Jednym z głównych elementów, decydujących o innowacyjności Szkoły Austriackiej w ekonomii na tle pozostałych nurtów, było zagadnienie preferencji czasowej. Wpierw Eugen Bőhm-Bawerk, potem jego uczeń, największy ekonomista wszechczasów, Ludwig von Mises, sformułowali na czym polega rola czasu w ekonomii – w ludzkim działaniu – i jaki ma wpływ czas i jego postrzeganie przez działających ludzi na procesy gospodarcze.
Jest aprioryczną oczywistością, iż ludzie wolą dobra teraźniejsze od dóbr przyszłych – zaspokojenie bieżących potrzeb zawsze jest ważniejsze dla nich, niż jakaś odległa czasowo potrzeba, o której mogą mieć tylko większe lub mniejsze wyobrażenie. Stąd też każdy człowiek ceni wyżej dobro, które może otrzymać od zaraz – od dobra, na które musi poczekać. Ta różnica w subiektywnej wycenie odległych czasowo od siebie dóbr, to właśnie preferencja czasowa[1].
Jednakże ludzkość nigdy nie podniosłaby się z poziomu prymitywnego zbieractwa, gdyby cenione były jedynie dobra bieżące, a nawet bliska przyszłość pozostawała okryta mgłą niezrozumienia. Ludzie dosyć szybko – a może w momencie, gdy stali się ludźmi! – uzyskali zdolność planowania z wyprzedzeniem, czyli w sposób abstrakcyjny wyceniania przyszłych dóbr względem teraźniejszych. Z początku była to tylko najbliższa przyszłość, kwestia: „nie zbierajmy cały dzień jagód, tylko skonstruujmy narzędzie, dzięki któremu będzie można zbierać szybciej i więcej, tym samym oszczędzając pracę”. Powoli, po tysiącach lat, dzięki takim małym krokom, grupy ludzi miały już na tyle obniżoną preferencję czasową – a więc obniżony stosunek wyceny dóbr dzisiejszych względem przyszłych – że mogły planować z wyprzedzeniem kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat. Wtedy dopiero można powiedzieć, iż narodziła się cywilizacja.
Człowiek przestał żyć z dnia na dzień, konsumując wszystko, co popadło. Zaczynał oszczędzać, powstrzymując się od nadmiernej konsumpcji bieżącej. Robił to, gdyż w swoim szerszym horyzoncie czasowym widział korzyści ze zwiększonej, ale odroczonej w czasie konsumpcji, którą zrealizować miał przez bieżące nakłady czasu i pracy. Dzięki niższej preferencji czasowej, wyceniał już przyszłe dobro i zysk z jego konsumpcji wyżej niż skonsumowanie dostępnych mu w chwili bieżącej dóbr. W ten sposób rozpoczynał się na dobre proces kapitalistyczny[2].
W jego wyniku setki, tysiące poszczególnych ludzi, o różnej preferencji czasowej, ale z roku na rok obniżającej się, uczestniczyło w procesie powstrzymywania się od konsumpcji – oszczędzaniu. A oszczędzanie prowadzi do inwestycji, czyli procesu, mającego na celu zwiększenie przyszłej konsumpcji. Można to zrobić tylko w jeden sposób – doprowadzając do zwiększenia efektywności krańcowej pracy: by w danym czasie, wykonując pracę o tym samym nakładzie sił i środków – uzyskać wyższy produkt tej pracy. Lub też, by uzyskując ten sam produkt z pracy, dokonać tego przy użyciu mniejszych nakładów pracy i środków. Inwestując w proces produkcji, właściciel kieruje się wyłącznie zyskiem – przyszłą wizją zwiększonej konsumpcji. By zrealizować tę wizję, musi powstać proces produkcji, charakteryzujący się większą czasochłonnością (liczbą etapów) – do tego potrzeba jest, by przez pewien czas powstrzymywać się od konsumpcji w celu sfinansowania nakładów. Nie można jednakże zredukować jej do zera, czy też poniżej minimum egzystencji, stąd taki proces nie może zaistnieć od razu – podział pracy w gospodarce musi zapewnić przynajmniej ten minimalny do przeżycia poziom podaży dóbr konsumpcyjnych. A to wymaga, by przedtem poczynione były inwestycje w tym kierunku. Jak widać, wszystko musi wcześniej istnieć w odpowiednich proporcjach, by proces kapitalistyczny odbywać się mógł bez przeszkód. Żaden dekret nie wytworzy nagle odpowiedniego poziomu dóbr konsumpcyjnych, by zwiększyć poziom oszczędności i nakładów na inwestycje. Wszystko wymaga czasu, cierpliwości i ciągłego obniżania preferencji czasowej wśród społeczeństwa.
Pojawia się wobec tego pytanie: dlaczego w ogóle ludzie uzyskali taki bodziec, by powstrzymywać się od konsumpcji i oszczędzać? Skąd u diaska pojawiła się zdolność abstrakcyjnego pojmowania przyszłości i przyszłej konsumpcji? Co oddzieliło ludzi od zwierzęcych form egzystencji? Na to pytanie odpowiedzi może udzielić poniższy wywód.
Potomstwo. Od samego początku człowiek stawał w obliczu potrzeby spłodzenia i wychowania potomstwa. Za to pierwsze odpowiadał naturalny popęd płciowy, ale po akcie zapłodnienia rodzice pozostawali skazani na pastwę losu. Pozbawieni typowo zwierzęcego instynktu, wcześni homo sapiens musieli z miejsca wytworzyć mechanizmy, mogące zapewnić przetrwanie gatunku, rasy, rodu (presja biologiczna) oraz kultury i tradycji, jakkolwiek prymitywne one z początku nie byłyby (presja kulturowa). To, że tak faktycznie było – że istniała taka presja, zarówno ze strony genów, jak i memów[3] – dowodzi sam fakt przetrwania ludzkości, jej ekspansji liczebnej, oraz wielowiekowej ciągłości kulturowej a nawet prób kulturowej ekspansji (udanej głównie w przypadku Indoeuropejczyków i następców w postaci globalnej kolonizacji anglosaskiej i iberyjskiej; oraz kultury islamu).
Presja na posiadanie potomstwa wymuszała od najwcześniejszych lat obniżanie preferencji czasowej u ludzi. Tylko człowiek o preferencji znacznie niższej, niż jego przodek bujający się na drzewie, mógł zapewnić przetrwanie większej ilości swoich potomków, tym samym przyczyniając się do ekspansji genetycznej i memetycznej. Co więcej, tylko niższa preferencja czasowa umożliwiała kolejnym pokoleniom korzystanie z większego zasobu dóbr kapitałowych, by ekspansja następowała coraz skuteczniej. Strona memetyczna wymuszała jednocześnie, by wychowanie potomka czyniło z niego człowieka odpowiedzialnego i w rezultacie o niższej preferencji czasowej, niż rodzic. Powstawały całe paradygmaty kulturowe, mające utrzymać ciągłość ekspansji genetyczno-memetycznej, w skład których wchodziły np.: eutanazja-eugenika niemowląt; system kastowy; srogie kary za przestępstwa; militaryzacja społeczeństwa, itp. Część z nich była kompletnie nieefektywna, stanowiła ślepą próbę przetrwania. Inne wynalazki kulturowe sprawdziły się, choćby społeczny ostracyzm osobników uważanych przez społeczeństwo za „pasożytów” (a więc za osoby o zbyt wysokiej preferencji czasowej). Innymi słowy, wytworzenie liberalnego gospodarczo, a konserwatywnego obyczajowo ustroju relacji międzyludzkich stanowiło niejako naturalną ewolucję tego genetyczno-memetycznego parcia na obniżenie preferencji czasowej wśród ludzi i zwiększenia poziomu ich ekspansji liczebnej i kulturowej. Jednocześnie wytworzyły się dzięki temu stabilne warunki istnienia i toczenia się procesu kapitalistycznego.
Podkreślam jeszcze raz. Natura, obdarzając człowieka popędem płciowym, tym samym chęcią unieśmiertelnienia się poprzez potomstwo, wytworzyła zatem mechanizm stałego obniżania preferencji czasowej u przedstawicieli gatunku, by proces przekazywania genów i memów w dalsze pokolenia był bardziej efektywny. Skutkiem „ubocznym” było powstanie procesu kapitalistycznego, czyli akumulacja kapitału i wzrost poziomu życia całych, coraz liczniejszych, społeczeństw. Kulturowo – powstanie i rozwój cywilizacji. Wszystko za sprawą naturalnej chęci posiadania potomstwa. Należy dodać – czysto egoistycznej. Niniejszym zostało udowodnione, iż kapitalizm jest logiczną konsekwencją praw Natury.
Zawsze wiedziałem, że z Twojej mocy zrodzi się coś wspaniałego, życzę dalszych sukcesów w prowadzeniu bloga :) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńhttp://daerato.fotolog.pl/