piątek, 16 marca 2012

Kamil Kisiel ośmiesza nie tylko siebie

Trollujący po internetach karzeł reakcji, Kamil Kisiel (znany m.in. z prokapitalizm.pl i karlyreakcji.pl) wysrał z siebie (bo inaczej tego nie można nazwać) kolejny artykuł, podobno "polemiczny", gdzie udowadnia... właściwie nie wiadomo co. Natomiast z pewnością ośmiesza się nie tylko zupełną nieznajomością podstaw ekonomii - nawet bez zaawansowanej wiedzy "austriackiej" - jak i libertariańskiej filozofii politycznej. Brak merytorycznych argumentów tuszuje metafizycznym bełkotem i korzystaniem z palety słów-kluczy w stylu "ordoliberalizm", "urynkowienie", "sukces etyki", "naturalny porządek". Nic z tych słów nie wynika, a i dalsze elaboracje tego młodego człowieka, to wyłącznie kontynuacja bełkotu.
Spróbujmy odpowiedzieć na niektóre, bardziej zbliżone do merytorycznych, punkty.

ordoliberalizm bada tylko związek pomiędzy etyką (nie tylko katolicką), a gospodarką i że wynik tych badań (empirycznych, a jak) okazał się pozytywny.


Badania empiryczne w naukach społecznych, jak już dawno pisał Mises, są bezwartościowe, więc możemy ten aspekt łaskawie pominąć. Natomiast Mises również pisał, że to idee wpływają na bieg historii, konkretne ideały moralne, etyczne. Np. nienaruszalność własności prywatnej, to konkretny ideał etyczny, który jest warunkiem sine qua non istnienia kapitalizmu. Nikt tego nie podważa, a już na pewno nie szkoła austriacka. Tyle, że "państwowy zamordyzm" i inżynieria społeczna, tak hołubione przez Kamila, nie ma nic wspólnego z ochroną własności prywatnej przez niezawisłe sądy. Wręcz przeciwnie - wszak ingerencja państwa w moralność ludzi i ich indywidualne wybory, narusza ich własność prywatną, więc podważa ten fundament kapitalizmu. Nic dziwnego więc, ze bożek ordoliberalizmu - RFN - tak szybko stało się państwem o rozbuchanym socjalu i całej plejadzie "myślozbrodni" w kodeksie karnym. Trudno też uznać Singapur za ideał kraju kapitalistycznego. No, ale dla sfrustrowanych chłopaczków, którym marzy się władcza knaga, możliwość dyktowania przez państwo dopuszczalnej gamy zachowań to ideał rządzenia.

Ekonomiczny talmudysta nie zrozumie, że państwowe przedsiębiorstwo, będąc monopolistą, nie nadaje się do prywatyzacji.


A czemu nie? Bo Kamilek tak zdecydował? Na wolnym rynku nie ma monopolistów, bez interwencji państwa w rynek nie powstają monopole, i nawet "monopole naturalne", jak wodociągi czy elektrownie, nie są wcale monopolami, gdyż zawsze istnieje możliwość konkurowania z nimi, pod warunkiem, że państwo nie przeszkadza. Ślepy, bądź niedouczony gówniarz, który nigdy nie zgłębiał procesów rynkowych i konkurencji w biznesie, trudno, by to pojął. Od siebie polecam literaturę przedmiotu - Kirzner "Konkurencja i przedsiębiorczość", choćby. I zachęcam do przestudiowania przypadków, kiedy monopoliści zostali wygryzieni przez innowacje rynkowe, a nie interwencję państwa.

Historia londyńskiej kanalizacji, reprywatyzowanej z powodu paniki powstałej po prywatyzacji (ceny w górę, jakość w dół) to nic - ale skoro tak, to może talmudystka Tomcia poczyta Prebble'a. Nie, nowozelandzki rząd nie sprywatyzował, tylko urynkowił państwowe molochy.


To w końcu reprywatyzowanej, czy renacjonalizowanej? zdecyduj się, chłopcze, bo odnoszę wrażenie, że czytam upośleda. Nie da się urynkowić bez prywatyzacji spółki państwowej, jest to z definicji niemożliwe. Taka spółka nadal będzie tylko bawiła się w rynek, a nie funkcjonowała jak normalne przedsiębiorstwo prywatne. To po pierwsze. Po drugie, cena produktu na wolnym rynku jest zawsze ceną rynkową, więc jeśli po prywatyzacji cena produktu byłego państwowego molocha idzie w górę, to znaczy, że tak musi - i że wcześniej ceny były sztucznie zaniżone! To system cen jest najważniejszym elementem gospodarki rynkowej, przenosi newralgiczne informacje i przeszkadzanie w formowaniu się rynkowych cen jest zbrodnią, której dopuszcza się państwo. Kamilkom i reszcie faszystów to najwidoczniej nie przeszkadza. Tylko po podniesieniu się cen usług kanalizacyjnych, czy prądu, rynek może w sposób właściwy zareagować, konsumenci zmniejszyć popyt, a inwestorzy dokonać właściwej oceny sposobności zarobku - i skierować kapitał właśnie w celu konkurowania z dotychczasowym monopolistą. Trudno zrozumieć? Nie dla kogoś, kto faktycznie zajmuje się biznesem, zna działanie systemu cen, i wolnego od interwencji rynku. Interwencjonista i zamordysta tego nie pojmie - będzie rzucał wyzwiska typu "talmudyczna szkoła ekonomii", "prymat etyki nad ekonomią" (co jest etycznego w okradaniu właściciela firmy przez narzucanie mu urzędowych cen?), itp. niefalsyfikowalne bzdury.

Niemcy nie sprzedali sieci energetycznej, bo to oznaczałoby przerobienie monopolu państwowego na prywatny - i wyszłoby jeszcze gorzej, bo zamiast być dobrem wspólnym taka rzecz staje się szkodnikiem dla wszystkich.


Kolejny zarzut padający z ust knypa bez szkoły, który nie rozumie, że gospodarka rynkowa to gospodarka dynamiczna, w ciągłym ruchu i poddawana ciągłym zmianom ze strony przedsiębiorczych jednostek. Owszem, jeśli państwo reguluje gospodarkę do tego stopnia, że wejście na rynek jest utrudnione, albo prawa własności nie są należycie definiowane i chronione - to uczynienie z państwowego monopolu prywatnego jest tylko przekazaniem przywileju w ręce namaszczonej sitwy. Ale nie na tym polega gospodarka rynkowa, i żaden z "talmudystów" takiego połowicznego rozwiązania nie proponuje. Nie doczytałeś Kamil, następnym razem zrób nam przysługę, i nie pisz.
W jaki sposób prywatne firmy mogą konkurować z gigantem sieci elektrycznej, czy wodociągowej? Na bardzo różny sposób, jest to już w gestii prywatnych przedsiębiorców, skuszonych wysokimi zyskami, gdy monopolista podniesie ceny do poziomu rynkowego. Możliwości jest mnóstwo, należy dać zadziałać rynkowi. Kamil nie rozumie, że w przeciwnym wypadku dostajemy stagnację i pogarszanie się jakości usług (mimo, iż kontrolowane ceny pozostają w miarę niskie), bez szans na pojawienie się innowacyjnych pomysłów.

Co do władzy - to Hoppe mówił wprost - organiczne społeczeństwo średniowieczne rządziło się patria potestat: ojciec - senior - król - Bóg (Ojciec Wszechmogący!) Pojedynczy fenomen ojca-władcy jest tutaj redukcją i namiestnikiem Boga. I to jest NATURALNY PORZĄDEK, a nie fantazyje młodszej generacji talmudycznej szkoły ekonomii.


A to już przykład bełkotu, z którego nic nie wynika. A raczej wynika następujący wniosek. Skoro niżej podpisany jest o wiele starszy i mądrzejszy, niż Kamil, należy mu się tradycyjnie szacunek, pokłon i ucałowanie ręki. Na "ty" ci nie pozwoliłem przejść, chłystku, więc jak się nie nauczysz dobrych manier, to kindersztubę przyswoisz po kontakcie z moim nahajem. Możesz wstać teraz z kolan.

Szalom
Kel`Thuz

6 komentarzy:

  1. odpowiedź w tym samym poście O/

    git riff git

    OdpowiedzUsuń
  2. "Badania empiryczne w naukach społecznych, jak już dawno pisał Mises, są bezwartościowe, więc możemy ten aspekt łaskawie pominąć."

    Łał, argument z autorytetu jesteś potęgą i basta. Tylko nie da się zastosować tej rady i Mises jej nie stosował. Mises cały czas doświadczał i te doświadczenia wpływały na jego konstrukty. Uznanie za "Podmiot" jednostkę, a nie np. rodzinę, państwo, naród wynikało z jego doświadczenia. Motywacje przypisane "Podmiotom" wynikały z jego własnego doświadczenia posiadanych motywacji. Gdyby miał inne doświadczenie mógłby przyjąć inną perspektywę antropologii filozoficznej. Mógłby wtedy dojść do całkiem innych wniosków. Ekonomia Austriacka jest bardziej "austriacka" niż się wydaje. To ekonomia świata złożonego z Austriaków nie czujących zakorzenienia w jakąś organiczną strukturę społeczną. Badania empiryczne pozwalają zrewidować taką prywatną ekonomię kosmopolitycznego austriackiego Żyda, jak i prywatną ekonomię niemieckiego antysemity głęboko utożsamiającym się ze swoim narodem i państwem. Właśnie z tego powodu empiria jest fajna. Nawet F. von Hayek to zrozumiał i nie przyznawał się do poglądów mistrza, które sprawiają, że jego dzieło staje się nie uniwersalnym systemem, ale prywatnym subiektywnym zideologizowanym produktem epoki nie posiadającym wartości dla współczesnych. Właśnie z tego powodu F. von Hayek uratował ASE.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bzdury, chłopaczku. Radzę ci przede wszystkim oduczyć się gwałcenia logiki, przynajmniej w mojej obecności, gdyż nazistowska spierdolina może ulec pęknięciu, i to rychłemu. Wyraziłem się dostatecznie zrozumiale, podczłowieku?
    Ok, to jedziemy dalej.
    Nie można uznać za "podmiot" rodziny, państwa ani narodu, gdyż te abstrakcyjne byty nie posiadają własnego rozumu - czynnika wolowego. Tylko jednostka, IN DY WI DU UM, takowy narząd posiada, stąd jest podmiotem działania - obiektem zainteresowania prakseologii. Myślę, że nawet tak poharatany intelektualnie kikut człowieka, jak ty, kakalcze, to zrozumie.
    Na tym polega zasadność prakseologii, że bez konkretnego przypadkowego doświadczenia możemy apriorycznie i apodyktycznie stwierdzić, że ludzie działają - i że jest to działanie celowe, a każdy cel jest subiektywny dla każdej działającej jednostki. Logicznie myślący człowiek jest w stanie to wydedukować. Osoba, która nie uznaje rozumu i logiki, tylko wierzy w determinizm - oczywiście nie, i na twoje podobieństwo, będzie się upierać, że nie ma prawdy, a wszystko jest względne i zależne od bytu, który kształtuje świadomość.
    Reszta jest bełkotem, kompletnie nie rozumiesz, jaki jest przedmiot badań ekonomii. Oczywiście nawet litościwie nie będę pytał, jakie to badania empiryczne niby "pozwoliły" zrewidować teorie ASE, gdyż w odpowiedzi dostanę znowu tonę bełkotu. A to już mogę zinterpretować, jako złamanie aksjomatu nieagresji wobec mojego rozumu. Strzeż się.

    OdpowiedzUsuń
  4. Te byty nie są abstrakcjami w stopniu większym od "człowieka". Abstrakcja jest efektem abstrahowania. Proces ten jest rozkładaniem procesu na pojęcia. Abstrahowanie z różnych ludzi - idei człowieka i abstrahowanie z różnych państw - idei państwa. Tutaj nie ma żadnej różnicy. Twoja abstrakcyjna jednostka jest takim samym abstraktem jak państwo idealne Platona. Podmiotowość nie ma wielkiego związku z posiadaniem rozumu. Dwugłowy smok może być pojmowany jako jeden podmiot, gdyż głowy muszą się dogadać, by doszło do działania, lub jako dwa podmioty ze względu na odrębności. Podmioty nie tylko nie są jednoznacznie określone, ale również w różnych sytuacjach możemy stosować różne perspektywy. Możemy je nawet stosować jednocześnie o ile taka będzie potrzeba. Przedmiotem badań ekonomii jest alokacja zasobów w społeczeństwie. Niestety niektórzy zapominają, że zasoby są czymś policzalnym, materialnym i doznawanym empirycznie. Zamiast tego bez znajomości psychologii wolą bawić się w model świata samych Misesów. Na końcu kolejny przykład beznadziejności "aksjomatu nieagresji", którego złamanie nie będzie przecież badane empirycznie. Szamani z góry wiedzą kto ma rację.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli nie dostrzegasz różnicy między jednostką, a wyciągniętym z czeluści dupy tworem, jak "państwo" czy "społeczeństwo", to nie mamy o czym rozmawiać, zresztą z faszystami się nie rozmawia.
    O tak, i kolejna brednia, że zasoby są policzalne ot tak, po prostu, z automatu. Jakoś wytężona praca najsprawniejszych umysłów krajów realnego socjalizmu nie mogła dać sobie rady z tym jakże prostym zadaniem policzenia, i zalokowania zasobów. Ciekawe, czemu? Może temu, jak Mises wykazał, że bez rynku i ludzkiego działania zasoby nie są w ogóle zasobami.
    No i właściwie to tyle. Kurwa zawsze pozostanie kurwą. Nadajesz się knypie do rżnięcia w dupę na zmianę w przyjmowaniem na klatę stolca.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma to jak przeinaczanie wypowiedzi prelegenta. Te słynne imputowanie rozpowszechnia się w społeczeństwie. Zresztą śmieszy mnie deprecjonowanie sensu pojęcia "państwo" u anty-państwowca. Skoro "państwo" to abstrakt bez desygnatu innego niż wyciągniętego z czeluści dupy, to jesteś bardziej szalony od Don Kichot z La Manchy, który walczył w wiatrakami.

    PS: Coś policzalnego nie musi być proste do policzenia. Ziarnka piasku są policzalne, ale policzenie ile ziarenek pisaku jest w jego tonie z przybliżeniem do 5 ziarenek nie jest proste.

    OdpowiedzUsuń