sobota, 31 lipca 2010

Nieporozumienia dot. VATu

Hardkorowi korwiniści oraz ekonomiści-amatorzy w rozmowach na temat podatków zawsze podkreślają, iż "ostatecznie wszystkie podatki płaci konsument", jakoby wszelkie nałożone przez państwo daniny ci podstępni i chciwi kapitaliści w magiczny sposób przerzucali na Bogu ducha winnego konsumenta. A ten, nieświadomy, bez zastanowienia, płaci te podatki zawarte w wyższych cenach dóbr i usług. Niestety, z punktu widzenia ekonomisty jest to kompletna bzdura. Jako, że rząd dobrodzieja Tuska już zapowiedział podniesienie stawek VAT, co natychmiast odbiło się echem w postaci wysypu artykułów nt. tego Ile drożej będziemy płacić w sklepach?, musimy skrobnąć parę słów o tak egzotycznych terminach jak krzywa popytu, elastyczność popytu, rentowność i suwerenność konsumenta.
Otóż pierwsza rzecz - jeśli producentowi jest tak łatwo podnieść cenę towaru, że podnosi ją z automatu gdy wzrośnie podatek VAT - to dlaczego nie zrobił tego wcześniej? przecież mógłby zarobić większe pieniądze. Skoro konsument jest (w opinii korwinistów i ekonomistów-amatorów) tak głupi, że będzie kupował po wyższej cenie, płacąc ten "przerzucony na niego" podatek - to przecież równie dobrze może kupować po wyższej cenie, gdy wyższego podatku jeszcze nie było. ALE TAK SIĘ NIE STANIE. Ceny nie zależą od stawek podatków, ani od kosztów (jak chcieliby tego marksiści i inni wyznawcy laborystycznej teorii wartości). Ceny zależą od podaży i popytu. Konsument jest całkowicie suwerenny w swojej decyzji. Stąd też kupuje po takiej cenie, jaką uważa za słuszną i zgodną ze swoim wartościowaniem. Producent to wie, i tak ustala cenę swoich dóbr i usług, by zmaksymalizować przychód. Jeśli zażąda ceny wyższej, niż rynkowa - wielkość sprzedaży spadnie, pomniejszając przychód. Stąd też nie może manipulować sobie wysokością ceny, nie biorąc pod uwagę zachowania konsumentów!
Stąd też VAT pozornie doliczany do ceny towaru sprzedawanego konsumentowi nie jest płacony przez tego ostatniego, lecz przez producenta, dla którego jest to podatek od dochodu! Po prostu, jeśli rynek ustala cenę na 2 zł (prosta, okrągła kwota, wygodna do uiszczenia przez klienta), to producent płaci od każdej sprzedanej jednostki dobra 44 gr. podatku - jest to jego dodatkowy koszt, poza kosztami wyprodukowania dobra. Teraz, jeśli VAT wzrośnie o 1 pkt. proc., nie oznacza to, że automatycznie producent będzie żądał 2 zł 2 gr ! Jeśli popyt na dane dobro jest wysoce elastyczny powyżej 2 zł, to podniesienie ceny spowoduje spadek sprzedaży do tego stopnia, że przychód będzie niższy niż poprzednio! A gdyby popyt nie był elastyczny, to producent już dawno zażądałby wyższej ceny, a nie czekał aż rząd podniesie podatek. Nowy VAT w kwocie 23% oznacza, że producent od kwoty 2 zł jaką otrzyma za dane dobro zapłaci już nie 44 gr a 46 gr podatku. Jego koszty wzrosną. Jeśli już były wysokie - taka podwyżka VATu może go zmusić do zamknięcia interesu. Nie zdoła przerzucić podwyżki na konsumenta w postaci wyższej ceny za towar! Przerzucalność w przód to wyjątkowo bzdurny mit. Wyższy podatek oznacza konieczność redukcji pozostałych kosztów - czyli głównie płac pracowników. "Przerzucalność" podatku idzie wstecz! Obciąża czynniki produkcji - pracę. Oznacza niższą siłę nabywczą, którą od tego momentu będą dysponować pracownicy. Do tego niektóre, krańcowe firmy, po podniesieniu VATu, zostaną zamknięte - zmniejszy się podaż dóbr i usług na rynku, a więc po pewnym czasie wzrosną ceny. Trudno to jednak nazwać "przerzuceniem VATu na konsumenta". Traci producent, traci pracownik. Konsument pozostaje suwerenny, obniża się natomiast jego standard życia w wyniku zmniejszenia się wolumenu całości produkcji w gospodarce po upadku firm, których nie było stać na płacenie wyższych stawek VAT.

Nie przeczytacie tego w żadnej gazecie, ani w żadnym serwisie finansowym czy o podatkach. Wiedza na ten temat wśród domorosłych "ekspertów", zarówno z głównego nurtu, jak i reprezentujących środowiska wolnorynkowe, jest mocno wątpliwa - opiera się na zupełnym niezrozumieniu procesu decyzyjnego konsumenta i kształtowaniu się cen. Rozpowszechnione jest przekonanie, że producent sobie ustala cenę "koszt i podatki plus", a konsument bezmyślnie płaci każdą stawkę, jaką podsunie mu wszechmocny wyzyskiwacz.
A właśnie, że nie.

Bibliografia:
- Murray N. Rothbard "Ekonomia wolnego rynku"
- Ludwig von Mises "Ludzkie działanie"

niedziela, 18 lipca 2010

O daremności rodzimowierstwa

Krótko. Przeciwko sensowności restytucji słowiańskich wierzeń przedchrześcijańskich przemawiają:

- niezwykle skąpe źródła i chybione próby ich interpretacji i interpolacji, jak np. zupełna porażka w postaci książki Artura Kowalika "Kosmologia dawnych Słowian"
- radykalnie spekulatywny, nienaukowy charakter wszelkich tych prób
- niemożliwość wczucia się w autentyczny charakter tych wierzeń przez współczesnych obywateli polskich (z których większość nie jest nawet potomkami Słowian biologicznie, a żaden nie jest potomkiem kulturowym)
- a więc również oznacza to spekulatywny, czyli WYDUMANY charakter uczestnictwa w zrekonstruowanych "pogańskich obrzędach" - będących bardziej teatrem niż autentycznie duchowym przeżyciem
- kalekie zaplecze ideologiczne (bajanie o "narodzie" i tego typu kolektywistycznych bzdurach), niebezpiecznie ocierające się o antyracjonalny i antycywilizacyjny bagaż skompromitowanych idei
- pomijając filozofię kulturalizmu Stachniuka, współczesne ruchy pogańskie w Polsce są antypostępowe w sensie - wynoszą na piedestał "naturę" i akcentują służebny, podległy jej charakter ludzkiej egzystencji, a więc są sprzeczne z duchem kapitalizmu
- pogaństwo logicznie prowadzi do narodowego-socjalizmu bądź komunizmu
- sfery nadnaturalnej NIE MA, więc jak słyszę o potrzebie wiary w istnienie Peruna i duchów przodków, to wychodzę
- najlepiej uczcić pamięć o przodkach, budując w Polsce kapitalizm i dobrobyt, a nie zostawiając chleb w lesie