejonach świata samobójcze memy też dokonały spustoszenia – buddyzm sparaliżował niegdyś dynamiczną cywilizację aryjskich Indii oraz Chin, przy czym można powiedzieć, iż zredukował on preferencję czasową do nieskończoności – opętany memem buddyzmu zakonnik wypierał się całkowicie bieżącej konsumpcji, podczas gdy jego horyzont czasowy przekraczał jego obecne życie i życie nawet przyszłych pokoleń. Oczywiście nie tylko preferencja czasowa ulegała tutaj zmianie na gorsze, ale to temat na inne rozważania.
Wróćmy do czasów współczesnych. Nasza cywilizacja wytworzyła najlepsze warunki kulturowe do utrzymania procesu kapitalistycznego – europejską myśl liberalną oraz ekonomię klasyczną. Memy liberalizmu opanowały na krótko świat XIX w., przyczyniając się do gigantycznego wzrostu bogactwa i ekspansji cywilizacji białego człowieka europejskiego na cały świat. I to niestety okazało się gwoździem do trumny.
Wzrost poziomu życia spowodował, że selekcja naturalna straciła swoją siłę przy eliminacji osobników z genetycznymi zaburzeniami. Osobnicy tacy mogli nie tylko przeżyć, ale również się rozmnażać. Pozbawieni jednak umysłowych zdolności ludzi, nie dysponowali niską preferencją czasową, lecz wysoką – nie byli w stanie zapewnić potomstwu warunków przetrwania. Jak napisał Herbert Spencer: „Nie ma większej klątwy dla potomków, niż zapisanie im w testamencie powiększającej się populacji imbecyli.” Co więcej, potomstwo odziedziczyło nie tylko upośledzone geny, ale również memy – gdyż trudno podejrzewać, by imbecyl mógł przekazać wartości mające przełożenie na pozytywne zachowanie w gospodarce. Tym samym, populacja osób o wysokiej preferencji czasowej drastycznie się powiększyła. Zbyt duże bogactwo zachodniego społeczeństwa uśpiło jego czujność, postęp (i proces kapitalistyczny) zostały przyjęte jako dane – jako coś, o co nie trzeba się starać ani walczyć. Na tak żyznym gruncie natychmiast wyrosła współczesna memetyczna zaraza. Idea lewicowa.
Samobójcze memy lewicowe postępują bardzo rozważnie i konsekwentnie. Biorą na cel najważniejsze fundamenty cywilizacji, i atakując je, z roku na rok powodują wzrost preferencji czasowej coraz większej ilości członków społeczeństwa. Tym samym proces kapitalistyczny zwalnia, ale nie zatrzymuje się drastycznie – co byłoby nie po myśli tej memetycznej jaźni, gdyż wówczas nastąpiłaby silna reakcja. Stąd podmywanie fundamentów jest stopniowe. Zniszczeniu musi ulec mechanizm utrzymywania i obniżania preferencji czasowej poprzez potomstwo. Dlatego lewica od momentu powstania atakuje rodzinę na wszelkie możliwe sposoby. Współcześnie poprzez promocję hedonizmu i mitu „samorealizacji”, w myśli którego dzieci są zbędnym balastem, i najważniejsze jest uzyskać szczęście dla siebie – poprzez niczym nieograniczoną konsumpcję. Oszczędności mają służyć tylko zaspokojeniu własnych potrzeb w nieodległej przyszłości. Planowanie na kilkadziesiąt lat jest zbędne. „Ciułanie” to relikt poprzedniej epoki. Pogardzany jest tzw. pęd za pieniądzem, „wyścig szczurów”, chciwość. Lewica szermuje hasłami „kapitalistycznego wyzysku” itp., by zainfekować memami nienawiści do kapitalizmu całe masy ludzi. Tak skażony człowiek, dla którego pieniądz to większe lub mniejsze zło, traci kompletnie rozeznanie w istocie rzeczy. Albo rzuca się w wir konsumpcji, zaciąga kredyty, przyczynia się do redukcji kapitału i przejedzenia oszczędności; albo w akcie pseudobuntu, zaczyna żyć jak szczur, ograniczając swoje relacje z gospodarką i redukując zarówno teraźniejszą, jak i przyszłą konsumpcję (głównie przez stanie się klientem opieki społecznej). W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z zaburzeniem preferencji czasowej – nadmiernym wzrostem; lub przesunięciem do nieskończoności. Rezultatem jest spowolnienie procesu kapitalistycznego przez odpływ oszczędności i brak napływu nowych inwestycji.
Człowiek, który nie chce mieć dziecka, jednocześnie nie ma motywacji do gromadzenia majątku, gdyż komu niby go przekaże? Jego preferencja czasowa wzrasta. Nawet, jeśli istnieje możliwość, że mógłby dać go w spadku któremuś z członków rodziny, albo przekazać na cele charytatywne, to z reguły jest to znacznie słabsza motywacja, niż możliwość odziedziczenia go przez swoje własne genetyczne i memetyczne JA w postaci potomka. Co więcej, zaburzony zostaje wówczas naturalny proces ekspansji genetyczno-memetycznej, oszczędności przekazane komu innemu alokowane są mniej optymalnie (ktoś, kto dostaje coś za darmo, nie szanuje tego w równym stopniu, co rzecz na którą zapracował). A jest wszak w interesie rodzica, by potomek, który odziedziczy majątek, był do tego jak najlepiej przygotowany – pod kątem preferencji czasowej! Nikt nie chciałby, by ukochany synuś roztrwonił dorobek pokoleń. W przypadku przekazania majątku innej, mniej lub niespokrewnionej osobie, nie ma możliwości skutecznego wpłynięcia na jej decyzje, tym samym zagwarantowania utrzymania niskiej preferencji czasowej.
Lewica, oprócz promowania hedonizmu i bezdzietności, również promuje homoseksualizm. Homoseksualiści nie posiadają popędu płciowego nakierowanego na rozmnażanie, są pod tym względem upośledzeni, stąd nie mają też naturalnej presji na posiadanie dzieci. Dlatego też jest to grupa społeczna o najwyższej preferencji czasowej, dla której hedonistyczne zachowania i nieliczenie się z konsekwencjami swoich czynów, są endemiczne. Przyjmując paradygmat homoseksualistów dzięki lewicowej propagandzie, całe społeczeństwo ulega pokusie nie tyle przejścia na homoseksualny tryb życia (choć tego typu „rekrutacja” się zdarza), co uznania jego równorzędności. Preferencja czasowa natychmiast wzrasta.
Istnieją całe odmiany w gatunku ludzkim, które posiadają wyższą preferencję czasową, niż średnia dla cywilizacji zachodniej. Nader wyraziście to widać, gdy taki osobnik znajdzie się pośród ludzi o normalnej, niskiej preferencji. Jako ilustracją, można się posłużyć tu przykładem murzynów w Wlk. Brytanii. Osobniki te cechują się bardzo wysoką preferencją czasową, głównie z powodów genetycznych, czego skutkiem jest bardzo duża przestępczość wśród czarnych w tym kraju. Nieliczenie się z konsekwencjami, brak poczucia przyszłości, nieumiejętność abstrakcyjnego planowania – to wszystko skutki wysokiej preferencji czasowej. Stąd murzyn nie ma żadnych skrupułów przed popełnianiem całej masy przestępstw pospolitych, jest całkowicie nieobliczalny. Niestety, wskutek działalności propagandy lewicowej i zwiększenia się ogólnego poziomu preferencji czasowej, całe społeczeństwa Europy są znacznie mniej nastawione na przyszłość, niż wcześniej. Dlatego ma miejsce tak daleko posunięta tolerancja wobec wybryków osobników o wysokiej preferencji. Proces ostracyzmu społecznego nie występuje. Ba, instytucjonalny zakaz dyskryminacji czarnych powoduje, że tym bardziej rośnie społeczny poziom preferencji czasowej – ludzie z roku na rok dziczeją. Proces kapitalistyczny zatrzymuje się. Nawet faszystowskie metody walki policyjnej z falą przestępczości: zakaz noszenia noży, 20-osobowe patrole z psami w miejscach publicznych, bramki antymetalowe itp. nie mogą powstrzymać czegoś, co wynika z istnienia znaczących różnic w preferencji czasowej – a skutkują tylko bezbronnością obywateli wobec nie pojmujących przyszłości osobników, którym raczej bliżej do zwierząt.
Do tego właśnie chcą doprowadzić lewicowe memy. By rozwinięte społeczeństwo kapitalistyczne wyeliminowało samo z siebie niezbędne do jego przetrwania instytucje społeczne: rodzinę, macierzyństwo, oszczędność i zaradność, prawo do samoobrony i prawo do dyskryminacji (wynikające z prawa własności). Wówczas preferencja czasowa społeczeństwa wzrośnie tak drastycznie, że proces kapitalistyczny ustanie, kapitał zostanie przejedzony, cywilizacja upadnie. Osiągniemy ideał lewicowy – stan pierwotnej natury. Cykl zacznie się od początku.

czwartek, 24 września 2009

Preferencja czasowa a powstanie cywilizacji (cz. 1)

Jednym z głównych elementów, decydujących o innowacyjności Szkoły Austriackiej w ekonomii na tle pozostałych nurtów, było zagadnienie preferencji czasowej. Wpierw Eugen Bőhm-Bawerk, potem jego uczeń, największy ekonomista wszechczasów, Ludwig von Mises, sformułowali na czym polega rola czasu w ekonomii – w ludzkim działaniu – i jaki ma wpływ czas i jego postrzeganie przez działających ludzi na procesy gospodarcze.

Jest aprioryczną oczywistością, iż ludzie wolą dobra teraźniejsze od dóbr przyszłych – zaspokojenie bieżących potrzeb zawsze jest ważniejsze dla nich, niż jakaś odległa czasowo potrzeba, o której mogą mieć tylko większe lub mniejsze wyobrażenie. Stąd też każdy człowiek ceni wyżej dobro, które może otrzymać od zaraz – od dobra, na które musi poczekać. Ta różnica w subiektywnej wycenie odległych czasowo od siebie dóbr, to właśnie preferencja czasowa[1].

Jednakże ludzkość nigdy nie podniosłaby się z poziomu prymitywnego zbieractwa, gdyby cenione były jedynie dobra bieżące, a nawet bliska przyszłość pozostawała okryta mgłą niezrozumienia. Ludzie dosyć szybko – a może w momencie, gdy stali się ludźmi! – uzyskali zdolność planowania z wyprzedzeniem, czyli w sposób abstrakcyjny wyceniania przyszłych dóbr względem teraźniejszych. Z początku była to tylko najbliższa przyszłość, kwestia: „nie zbierajmy cały dzień jagód, tylko skonstruujmy narzędzie, dzięki któremu będzie można zbierać szybciej i więcej, tym samym oszczędzając pracę”. Powoli, po tysiącach lat, dzięki takim małym krokom, grupy ludzi miały już na tyle obniżoną preferencję czasową – a więc obniżony stosunek wyceny dóbr dzisiejszych względem przyszłych – że mogły planować z wyprzedzeniem kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat. Wtedy dopiero można powiedzieć, iż narodziła się cywilizacja.

Człowiek przestał żyć z dnia na dzień, konsumując wszystko, co popadło. Zaczynał oszczędzać, powstrzymując się od nadmiernej konsumpcji bieżącej. Robił to, gdyż w swoim szerszym horyzoncie czasowym widział korzyści ze zwiększonej, ale odroczonej w czasie konsumpcji, którą zrealizować miał przez bieżące nakłady czasu i pracy. Dzięki niższej preferencji czasowej, wyceniał już przyszłe dobro i zysk z jego konsumpcji wyżej niż skonsumowanie dostępnych mu w chwili bieżącej dóbr. W ten sposób rozpoczynał się na dobre proces kapitalistyczny[2].

W jego wyniku setki, tysiące poszczególnych ludzi, o różnej preferencji czasowej, ale z roku na rok obniżającej się, uczestniczyło w procesie powstrzymywania się od konsumpcji – oszczędzaniu. A oszczędzanie prowadzi do inwestycji, czyli procesu, mającego na celu zwiększenie przyszłej konsumpcji. Można to zrobić tylko w jeden sposób – doprowadzając do zwiększenia efektywności krańcowej pracy: by w danym czasie, wykonując pracę o tym samym nakładzie sił i środków – uzyskać wyższy produkt tej pracy. Lub też, by uzyskując ten sam produkt z pracy, dokonać tego przy użyciu mniejszych nakładów pracy i środków. Inwestując w proces produkcji, właściciel kieruje się wyłącznie zyskiem – przyszłą wizją zwiększonej konsumpcji. By zrealizować tę wizję, musi powstać proces produkcji, charakteryzujący się większą czasochłonnością (liczbą etapów) – do tego potrzeba jest, by przez pewien czas powstrzymywać się od konsumpcji w celu sfinansowania nakładów. Nie można jednakże zredukować jej do zera, czy też poniżej minimum egzystencji, stąd taki proces nie może zaistnieć od razu – podział pracy w gospodarce musi zapewnić przynajmniej ten minimalny do przeżycia poziom podaży dóbr konsumpcyjnych. A to wymaga, by przedtem poczynione były inwestycje w tym kierunku. Jak widać, wszystko musi wcześniej istnieć w odpowiednich proporcjach, by proces kapitalistyczny odbywać się mógł bez przeszkód. Żaden dekret nie wytworzy nagle odpowiedniego poziomu dóbr konsumpcyjnych, by zwiększyć poziom oszczędności i nakładów na inwestycje. Wszystko wymaga czasu, cierpliwości i ciągłego obniżania preferencji czasowej wśród społeczeństwa.

Pojawia się wobec tego pytanie: dlaczego w ogóle ludzie uzyskali taki bodziec, by powstrzymywać się od konsumpcji i oszczędzać? Skąd u diaska pojawiła się zdolność abstrakcyjnego pojmowania przyszłości i przyszłej konsumpcji? Co oddzieliło ludzi od zwierzęcych form egzystencji? Na to pytanie odpowiedzi może udzielić poniższy wywód.

Potomstwo. Od samego początku człowiek stawał w obliczu potrzeby spłodzenia i wychowania potomstwa. Za to pierwsze odpowiadał naturalny popęd płciowy, ale po akcie zapłodnienia rodzice pozostawali skazani na pastwę losu. Pozbawieni typowo zwierzęcego instynktu, wcześni homo sapiens musieli z miejsca wytworzyć mechanizmy, mogące zapewnić przetrwanie gatunku, rasy, rodu (presja biologiczna) oraz kultury i tradycji, jakkolwiek prymitywne one z początku nie byłyby (presja kulturowa). To, że tak faktycznie było – że istniała taka presja, zarówno ze strony genów, jak i memów[3] – dowodzi sam fakt przetrwania ludzkości, jej ekspansji liczebnej, oraz wielowiekowej ciągłości kulturowej a nawet prób kulturowej ekspansji (udanej głównie w przypadku Indoeuropejczyków i następców w postaci globalnej kolonizacji anglosaskiej i iberyjskiej; oraz kultury islamu).

Presja na posiadanie potomstwa wymuszała od najwcześniejszych lat obniżanie preferencji czasowej u ludzi. Tylko człowiek o preferencji znacznie niższej, niż jego przodek bujający się na drzewie, mógł zapewnić przetrwanie większej ilości swoich potomków, tym samym przyczyniając się do ekspansji genetycznej i memetycznej. Co więcej, tylko niższa preferencja czasowa umożliwiała kolejnym pokoleniom korzystanie z większego zasobu dóbr kapitałowych, by ekspansja następowała coraz skuteczniej. Strona memetyczna wymuszała jednocześnie, by wychowanie potomka czyniło z niego człowieka odpowiedzialnego i w rezultacie o niższej preferencji czasowej, niż rodzic. Powstawały całe paradygmaty kulturowe, mające utrzymać ciągłość ekspansji genetyczno-memetycznej, w skład których wchodziły np.: eutanazja-eugenika niemowląt; system kastowy; srogie kary za przestępstwa; militaryzacja społeczeństwa, itp. Część z nich była kompletnie nieefektywna, stanowiła ślepą próbę przetrwania. Inne wynalazki kulturowe sprawdziły się, choćby społeczny ostracyzm osobników uważanych przez społeczeństwo za „pasożytów” (a więc za osoby o zbyt wysokiej preferencji czasowej). Innymi słowy, wytworzenie liberalnego gospodarczo, a konserwatywnego obyczajowo ustroju relacji międzyludzkich stanowiło niejako naturalną ewolucję tego genetyczno-memetycznego parcia na obniżenie preferencji czasowej wśród ludzi i zwiększenia poziomu ich ekspansji liczebnej i kulturowej. Jednocześnie wytworzyły się dzięki temu stabilne warunki istnienia i toczenia się procesu kapitalistycznego.

Podkreślam jeszcze raz. Natura, obdarzając człowieka popędem płciowym, tym samym chęcią unieśmiertelnienia się poprzez potomstwo, wytworzyła zatem mechanizm stałego obniżania preferencji czasowej u przedstawicieli gatunku, by proces przekazywania genów i memów w dalsze pokolenia był bardziej efektywny. Skutkiem „ubocznym” było powstanie procesu kapitalistycznego, czyli akumulacja kapitału i wzrost poziomu życia całych, coraz liczniejszych, społeczeństw. Kulturowo – powstanie i rozwój cywilizacji. Wszystko za sprawą naturalnej chęci posiadania potomstwa. Należy dodać – czysto egoistycznej. Niniejszym zostało udowodnione, iż kapitalizm jest logiczną konsekwencją praw Natury.



[1] L. von Mises “Ludzkie Działanie”, rozdz. XVIII, Warszawa 2007

[2] H.H.Hoppe „The Economics and Ethics of Private Property”, rozdz. V, Auburn, Ala. USA 1993

[3] Pojęcie memu sformułował Richard Dawkins w książce „Samolubny gen” (1976), potem rozwinęła się z tego cała gałąź nauki, zwana memetyką.

poniedziałek, 14 września 2009

Bosze, chroń mnie przed katolikami...


... a zwłaszcza przed zachowawczo-monarchicznymi katolikami wojującymi pod sztandarem tzw. Thradhycyji, której nikt nie jest w stanie wyjaśnić czym jest. Katolik nie wyjaśnia, katolik wierzy bezkrytycznie.
Otóż wesoła ekipa Wielomskiego, Bartyzela i reszty zachowawców dostarcza rozrywki zgniłym libertynom od samego początku. Z licznych artykułów publikowanych na www.konserwatyzm.pl dowiadujemy się np. że kapitalizm jest zły, gdyż rozbija rodziny, ale konserwatyści winni go obecnie popierać, gdyż nie ma na razie szans na wprowadzenie korporacjonizmu. Pod tym ostatnim rozumieją oczywiście socjalizm cechowy, najgorszy rodzaj socjalizmu, jaki można sobie wymarzyć, ale to brzydkie słowo na 's' nie przejdzie przez usta/klawiaturę szanującemu się konserwatyście, zawsze lepiej jest zastąpić je modnym w kręgach katolików korporacjonizmem, czy też starym ładem - zawsze to lepsze, niż tyrania.
Otóż konserwatysta nienawidzi cywilizacji przemysłowej, którą błędnie utożsamia z tzw. liberalizmem obyczajowym, choć nie ma związku między istnieniem jednego a drugiego. Jego nienawiść do industrializmu bierze się z czysto katolickiej nienawiści do wszystkiego, co wielkie, wzniosłe i potężne - materialnie (no chyba, że to akurat kościół). Nie może przełknąć perspektywy, iż dążenia ludzi zawierają się tylko w celach w świecie "tu i teraz", że ludzie są tak aroganccy, że w ogóle nie przeznaczają ustawowej ilości czasu na kontemplację, modlitwę i pielgrzymki. Cywilizacja przemysłowa to dla niego przekleństwo. Marzy mu się idealny feudalny ład, gdzie chłopi leniwie orali pole jego przodków, wielkich panów ziemskich, a ci od czasu do czasu egzekwowali surowo pańszczyznę batogiem, ale zazwyczaj byli wyrozumiali, bo wszyscy stanowili jedność z Thradhycyją, i panowała ogólna szczęśliwość. Pomimo wszechogarniającej biedy, nikt nie umierał z głodu, gdyż modły wznoszone do Pana Boga Jedynego zastępowały urodzaj i dobrobyt, te paskudne wytwory libertyńskiego materializmu.
Jednak pewnego dnia libertyni sprzymierzyli się przeciw Jaśnie Panującemu i wprowadzili kapitalizm. Masy chłopstwa, oderwanego od Pana Boga i jego sług, natychmiast rozpiły się i bogactwo uderzyło im do głowy. Szlachetna szlachta została podstępnie wysadzona z siodła, a jej majątki odebrane przez bezlitosne prawa rynku, które zaczęły się panoszyć bezwstydnie po zielonych polach, łąkach i bezdrożach. Ale najgorsze miało dopiero nadejść...
Robotnicy w nowopowstałych fabrykach tak się rozzuchwalili, że ośmielili się podważać jakość warunków pracy i nie doceniać wysiłków szlachty w celu uniemożliwienia migracji masom chłopskim po kraju. Co gorsza, wśród samych jaśnie panujących zakiełkowało ziarno największej zdrady - INTELEKTUALIŚCI! Te wykształciuchy zaczęły podjudzać robotników do rewolucji, głosząc hasła równości i braterstwa. Modnym sloganem stał się socjalizm.
Wtedy to konserwatyści wpadli na genialny pomysł - co tam ideały, czas na Realpolitik! Ukradniemy socjalistom ich program wyborczy (ah, zapomniałem, że w międzyczasie tylnymi drzwiami wkradła się d***kracja), i wprowadzimy nasz własny monarchiczno-zachowawczy socjalizm, hurra! Jak pomyśleli, tak zrobili, socjaliści przestali być już groźni, skoro wszystkie punkty ich programu co do jednego wykonali pieczołowicie tacy wspaniali przedstawiciele Prawicy Zachowawczej Że Hej, jak Otto von Bismarck. Ba, niektórzy w porywach wprowadzali nawet ideały feu...tfu, korporacjonizmu, jak niejaki Benito Mussolini, do którego się konserwatyści z rzadka przyznają, co najwyżej przez pokazowe noszenie czarnych koszul.
Jak więc widać, idealizm nie jest najmocniejszą stroną zachowawców, zawsze starają się brać stronę zwycięzców, chyba że grozi im całkowita utrata wiarygodności i odrębności.
Tak jak dzisiaj. Obecnie konserwatyści z przekąsem i bez przekonania popierają niby wolny rynek i kapitalizm, ponieważ socjalizm (który pomagali wprowadzać przed wiekiem) posunął się już tak daleko, że samo istnienie doktryny konserwatywnej jest zagrożone przez ten przeklęty postęp. Oczywiście nie przeszkadza im to pisać zjadliwych (choć bardziej śmiesznych) tyrad pod adresem tzw. liberalizmu, mieszając swobodnie pojęcia permisywizmu, progresywizmu, libertynizmu, welfare-statismu, leseferyzmu i libertarianizmu - wszystko wrzucając do jednego wora z napisem ZŁO.
Nie rozumieją, że liberalizm ekonomiczny nie może istnieć w oderwaniu od wszelkiego innego liberalizmu, czyli zwyczajnie wolności działania, a najlepszym gwarantem tejże jest nienaruszalność własności prywatnej. Ale co o własności prywatnej może wiedzieć płaczliwy złamas, który szczyci się pochodzeniem od feudalnych zaborców?
Otóż konserwatyzm i ta cała "prawica zachowawczo-monarchistyczna" nie ma nic wspólnego ani z wolnością (którą się brzydzi), ani z prawdziwym ładem naturalnym, którego zaprzeczeniem jest każda interwencja siłowa. A w przypadku tej ostatniej konserwatyści i socjaliści idą ramię w ramię.

niedziela, 13 września 2009

Stachniuk, Rand i kapitalizm

Ostatnio stronę Kelthuzzara (http://kelthuzzar.mp3.wp.pl) nawiedził komunista z Nacjonalistycznego Stowarzyszenia "Zadruga", i jął wykpiwać kapitalistyczne przekonania autora, argumentując, iż kapitalizm jest całkowicie sprzeczny z "ultralewicowym NS" Jana Stachniuka, założyciela i lidera przedwojennej Zadrugi, do której bezpodstawnie nawiązują dzisiejsi troglodyci z NS-Zadrugi.
Wpierw należałoby ustalić, jakie zasadnicze założenia miała ideologia Stachniuka. Otóż, przede wszystkim była to afirmacja postępu i rozwoju cywilizacji ludzkiej, potęgowania jej władztwa nad naturą, podporządkowywania coraz to większych obszarów świata ludzkiemu geniuszowi (Rozumowi) i jego wytworom. Był to w 100% humanizm heroiczny. Nie było to coś absolutnie nowego, podobne wątki poruszał Nietzsche, geniusz ludzki sławiony był w Oświeceniu i Renesansie. Jednakże Stachniuk celnie wskazał tu na cywilizację przemysłową-techniczną, jako owoc ludzkiej woli mocy, i jasno dał do zrozumienia, iż to jedyna ścieżka ku wzrostowi potęgi cywilizacji ludzkiej - co nie było oczywiste w pismach wcześniejszych filozofów, zbyt sceptycznie nastawionych chyba do "materializmu" epoki industrialnej.
Bystry czytelnik z pewnością dostrzeże, iż identyczną afirmację ludzkiego geniuszu i cywilizacji przemysłowo-technicznej zawierają powieści i publikacje Ayn Rand. Strony powieści Źródło, a przede wszystkim Atlas Zbuntowany, pełne są patetycznych opisów cudów technicznych i dokonań gospodarczych twórczych jednostek, sławiony jest ich geniusz (racjonalizm), niezłomność woli i trud kreatywnego wysiłku. Jednocześnie potępiane są postawy antyprzemysłowe, antytwórcze, antyrozumowe, antyżyciowe.
Stachniuk tego typu negatywne postawy wobec świata i życia nazwał zbiorczo wspakulturą. Jego diagnoza upadku dziejowego narodów (szczególnie Polski) jest niezwykle trafna, opiera się na analizie dominujących prądów kulturowych i metapolitycznych w danej społeczności, i przełożeniu tego na postawy jednostek wobec życia. Jak nietrudno domyślić się, katolicyzm z całą fasadą intelektualną, narosłą w epoce reformacji, wg Stachniuka był główną przyczyną upadku duchowego Polaków i innych narodów, które wpadły w sita kontrreformacyjnego zelotyzmu. Negacja świata doczesnego, bogactwa, twórczego wysiłku, i skupienie się na kontemplacyjnym błogoistnieniu dla samego istnienia, bez żadnych napięć woli - oto ideał poreformacyjnego katolika, ideał wpajany przez wieki jezuickiego prania mózgów w polskich szkołach, właściwie po dziś dzień.
Uderzająco podobne elementy znajdujemy u Rand. Jej koncepcja "mistyka ducha" w postaci kapłana zinstytucjonalizowanej religii, wpajającego nienawiść do rozumu, świata materialnej rzeczywistości, i pobudek władztwa u człowieka, aspirującego do wyższych poziomów, niż kontemplującego warzywa - przypomina koncepcję wspakultury u Stachniuka nader wyraziście. Jak widać, zarówno Rand jak i Stachniuk w ten sam sposób dostrzegali i odczuwali istnienie ludzkiego geniuszu o nieograniczonym potencjale twórczym, rozumieli iż to cywilizacja przemysłowa jest naturalnym owocem tegoż, a przeciw Człowiekowi stoją siły sprzymierzone pod sztandarem Marności nad Marnościami, a główną z nich jest antyludzka religia.
Rand była bezkompromisowym "apostołem" kapitalizmu - systemu prywatnej własności, prywatnych umów między egoistycznie działającymi jednostkami, kierującymi się racjonalną korzyścią. To właśnie w egoizmie Rand słusznie wskazała najwłaściwszą postawę pobudzającą ludzki wysiłek, jak i podkreślała wagę wolności od wszelkiego przymusu, by wysiłek ten zmaterializował się w postaci wzrostu bogactwa wypracowywujących je dla siebie jednostek. Zauważyć należy, iż jest to wykładnia MORALNA kapitalizmu, nie ma tu słowa o ekonomicznej stronie tego ustroju - ta ostatnia jest aż nazbyt oczywista, a o przewadze własności prywatnej i wolnego rynku napisano liczne dzieła, przy czym dla nas najważniejszy będzie "Socjalizm" Ludwiga von Misesa i tzw. debata kalkulacyjna w gospodarce planowej.
Stachniuk w większości swych dzieł, choć chyba najdobitniej w "Człowieczeństwie i kulturze", słusznie dostrzegł heroiczny splendor XIX-wiecznego kapitalizmu, nieposkromiony wysiłek "kapitanów przemysłu" (randowskich Atlasów), potrafiących w ciągu kilku lat dorobić się fortun, zaczynając od zera, przez przekształcanie natury i tworzenie bogactwa dla konsumpcji mas. Popędem prywatnego przedsiębiorcy, co też celnie zauważył, był jego własny zysk, chęć wzbogacenia się, poszerzenia swojej władzy ekonomicznej. Była to czysta emanacja woli mocy, która w gospodarce kapitalistycznej przejawiała się we wzroście dobrobytu, akumulacji kapitału, kolejnym inwestycjom poszerzającym obszar władztwa nad naturą, powiększeniem wolumenu produkcji, dalszym wzrostem dobrobytu, itd. Stachniuka apoteoza heroicznego kapitalizmu wydaje się być bezkrytyczna, często przyrównywał obraz prywatnego przedsiębiorcy zachwyconego swoją nową fabryką, jako tożsamy z małym chłopcem zachwyconym nową zabawką - to samo uczucie fascynacji życiem i światem gdzie idea wielkości materializuje się w postaci wielkiego wytworu ludzkiej techniki. Te opisy przeżyć wewnętrznych znajdujemy również raz po raz w powieściach Rand. Ale... Stachniuk zestawiał również jako tożsame, przeżycia przedsiębiorcy i... przodownika pracy w państwie komunistycznym! Tutaj właśnie podobieństwa między nim a Rand się gwałtownie kończą.
Po pierwsze, to Stachniuk popełnia znaczne nadużycie, uzurpując sobie znajomość przeżyć wewnętrznych komunistycznego stachanowca, mającego być rzekomo zachwyconym wielkimi budowami socjalizmu. A już na pewno nie ma żadnych dowodów, iż jest to ten sam zachwyt, ta sama egzaltacja, którą odczuwa wolny przedsiębiorczy człowiek w wolnym społeczeństwie, realizujący SWÓJ plan i SWÓJ cel. Komunistyczny niewolnik nie pracuje dla siebie, jest trybem w kolektywnej machinie, i może czuć zachwyt co najwyżej z powodu kolejnej cegiełki wmurowanej w gmach "chwały wielkiego narodu sowieckiego". Uczucia przedsiębiorcy i komunisty są zgoła odmienne, mają inne źródło i inny wymiar. Egoizm jednostki, duma z jej własnych unikalnych dokonań - to coś zupełnie innego, niż altruistyczne poczucie służby suwerenowi, jako jeden z milionów takich samych biorobotów, którym nawet nie pozwala się myśleć inaczej, niż rozkazuje władza.
Stachniuk pod tym względem był niepoprawnym idealistą, i niestety był to jego gigantyczny błąd, skazujący większość jego dorobku na pominięcie. Wydaje się, że w swych zachwytach nad społeczeństwem planowym, gdzie prywatny zysk kapitalisty jest zastąpiony egzaltacją z wykonywania kolejnych pięciolatek na potrzeby władzy ludowej, a nie rynku - myśliciel ten odchodzi od rozumu i racjonalnego osądu, cechującego inne wątki jego przemyśleń. W jego dziełach nie ma wzmianki o problemie kalkulacyjnym w społeczeństwie planowym, a który to podniósł wybitny ekonomista Ludwig von Mises w 1920 r., rozpoczynając tzw. debatę kalkulacyjną. Otóż w systemie, gdzie nie istnieje własność prywatna i rynek czynników produkcji, nie ma możliwości ustalenia się cen - a więc planista, menadżer, zarządca danego czynnika - nie są w stanie racjonalnie gospodarować zasobami. Nie wiedzą, ile wyprodukować butów, ile maszyn do szycia, ile ciągników, ile butelek octu, itd. Mises udowodnił całkowitą nieefektywność planizmu w oparciu o prostą dedukcję z praw ekonomicznych popytu i podaży. Wg Stachniuka, w heroicznym społeczeństwie przyszłości w ogóle nie będzie prawa popytu i podaży, a więc to fundamentalne prawo ekonomiczne zostanie w jakiś magiczny sposób ZAWIESZONE! Jest to tak absurdalna teza, że zrównuje Stachniuka z całą czeredą szamanów ekonomicznych, postulujących ustalanie cen odgórnie przez władzę. To, co Stachniuk potem wypisuje np. w "Heroicznej wspólnocie narodu", już zupełnie nie trzyma się kupy, gdy snuje wizje "milionów maszyn na polskich drogach". Ten trzeźwo piszący o potrzebie wyższej akumulacji kapitału człowiek o wykształceniu ekonomicznym, nagle wyskakuje z utopijną wizją dobrobytu, który miałby się wziąć tak naprawdę nie wiadomo skąd. KTO niby zbuduje te miliony maszyn? KTO ustali ILE tych maszyn powinno być? Z CZEGO zbudowanych? GDZIE? W ZAMIAN za CO? To są podstawowe pytania ekonomiczne, na które jest odpowiedź, jeśli istnieje wolny rynek i kapitalistyczna struktura produkcji. Wówczas konsumenci i kapitaliści decydują, jak będzie wyglądał rynek samochodowy w kraju. Ale w wizji Stachniuka nie ma miejsca na rynek, na suwerenne decyzje konsumentów. Wszystko ma zależeć od widzimisię władzy ludowej, wypełniającej altruistycznie (a jak!) heroiczny ideał wspólnoty tworzącej. Co z tego, że bez rynku nie ma cen, a więc racjonalna kalkulacja jest niemożliwa. Heroiczna wspólnota to załatwi, przez marsze trójkami ulicami miasta i poranną gimnastykę na wielkich placach kolektywnej integracji. Jak ludzie będą za dużo konsumować, to się im odbierze, i zdobyty w ten sposób kapitał wrzuci w przemysł ciężki, bo przecież władza wie lepiej, w co inwestować, niż jakiś wspakulturowy aptekarz czy sklepikarz.
Mógłbym tak bez końca wymieniać absurdy w utopijnych wizjach Stachniuka, które nijak się mają do jego całkowicie racjonalnej analizy upadku dziejowego Polski i ekonomicznej stagnacji, wywołanej brakiem akumulacji kapitału - wywołanej przecież brakiem przedsiębiorczości, a tę skutecznie hamował najpierw feudalny system ucisku chłopów i mieszczan (co przecież Stachniuk błyskotliwie zauważa), a potem zaborcy - zwłaszcza w Galicji ucisk podatkowy był najwyższy, przez co też bieda najgorsza; natomiast wolność polityczna skutkowała tylko coraz większym rozbuchaniem socjalu i interwencji państwa, co nie miało miejsca nawet w Prusach, właściwie najbardziej liberalnym gospodarczo zaborze. Potem, w II RP, ustrój gospodarczy charakteryzował się najwyższą stopą podatku dochodowego w Europie, więc nic dziwnego, że praktycznie przedkapitalistyczna gospodarka polska rozwijała się bardzo wolno bez żadnej akumulacji kapitału, a powojenna polityka protekcjonizmu na całym świecie skutecznie odcinała Polskę od światowych rynków zbytu. Mimo to Stachniuk wychwala protekcjonizm i autarkię gospodarczą, jako remedium na "kryzys światowego kapitalizmu". Pytam: jakiego kapitalizmu??? Widocznie dzieła tak wybitnych ekonomistów, jak Mises czy Hayek, to dla Stachniuka były jedynie wytwory "burżuazyjnej myśli ekonomicznej", niezasługujące na uwagę w przededniu wielkiej antywspakulturowej rewolucji proletariatu. Kompletna ignorancja, co do zasad ekonomii, przeświadczenie iż wysiłkiem woli i egzaltacją można zawiesić ich działanie - przypomina to urojenia niemieckiej szkoły historycznej, które tak celnie krytykowali Austriacy: Menger, Bohm-Bawerk i von Mises. Stachniuk tutaj w swym antyracjonalnym zacietrzewieniu spokojnie mógłby stać obok Hitlera w ataku na prawa ekonomiczne.

Zasadniczo temat Stachniuka i kapitalizmu wyczerpałem. Cele mamy tożsame, jego wybór środków jest zupełnie nielogiczny i całkowicie uniemożliwia ich realizację - a więc powstanie heroicznego i twórczego społeczeństwa, zahartowanego w bojach z naturą o władzę absolutną na Ziemi. Jak wykazała Rand, tylko wolne społeczeństwo racjonalnych twórców jest w stanie tego dokonać, a system ekonomiczny tego społeczeństwa, to nie-ma-przeproś kapitalizm. Nie dokona tego klika nawiedzonych planistów, rozkazująca masami jak pionkami na szachownicy.

Bibliografia:
  • Jan Stachniuk Człowieczeństwo i kultura, Wyd. Toporzeł
  • Jan Stachniuk Dzieje bez dziejów
  • Jan Stachniuk Heroiczna wspólnota narodu
  • Ayn Rand Atlas Zbuntowany, Wyd. Zysk i s-ka
  • Ludwig von Mises Socjalizm
  • Ludwig von Mises Ludzkie Działanie, Wyd. Instytut Misesa

Cała płyta Białej Pięści


Biała Pięść "Młot Kontrrewolucji"

Do ściągnięcia e-wersja płyty:
http://rapidshare.com/files/276396333/BialaPiesc-MlotKontrrewolucji.rar

Niebawem dostępna będzie limitowana edycja kolekcjonerska na CD, zmiksowana od podstaw, z nie-ma-przeproś wypasionym brzmieniem basu, intrem i outrem.