Hardkorowi korwiniści oraz ekonomiści-amatorzy w rozmowach na temat podatków zawsze podkreślają, iż "ostatecznie wszystkie podatki płaci konsument", jakoby wszelkie nałożone przez państwo daniny ci podstępni i chciwi kapitaliści w magiczny sposób przerzucali na Bogu ducha winnego konsumenta. A ten, nieświadomy, bez zastanowienia, płaci te podatki zawarte w wyższych cenach dóbr i usług. Niestety, z punktu widzenia ekonomisty jest to kompletna bzdura. Jako, że rząd dobrodzieja Tuska już zapowiedział podniesienie stawek VAT, co natychmiast odbiło się echem w postaci wysypu artykułów nt. tego Ile drożej będziemy płacić w sklepach?, musimy skrobnąć parę słów o tak egzotycznych terminach jak krzywa popytu, elastyczność popytu, rentowność i suwerenność konsumenta.
Otóż pierwsza rzecz - jeśli producentowi jest tak łatwo podnieść cenę towaru, że podnosi ją z automatu gdy wzrośnie podatek VAT - to dlaczego nie zrobił tego wcześniej? przecież mógłby zarobić większe pieniądze. Skoro konsument jest (w opinii korwinistów i ekonomistów-amatorów) tak głupi, że będzie kupował po wyższej cenie, płacąc ten "przerzucony na niego" podatek - to przecież równie dobrze może kupować po wyższej cenie, gdy wyższego podatku jeszcze nie było. ALE TAK SIĘ NIE STANIE. Ceny nie zależą od stawek podatków, ani od kosztów (jak chcieliby tego marksiści i inni wyznawcy laborystycznej teorii wartości). Ceny zależą od podaży i popytu. Konsument jest całkowicie suwerenny w swojej decyzji. Stąd też kupuje po takiej cenie, jaką uważa za słuszną i zgodną ze swoim wartościowaniem. Producent to wie, i tak ustala cenę swoich dóbr i usług, by zmaksymalizować przychód. Jeśli zażąda ceny wyższej, niż rynkowa - wielkość sprzedaży spadnie, pomniejszając przychód. Stąd też nie może manipulować sobie wysokością ceny, nie biorąc pod uwagę zachowania konsumentów!
Stąd też VAT pozornie doliczany do ceny towaru sprzedawanego konsumentowi nie jest płacony przez tego ostatniego, lecz przez producenta, dla którego jest to podatek od dochodu! Po prostu, jeśli rynek ustala cenę na 2 zł (prosta, okrągła kwota, wygodna do uiszczenia przez klienta), to producent płaci od każdej sprzedanej jednostki dobra 44 gr. podatku - jest to jego dodatkowy koszt, poza kosztami wyprodukowania dobra. Teraz, jeśli VAT wzrośnie o 1 pkt. proc., nie oznacza to, że automatycznie producent będzie żądał 2 zł 2 gr ! Jeśli popyt na dane dobro jest wysoce elastyczny powyżej 2 zł, to podniesienie ceny spowoduje spadek sprzedaży do tego stopnia, że przychód będzie niższy niż poprzednio! A gdyby popyt nie był elastyczny, to producent już dawno zażądałby wyższej ceny, a nie czekał aż rząd podniesie podatek. Nowy VAT w kwocie 23% oznacza, że producent od kwoty 2 zł jaką otrzyma za dane dobro zapłaci już nie 44 gr a 46 gr podatku. Jego koszty wzrosną. Jeśli już były wysokie - taka podwyżka VATu może go zmusić do zamknięcia interesu. Nie zdoła przerzucić podwyżki na konsumenta w postaci wyższej ceny za towar! Przerzucalność w przód to wyjątkowo bzdurny mit. Wyższy podatek oznacza konieczność redukcji pozostałych kosztów - czyli głównie płac pracowników. "Przerzucalność" podatku idzie wstecz! Obciąża czynniki produkcji - pracę. Oznacza niższą siłę nabywczą, którą od tego momentu będą dysponować pracownicy. Do tego niektóre, krańcowe firmy, po podniesieniu VATu, zostaną zamknięte - zmniejszy się podaż dóbr i usług na rynku, a więc po pewnym czasie wzrosną ceny. Trudno to jednak nazwać "przerzuceniem VATu na konsumenta". Traci producent, traci pracownik. Konsument pozostaje suwerenny, obniża się natomiast jego standard życia w wyniku zmniejszenia się wolumenu całości produkcji w gospodarce po upadku firm, których nie było stać na płacenie wyższych stawek VAT.
Nie przeczytacie tego w żadnej gazecie, ani w żadnym serwisie finansowym czy o podatkach. Wiedza na ten temat wśród domorosłych "ekspertów", zarówno z głównego nurtu, jak i reprezentujących środowiska wolnorynkowe, jest mocno wątpliwa - opiera się na zupełnym niezrozumieniu procesu decyzyjnego konsumenta i kształtowaniu się cen. Rozpowszechnione jest przekonanie, że producent sobie ustala cenę "koszt i podatki plus", a konsument bezmyślnie płaci każdą stawkę, jaką podsunie mu wszechmocny wyzyskiwacz.
A właśnie, że nie.
Bibliografia:
- Murray N. Rothbard "Ekonomia wolnego rynku"
- Ludwig von Mises "Ludzkie działanie"
sobota, 31 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A co to za pachołek PO-owski?
OdpowiedzUsuńDostał zadanie aby uspokoić lud, żeby nie burzył się przed wzrostem podatku?
Zresztą ciekawa analiza, Wychodzi od stwierdzenia, że wzrost opodatkowania nie obciąży konsumenta po to by dojść do wniosku, że w wyniku tego wzrostu, rosną również ceny.
Dziękuję za potwierdzenie tezy o przerzucalności opodatkowania, proszę też nie zapominać w swoich rozważaniach o kalkulacji ekonomicznej którą dokonują przedsiębiorcy, również o tym, że produkty wykonane z droższych materiałów, bardziej energochłonne, wyprodukowane w krajach gdzie jest droga siła robocza, wysokie podatki, maja też i wyższe ceny
Słuszne rozumowanie, ale nie wziąłeś pod uwagę kwestii psychologicznej: konsument często uzna za słuszną i uzasadnioną podwyżkę ceny, jeśli powiąże ją sobie z podwyżką podatku - zwłaszcza jeżeli, tak jak w przypadku VATu - cena podatku jest podawana wyraźnie w cenie towaru.
OdpowiedzUsuńza słuszną i uzasadnioną podwyżkę ceny mógłby też uznać, gdyby sprzedawca tłumaczył ją np. tym, że benzyna zdrożała. ale tak się nie dzieje.
OdpowiedzUsuńDo tego w przypadku niektórych dóbr dochodzi konkurencja z importu, i właściwie najbardziej poszkodowany z tego wszystkiego będzie rodzimy przemysł. Kolejny punkt dla Platformy Obłudy za niszczenie gospodarki.
A co z rynkami produktów gdzie funkcjonują kartele/oligopole lub inne zmowy ? Producenci mogą sobie spokojnie w zmowie przerzucić podatek na konsumenta bo to oni kontrolują rynek i jeśli każda marka zwiększy cenę produktu X o 2gr to konsument i tak niewiele może.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale to jest po prostu renta monopolistyczna/oligopolistyczna, wynikająca z ograniczania podaży przez tych producentów, zrzeszonych w kartelu. A kartele mogą powstać tylko przy współudziale państwa, ograniczającego rynek.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCóż, trochę irytuje mnie ton jakoby powyższe "prawdy" były wiedzą wymagającej większego zaangażowania, istnienie tychże zjawisk, które wymieniasz, jest oczywiste, ale przerzucalność podatku na ostateczną cenę także. Popełniasz błąd, identyczny jaki popełniają osoby mówiące o przerzucalności podatków. Mianowicie nie rozumiecie, że w zależności od rynku, wielkości popytu, elastyczności cenowej popytu (to o czym piszesz), elastyczności cenowej pracy, możliwości redukcji kosztów produkcji i pewnie wielu innych czynników w różnych branżach może zajść albo jedno, albo drugie zjawisko lub też oba jednocześnie, rozkładając koszta podwyżki podatków zarówno na czynniki produkcji i pośrednictwo sprzedaży jak i klienta końcowego. Rozważanie zmiany wysokości podatku o 1 pp. jest niezbyt szalone, to przy cenie bochenka powiedzmy 2zł netto jedynie 2 gr co w skali całej ceny jest dla konsumenta praktycznie niezauważalne. Pieczenie taniego chleba to akurat biznes niskomarżowy toteż dla producenta może to być ponad 20% marży. Żeby stracić te 20% marży wielkość popytu przy podwyżce ceny musiałaby spaść o ok. 1%. Czy spadłaby o ten 1% ? Cieżko powiedzieć, jeśli konkurencja podwyższy cene, to nie spadnie, jeśli wezmą na siebie koszty, to może spaść. To zależy np. od tego czy da się pracownikom obniżyć pensje. Na większych marżach działają detaliści ale u nich na chlebach też nie ma szaleństwa. Podobnie jak w przypadku piekarni, nie da się jednoznacznie określić jak postąpią. A może np. wezmą połowę podwyżki na siebie i połowę dołożą do ceny ? Wtedy i Ty i "kuce" mają w połowie racje.
OdpowiedzUsuńAle weźmy bardziej wyrazisty przykład. Nie mamy w ogóle podatku. Sprzedawcy danego dobra działają na niskich 10% marżach sprzedając produkty po 2,20zł zarabiajać 20gr na każdym. Jeśli rząd nałoży na to dobro podatek 20% to cena brutto zakupu tego towaru wzrośnie z 2zł na 2,40zł, co oznacza, że sprzedawca teraz sprzedając towar po 2,20zł brutto będzie tracił na każdym sprzedanym prawie 17gr ! Logiczne w tej sytuacji jest, że sprzedawca natychmiast musi podnieść cenę, gdyż nie jest możliwe nagłe obniżenie kosztów zakupu o te 20%, żeby osiągnąć sensowną marżę. A sprzedając ze stratą zbankrutuje. Oczywście na poprzednich etapach produkcji może odrobinę spaść cena ale nigdzie nie są możliwe tak gwałtowne ruchy cenowe w dół przy tak niskich marżach. Ewidentnie więc w tej sytuacji każdy sprzedawca tego produktu podwyższy cene chociaż o tyle, żeby nie tracić na towarze. Jeśli jednak jakimś cudem wysoka czułość popytu nie pozwoli na przeniesienie podatku na cenę, to część przedsiębiorców nie przetrwa tego i upadnie/przestanie sprzedawać dany produkt przez co podaż spadnie i cena wraz z marżą wzrosną do wyższego poziomu :) Więc pośrednio w tym cudownym przypadku tak czy tak podatek zostanie przeniesiony na kosumenta, tylko w dłuższym okresie, poprzez zmniejszenie aktywności podmiotów gospodarczych.
Oczywiście w innych branżach może być całkiem odwrotnie, sprzedawcy, szczególni Ci działający na wysokich marżach i działający w warunkach silnej konkurencji, wezmą podwyżke na siebie. Gdzie indziej mogą ucierpieć pracownicy, którzy stracą na pensjach. Nie muszę mówić jakie działanie na gospodarkę mają te efekty podwyżek podatków, natomiast oczywiście prawdą jest, że w tych przypadkach podatek niekoniecznie zostanie przeniesiony na cenę końcową :) Tak więc nie takie prostolinijne to wszystko i po części wszyscy mają rację, w związku z tym dziwnie odbieram Twój zdecydowany ton i krytykę wobec "innozdańców". Pozdrawiam
Najlepiej obejrzeć wykład trójmiejskiego KASE o wpływie podatków na ceny, jest to najszersze opracowanie tematu.
UsuńDodam, że ceny końcowe dla konsumentów najczęściej muszą być "okrągłe" i łatwo płatne, co sprawia, że są znacznie sztywniejsze, niż się wydaje teoretykom. Do tego dochodzi jeszcze kwestia tzw. kosztu zmiany menu.
Aha, jeszcze jedno odnośnie argumentu pytającego dlaczego przedsiębiorca nie podwyższy ceny nawet bez podwyżki podatków, skoro ludzie rzekomo tak czy tak by kupili droższy towar. Odpowiedź jest prosta: otóż - nie kupiliby. Konkurencja zadowalająca się z danej marży na to nie pozwala. Jeśli nagle sobie podbijesz marże dwukrotnie wyżej od innych to prawdopodobnie stracisz na tym podwójnie bo będziesz miał drożej jak inni i klienci od razu od Ciebie uciekną. Jednakże w przypadku nałożeniu podatku, dotknięta nim zostaje cała branża ! Toteż całość konkurencji musi zaregować na ten zwiększony koszt, podwyższając cenę i tym samym Twoja cena wcale nie jest gorsza od cen konkurencji - kliencie nie zostawiają Cie dla konkurencji. Cena końcowa to nie jest ani wypadkowa podatków i kosztów, ani popytu i podaży, ale wypadkowa podatkó, kosztów, popytu, podaży i jeszcze innych drobniejszych czynników. Koszty i podatki regulują "minimalną" cenę zakupu produktu, prawa popytu i podaży regulują marże, co chroni nas przez szalonymi zyskami firm kosztem konsumentów. Oczywiście mogą się zdażyć okresowe anomalie generowane przez prawa popytu i podaży, które obniża cene poniżej kosztów produkcji/zakupu towaru, ale z czasem bankructwa i spadek podaży przywróci równowagę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPod koniec drugiego akapitu piszesz "maksymalizuje przychód", powinno być dochód/zysk. Ewentualnie po mądralińsku, optymalizuje wielkość sprzedaży, dla której przychód krańcowy równa się kosztowi krańcowemu (choć to raczej akademicki bełkot). Piszę to Mistrzu, żeby jakiś lewak nie zarzucił, że wielki kelthuz nie odróżnia dochodu od przychodu.
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńNiestety na samych podatkach ja się do końća nie znam, ale wiem, że jest to bardzo ważna sprawa jeśli chodzi o VAT. W sumie jakiś czas temu czytałam na stronie https://taxology.co/pl/brexit-a-vat/ jak będzie wyglądała kwestia Brexitu oraz podatku VAT w tej sytuacji.
OdpowiedzUsuń