sobota, 5 marca 2011

Własność prywatna, wolny rynek a regulacje urzędasów. Słowo o TPSA

Podstawą wolności i wolnościowego porządku jest własność prywatna, nienaruszalna i święta. Tym samym, wolny rynek może istnieć tylko wtedy, gdy prawo własności prywatnej jest przestrzegane, a wszelka agresja przeciw niemu zwalczana i eliminowana. Skąd więc biorą się takie głosy, jak ten w artykule niejakiego Marcina Domagały "Wolny rynek vs. kapitalizm", gdzie autor kreśli zupełnie fałszywy obraz kapitalizmu, oraz stawia przeciw niemu pojęcie 'wolnego rynku'? Przypatrując się, jak autor definiuje wolny rynek, nie można wyjść z podziwu dla imaginacji autora.
Otóż wg Marcina Domagały, wolny rynek to ustrój wszechwładzy urzędników, którzy dla dobra rynku, go regulują. To ustrój, gdzie urzędnik w imię arbitralnych zasad, ingeruje we własność prywatną i wolność gospodarczą, by osiągnąć jakieś absurdalne cele "wysokiej konkurencyjności", tudzież ukrócić "nieograniczoną akumulację kapitału", mającą rzekomo zakłócać działanie rynku... Litości!
Wolny rynek może działać tylko wtedy, gdy wyeliminowana jest inicjacja agresji wobec własności prywatnej. Pojawienie się urzędnika, to już złamanie zasady nieagresji - to przyzwolenie na niszczenie rynku poprzez urzędnicze decyzje. Ba, samo opłacanie urzędnika jest już agresją wobec własności prywatnej - przecież trzeba siłą odebrać producentom część dochodu, by urzędnikowi dać pensję. Domagała kompletnie nie rozumie, czym jest rynek, ponieważ jest ekonomicznym dyletantem, gwałcicielem logiki, i najwidoczniej nie zna szkoły austriackiej w ekonomii, skoro otwarcie pisze, że anarchokapitalizm (ustrój, gdzie inicjacja przemocy jest nielegalna) to ekonomiczny faszyzm.
Wolny rynek doskonale sobie radzi z konkurencją, i koncentracją kapitału bez pomocy urzędników, i doskonałym na to przykładem były Stany Zjednoczone w XIX w., gdzie ceny dóbr i usług przez cały czas spadały, jakość rosła, mimo iż nie czuwał nad tym żaden urzędnik. Fortuny jednych potrafiły przepaść w ciągu dnia, podczas gdy inni dorabiali się równie szybko. Kapitał, nieograniczony decyzjami urzędników i nieuszczuplany przez podatki, krążył i docierał do sektorów najpilniej zaspokajających żądania konsumentów. Konkurencja oraz strach przed wejściem konkurencji, trzymał w ryzach wszelkich pretendentów do zmów monopolowych. Były one niemożliwe właśnie dlatego, że rynek był wolny, a nie regulowany przez urzędnicze ścierwa.
To wszystko zmieniło się dopiero, gdy wprowadzono ustawę antytrustową pod koniec XIX w., czyli oddano gospodarkę i przemysł de facto pod dyktaturę urzędników, którzy od tej pory mogli decydować o 'być czy nie być' całego zaawansowanego przemysłu amerykańskiego - to aż się prosiło o pojawienie się gigantycznego łapownictwa, by tylko przylać konkurentowi. Innym elementem, który wyeliminował wolny rynek, przekształcając kapitalizm amerykański w korporacjonizm, był podatek dochodowy, wprowadzony w 1913 r., oraz związane z nim całe prawo podatkowe, którego rosnące skomplikowanie uderzyło w sektor małych i średnich przedsiębiorstw, których nie stać na drogą obsługę prawną. Eliminuje to zagrożenie ze strony nowej konkurencji, i umacnia pozycję dużych, zasiedziałych korporacji, które nie mają żadnych bodźców, by lepiej zaspokajać żądania konsumenta.
Przykład amerykański doskonale pokazuje jałowość tego typu biurokratycznych, antyrynkowych rozwiązań, i autor tego debilnego artykułu powinien na kolanach błagać o przebaczenie za swoją niekompetencję.

Z polskiego podwórka warto przywołać casus Telekomunikacji Polskiej. Słuchacze radia KonteStacja z pewnością są świadomi, jak jeden z prowadzących, niejaki Marcin Hugo Kosiński jest mocno cięty na TPSĘ i nazywa tę firmę z odrazą MONOPOLISTĄ.
Wytłumaczę, dlaczego jest to okaz sporej ekonomicznej dyletancji i niezrozumienia szkodliwości państwowych regulacji w sektorze telekomunikacyjnym. Otóż przypominam, że TPSA została sprywatyzowana w 1998 r., wchodząc na giełdę, i nie jest tu istotne, że większościowym udziałowcem zostało France Telecom (francuska państwowa spółka), nad czym tak Kosiński ubolewa. Nie jest też racjonalnym zarzucanie TPSIe, że posiada większość linii w Polsce, i to czyni z niej obrzydliwego monopolistę, gniotącego konkurencję. Nic bardziej błędnego. Jako spółka giełdowa, TPSA od 1998 funkcjonuje jak normalny rynkowy podmiot, biorący kredyty, płacący amortyzację, kalkulujący zyski i straty, dokonujący racjonalnych decyzji biznesowych. Jedyne, co nie jest
normalne, to ogrom regulacji i nakazów, nakładanych przez rząd, a konkretnie Urząd Komunikacji Elektronicznej, jak również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, które to zbrodnicze instytucje zajmują się agresją wobec prywatnej własności takich firm, jak TPSA, i w czysto faszystowskim geście nakładają na nią takie zobowiązania jak np. status "dominującego operatora". W myśl tego statusu, TPSA jest np. zobowiązana podłączyć każdemu telefon, mimo, iż może to być sprzeczne z jej rachunkiem ekonomicznym. Czyli oznacza to, że klienci TPSY z dużych miast dotują
założenie i utrzymanie telefonu babci z Koziej Wólki. Nie muszę dodawać, jak astronomicznie rosną z tego tytułu koszty, które potem w cenie usługi muszą pokrywać klienci. Ot, to jeden z powodów, dlaczego rachunki za telefon w Polsce są takie wysokie, i bynajmniej nie jest to wina rzekomego monopolu TPSY, tylko właśnie ustawowego rozkazu i nałożenia obowiązku bycia tym monopolistą - czyli dominującym operatorem, który MUSI podłączyć każdemu linię.
TPSA ma też obowiązek np. udostępniać swoje łącza tzw. operatorom alternatywnym, czyli pasożytom, które bez żadnych nakładów inwestycyjnych, dzięki decyzji Urzędu Komunikacji Elektronicznej, mogą zabierać TPSIE klientów, dzierżawiąc łącza TPSY po sztucznie zaniżonych urzędowych cenach, oferując klientowi indywidualnemu ceny znacznie niższe niż TPSA. W ten sposób, pod pretekstem walki o mityczną konkurencyjność, urzędnik dokonał agresji wobec własności prywatnej TPSY (nie wyskakuj mi jeden z drugim, że łącza to własność publiczna!), ustalił faszystowskie zasady, eliminując tym samym dobrowolność współpracy między operatorami, i umożliwił nieuczciwą konkurencję firmom-pasożytom. I jest to kolejny powód, dlaczego TPSA nie może obniżyć cen dla swoich klientów - koszta związane z obsługą żądań pasożytów, udostępniania im łącz itd., oraz sztywne regulacje dot. polityki cenowej TPSY ze strony UKE, uniemożliwiają dynamiczne reagowanie na potrzeby konsumentów. I nie jest to spowodowane tym, że TPSA jest molochem, czy że jest firmą która nie dba o konsumenta. Po prostu terror zbrodniczego reżymu regulacyjnego jej na to nie pozwala.
Nie trzeba być nawet specjalnie bystrym, by zauważyć, że w takim środowisku aż się prosi o korupcję, i tzw. operatorzy alternatywni, zwłaszcza ci najbardziej wiodący w usługach telefon-internet, bardzo wiele zyskali z takich regulacji Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który im niemalże za bezcen udostępnił prywatną własność konkurencyjnej firmy z milionami klientów do podebrania. Smarowało się rączki pani Streżyńskiej, oj smarowało!
Tak więc, panie Kosiński, sam widzisz, jak twoje utyskiwanie na TPSĘ powinno być de facto utyskiwaniem na UKE, na reżym regulowania i reglamentowania rynku, na sztuczne tworzenie tzw. konkurencji poprzez niszczenie własności prywatnej. Do książek, knypie!

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń