wtorek, 29 marca 2011
Antyfaszyzm = faszyzm = antykapitalizm
Nawiązując do audycji kolegi Cokemana o nihilistach, dziś poruszę temat największych nihilistów naszych czasów, formacji opartej wyłącznie o negację istnienia, o nienawiść wobec filarów naszej cywilizacji. Ostatnie zamieszki w Londynie tylko potwierdzają, z kim faktycznie mamy do czynienia.
Nazywają się ruchem antyfaszystowskim, ale wystarczy popatrzeć na ich logo.
Ich główny motyw, to ANTYKAPITALIZM. Kieruje nimi czysta nienawiść wobec tych, co mają, którzy do czegoś doszli własną pracą i przemysłem, którzy zajmują się handlem i produkcją - a więc zaspokajają żądania konsumentów. Po co antykapitalistyczny bandyta miałby demolować salon Porsche, supermarket, placówkę banku itd? Ponieważ on nienawidzi naszej cywilizacji - opartej na dobrowolnej wymianie owoców pracy między ludźmi, do tego z pomocą pieniądza. O tak, pieniędzy te czerwone pijawki nienawidzą szczególnie. Co prawda my, libertarianie, papierowego pieniądza też nie darzymy szczególną sympatią, ale cofnięcie się do barteru byłoby cywilizacyjną katastrofą. I tego właśnie antyfaszysta pragnie. Ci jaskiniowcy chcą widzieć ludzkość na kolanach, przymierającą głodem, a gospodarkę na poziomie przedindustrialnym. O tak, wtedy nagle oni staną się ważni, staną się fajni - do nich ludzie zwrócą się o pomoc. Albowiem im chodzi tylko o kult przemocy - za sloganem 'antyfaszyzm' nie stoi humanitarna troska o byt i rozwój człowieka, ponieważ będąc antykapitalistą, antyfaszysta od razu określa siebie jako wroga człowieka. Te slogany są tylko pretekstem do tego, co antyfaszyści robią najlepiej - do rozpierdolu i demolki. Czysto jaskiniowy kult przemocy, to jest właśnie to, co definiuje antyfaszyzm. Czy coś wam to przypomina? Mnie to przypomina faszyzm czystej wody. Ponieważ antyfaszyzm, to tak naprawdę faszyzm, tyle że anty. Skoro już ustaliliśmy, że antyfaszyści to w rzeczywistości faszyści, i z włoskimi oraz niemieckimi protoplastami łączy ich nienawiść do kapitalizmu, liberalizmu i człowieka, kontynuujmy naszą analizę. Faszysta, którego motywuje jedynie przemoc, zawsze szuka wodza, lub sam pragnie być wodzem. I stąd ich próby rozsadzenia cywilizacji, ponieważ gdy cywilizacja upada, a odradza się barbarzyństwo - to najsilniejsi i najbardziej brutalni dochodzą do władzy jako watażkowie. Slogany pokoju i braterstwa nagle ustepują nagiej przemocy. Twój faszystowski kolega w dredach i pacyfce, co niedawno jeszcze kradł coca-colę z osiedlowego sklepu, teraz uzyskuje status siepacza, mającego za zadanie utrzymać antyfaszystowski porządek - rezultatem są masowe mordy np. za używanie pieniądza, czy niechęć do podzielenia się jedzeniem. Prawo maczugi gwałci prawo naturalne. Dobrowolność jest odgórnie zakazana, wszystko musi być zgodne z wolą ludu, a więc z wolą antyfaszystowskiego guru i jego siepaczy, pragnących jedynie kraść i żyć kosztem niewolniczej pracy ludzi.
Tego typu jaskiniowe resentymenty rzecz jasna nie ograniczają się jedynie do zdeklarowanych antifowców i reszty faszystowskiego ścierwa, ale wyznaje je w mniejszym lub większym stopniu każdy pracownik sektora publicznego, co protestuje przeciwko cięciom budżetowym czy to w Londynie, w Grecji czy w Wisconsin. On żyje z tego, że okrada i rabuje podatnika, a więc produktywnego przedstawiciela społeczeństwa. On jest przeświadczony, podobnie jak czerwony faszysta, że mu się należy, ot tak, po prostu, i inni mają niewolniczo mu służyć. Bo inaczej w ryj - a więc protesty i demolka prywatnej własności. Nawet zwierzęta się w ten sposób nie zachowują. Jest to mentalność wirusa, który niszczy organizm żywiciela, mnożąc się w tempie astronomicznym, a po śmierci gospodarza, czeka w uśpieniu aż znajdzie się kolejny naiwniak, który dostarczy świeżej krwi.
Nienawidzący istnienia mają za cel tylko niszczyć, oczywiście wycierając sobie gębę nośnymi hasłami, jak walka z wyzyskiem, ochrona matki ziemi, Rage Against Kapitalism i podobne bełkoty - ale cel jest jeden. Gospodarka przemysłowa w ruinie, ludzkość masowo głodująca i na kolanach. Wtedy faszyści mogą wprowadzić bezkarnie czerwony terror, jak w Hiszpanii w latach 30tych, i realizować swój jaskiniowy ideał społeczeństwa na łasce wodza z maczugą.
sobota, 26 marca 2011
Klasyczny liberalizm, lewica a socjaliści. Kim są libertarianie?
My, libertarianie, jesteśmy spadkobiercami legendarnej idei klasycznego liberalizmu, którą stworzyli oświeceniowi myśliciele w XVIII w., i która zmieniła oblicze Ziemi w wieku XIX, przynosząc rewolucję przemysłową i koniec feudalizmu w większości krajów Europy, dając wolność każdej osobie i gwarantując prawo do jej prywatnej własności. Ingerencja państwa w gospodarkę i handel, a więc podstawa poprzedniej etatystycznej doktryny merkantylizmu, została ograniczona, a idea wolnego handlu z całym światem wcielona w życie.
Skutkiem była eksplozja przedsiębiorczości, produkcji, handlu i dzięki temu wzrost standardów życia każdej osoby, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie idea liberalnego państwa-minimum, wyłożona w Deklaracji Niepodległości, trzymała się bardzo mocno.
Innymi słowy, liberalizm skutkował postępem. Tak. To słowo znienawidzone przez konserwatystów, jak również darzone podejrzeniem wśród dzisiejszych prawicowców. Rozwój przemysłu i masowego transportu, jak koleje - powodował, że ludzie mogli przemierzać niskim kosztem wielkie przestrzenie, zaburzając dotychczas dość sztywną strukturę populacji. Tradycyjne rodziny wielopokoleniowe zaczęły tracić na znaczeniu - co tak mierzi konserwatystów i dziś. Liberalizm oznaczał postęp, i był na tamtejszej scenie politycznej ideologią LEWICOWĄ.
W parlamentach liberałowie - wolnorynkowcy, a więc tacy jak my, dzisiejsi libertarianie, zasiadali po lewej stronie izby. Po prawicy siedziała cała feudalna reakcja: merkantyliści, etatyści, zwolennicy wielkiego patriarchalnego państwa-szafarza dóbr i przywilejów. Kolektywiści.
Z tego też względu musimy sobie zdać sprawę, że dzisiaj to my, wolnorynkowcy, leseferyści, zwolennicy nie-ma-przeproś kapitalizmu, wolności i własności prywatnej, jesteśmy spadkobiercami prawdziwej LEWICY - a więc klasycznego liberalizmu. Postępu. Naszym wrogiem jest cała reakcja, a więc przeciwnicy wolnego handlu, wolnego rynku, własności prywatnej. Konserwatyści. Oraz... SOCJALIŚCI.
Ruch socjalistyczny, początkowo też gardłujący za postępem technicznym i społecznym (emancypacja) przyjął jednak metody reakcyjne, konserwatywne, by wdrożyć swoje ideały - czyli zapragnął użyć państwowego aparatu przemocy, ucisku, przymusu. Zamiast wolności gospodarczej - ścisła reglamentacja i redystrybucja, by "pomóc biednym", "wyrównać szanse". Zamiast wolności handlu, ponownie system ceł i kwot importowych, by "wspierać rodzimy przemysł i byt robotników". Zamiast wolności osobistej - ścisłe państwowe nakazy, co każdy ma robić, by stworzyć robotniczy raj na Ziemi. Itd. I socjaliści właśnie taki system nazwali postępowym. Nie trzeba było długo czekać, by czerwone pijawki zawłaszczyły całą frazeologię klasycznego liberalizmu, odwracając ją jednakże w bardzo nikczemny acz pomysłowy sposób.
Gdy dla klasycznego liberała ważna była wolność OD: ucisku feudalnego, naruszania własności, nietykalności osobistej, od ucisku państwa - tak socjaliści stworzyli pojęcie wolności DO: godnych warunków pracy, do edukacji, do opieki zdrowotnej, do dobrobytu. Jest to oczywiście całkowite wypaczenie logiki. Taka wolność DO oznacza przyzwolenie na rabunek innych osób. Jest to cofnięcie się do epoki przedliberalnej, gdy merkantylistyczne państwo totalne gwałciło prawa własności. I takie też jest państwo socjalistyczne - organizacją przestępczą.
Tak samo pojęcie prawa w ujęciu klasycznym, liberalnym, oznaczało prawo do posiadania własności, prawo do samoposiadania, prawo nietykalności osobistej, podczas gdy socjaliści stworzyli całą gamę tzw. praw człowieka, czyli ŻĄDAŃ bandy motłochu wobec normalnych ludzi. Prawo do, podobnie jak wolności do, to nie jest żadne prawo, tylko bezprawne przyzwolenie na rabunek. I tym właśnie jest socjalizm - zinstytucjonalizowanym rabunkiem.
Socjaliści zawłaszczyli pojęcia klasycznego liberalizmu, prawdziwej lewicy, zawłaszczyli pojęcie postępu - który to postęp wdrażali przemocą i rozlewem krwi, i robią to do tej pory, z tym, że teraz już nie chodzi o nacjonalizację przemysłu i majątku, lecz o nacjonalizację dusz ludzkich, nacjonalizację rodziny, i nacjonalizację sumienia. Przymusowa, zadekretowana "postępowa" moralność - przyzwolenie na to, by państwo decydowało o wszystkim i wydawało przywileje wystarczająco licznym, bądź wystarczająco głośnym grupom-kolektywom, takim jak
lobby gejowskie, lobby feminazistowskie, lobby pedofilskie, zoofilskie, kobiet z małymi cyckami, cyganom, murzynom, wyznawcom Jedi itd. to przecież powrót do praktyki totalnego państwa merkantylistycznego, szafującego przywilejami kosztem normalnych ludzi. Niszczy to całą delikatną tkankę dobrowolnych ludzkich relacji w społeczeństwie, opartych na poszanowaniu własności prywatnej i związanej z nią wolności osobistej. Te terminy i pojęcia są jednakże za trudne dla przecietnego socjalisty z ludzką twarzą, który mieni się lewicowcem, a jest tak naprawdę reakcyjnym bandytą z jaskini, niczym nie różniącym się od najgorszych przedstawicieli ancien regimu.
Reasumując, każdy, kto dzisiaj twierdzi, że jest człowiekiem lewicy, a nie jest radykalnym leseferystą, wolnorynkowcem - to ścierwo, które trzeba wyeliminować. Bo do faszystów się strzela, wiedział o tym Generał Augusto Wielki i wskazał nam słuszną drogę.
Skutkiem była eksplozja przedsiębiorczości, produkcji, handlu i dzięki temu wzrost standardów życia każdej osoby, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie idea liberalnego państwa-minimum, wyłożona w Deklaracji Niepodległości, trzymała się bardzo mocno.
Innymi słowy, liberalizm skutkował postępem. Tak. To słowo znienawidzone przez konserwatystów, jak również darzone podejrzeniem wśród dzisiejszych prawicowców. Rozwój przemysłu i masowego transportu, jak koleje - powodował, że ludzie mogli przemierzać niskim kosztem wielkie przestrzenie, zaburzając dotychczas dość sztywną strukturę populacji. Tradycyjne rodziny wielopokoleniowe zaczęły tracić na znaczeniu - co tak mierzi konserwatystów i dziś. Liberalizm oznaczał postęp, i był na tamtejszej scenie politycznej ideologią LEWICOWĄ.
W parlamentach liberałowie - wolnorynkowcy, a więc tacy jak my, dzisiejsi libertarianie, zasiadali po lewej stronie izby. Po prawicy siedziała cała feudalna reakcja: merkantyliści, etatyści, zwolennicy wielkiego patriarchalnego państwa-szafarza dóbr i przywilejów. Kolektywiści.
Z tego też względu musimy sobie zdać sprawę, że dzisiaj to my, wolnorynkowcy, leseferyści, zwolennicy nie-ma-przeproś kapitalizmu, wolności i własności prywatnej, jesteśmy spadkobiercami prawdziwej LEWICY - a więc klasycznego liberalizmu. Postępu. Naszym wrogiem jest cała reakcja, a więc przeciwnicy wolnego handlu, wolnego rynku, własności prywatnej. Konserwatyści. Oraz... SOCJALIŚCI.
Ruch socjalistyczny, początkowo też gardłujący za postępem technicznym i społecznym (emancypacja) przyjął jednak metody reakcyjne, konserwatywne, by wdrożyć swoje ideały - czyli zapragnął użyć państwowego aparatu przemocy, ucisku, przymusu. Zamiast wolności gospodarczej - ścisła reglamentacja i redystrybucja, by "pomóc biednym", "wyrównać szanse". Zamiast wolności handlu, ponownie system ceł i kwot importowych, by "wspierać rodzimy przemysł i byt robotników". Zamiast wolności osobistej - ścisłe państwowe nakazy, co każdy ma robić, by stworzyć robotniczy raj na Ziemi. Itd. I socjaliści właśnie taki system nazwali postępowym. Nie trzeba było długo czekać, by czerwone pijawki zawłaszczyły całą frazeologię klasycznego liberalizmu, odwracając ją jednakże w bardzo nikczemny acz pomysłowy sposób.
Gdy dla klasycznego liberała ważna była wolność OD: ucisku feudalnego, naruszania własności, nietykalności osobistej, od ucisku państwa - tak socjaliści stworzyli pojęcie wolności DO: godnych warunków pracy, do edukacji, do opieki zdrowotnej, do dobrobytu. Jest to oczywiście całkowite wypaczenie logiki. Taka wolność DO oznacza przyzwolenie na rabunek innych osób. Jest to cofnięcie się do epoki przedliberalnej, gdy merkantylistyczne państwo totalne gwałciło prawa własności. I takie też jest państwo socjalistyczne - organizacją przestępczą.
Tak samo pojęcie prawa w ujęciu klasycznym, liberalnym, oznaczało prawo do posiadania własności, prawo do samoposiadania, prawo nietykalności osobistej, podczas gdy socjaliści stworzyli całą gamę tzw. praw człowieka, czyli ŻĄDAŃ bandy motłochu wobec normalnych ludzi. Prawo do, podobnie jak wolności do, to nie jest żadne prawo, tylko bezprawne przyzwolenie na rabunek. I tym właśnie jest socjalizm - zinstytucjonalizowanym rabunkiem.
Socjaliści zawłaszczyli pojęcia klasycznego liberalizmu, prawdziwej lewicy, zawłaszczyli pojęcie postępu - który to postęp wdrażali przemocą i rozlewem krwi, i robią to do tej pory, z tym, że teraz już nie chodzi o nacjonalizację przemysłu i majątku, lecz o nacjonalizację dusz ludzkich, nacjonalizację rodziny, i nacjonalizację sumienia. Przymusowa, zadekretowana "postępowa" moralność - przyzwolenie na to, by państwo decydowało o wszystkim i wydawało przywileje wystarczająco licznym, bądź wystarczająco głośnym grupom-kolektywom, takim jak
lobby gejowskie, lobby feminazistowskie, lobby pedofilskie, zoofilskie, kobiet z małymi cyckami, cyganom, murzynom, wyznawcom Jedi itd. to przecież powrót do praktyki totalnego państwa merkantylistycznego, szafującego przywilejami kosztem normalnych ludzi. Niszczy to całą delikatną tkankę dobrowolnych ludzkich relacji w społeczeństwie, opartych na poszanowaniu własności prywatnej i związanej z nią wolności osobistej. Te terminy i pojęcia są jednakże za trudne dla przecietnego socjalisty z ludzką twarzą, który mieni się lewicowcem, a jest tak naprawdę reakcyjnym bandytą z jaskini, niczym nie różniącym się od najgorszych przedstawicieli ancien regimu.
Reasumując, każdy, kto dzisiaj twierdzi, że jest człowiekiem lewicy, a nie jest radykalnym leseferystą, wolnorynkowcem - to ścierwo, które trzeba wyeliminować. Bo do faszystów się strzela, wiedział o tym Generał Augusto Wielki i wskazał nam słuszną drogę.
Etykiety:
kapitalizm,
klasyczny liberalizm,
konserwatyzm,
lewica,
libertarianizm,
prawica,
socjalizm
wtorek, 15 marca 2011
Obiektywizm a urojenia antyrozumowych knypów
SzelkiPana pisze:
Kelthuzz ma i nie ma racji jednocześnie. Wyłóż mi prawa tego "wielkiego obiektywizmu rzeczywistości".
zajmuje się tym nauka. chodziłeś na wagary na fizyce?
Dotąd nie wiemy jakie prawa kierują światem.
odkrywaniem tych praw zajmuje się nauka. chodziłeś na wagary na fizyce?
Niektóre teorie wykraczają poza logikę.
to nie teorie, tylko urojenia.
Fizyka kwantowa ora cały twój światopogląd.
A to A. Jeśli ktoś twierdzi, że A to B - to popełnił błąd na którymś odcinku rozumowania.
Zresztą Einstein nigdy fizyki kwantowej nie uznał, jest to czysto teoretyczny konstrukt niepoparty empirycznie. Fizyka współczesna jest na manowcach od prawie 100 lat. Podobnie jak filozofia - jedno z drugim jest bardzo mocno powiązane.
Jeśli wierzysz w super-obiektywną rzeczywistość, to zapewne i w skrajny determinizm
bezsensowny, alogiczny wniosek. Człowiek ma wolną wolę, wynika to z samej istoty rozumu.
, więc wszystko co pomyślisz jest sterowalne i niezależne od twojej wolnej woli
kto niby tym steruje?
rzeczywistość obiektywna jest niezależna od naszych humorów, życzeń, myślenia magicznego i innych zabobonów. Wpływać na nią możemy tylko za pośrednictwem naszych działań wedle obiektywnych praw tej rzeczywistości. CZEGO z tego nie rozumiesz?
, rozumu, czy innych abstraktów, które wnosisz do dyskusji, zatem sam z siebie nie jesteś sobą, dodatkowo nie wiesz co myślisz ty sam, a co pomyślałeś ze względu na jakiekolwiek wpływy, które do ciebie docierają...
bełkot, który mógł zrodzić tylko chory z nienawiści do siebie samego umysł.
Yarpen też poniekąd ma rację i jej nie ma... Bóg nie istnieje... Gówno prawda. NIE WIEMY TEGO!
nie wiemy też, czy wielki różowy potwór-spaghetti właśnie nie spuścił ci się na twarz hektolitrami turkusowej spermy.
Nauka nie zajmuje się rzeczami domniemanymi, tylko odkrywa prawa świata - jedynego świata, jaki jest - obiektywnej rzeczywistości. Nie ma dowodów na istnienie żadnej nadnaturalnej istoty w tej rzeczywistości. Innej nie ma, więc tworzenie bytów ponad miarę i umiejscawianie ich w tej "innej", "alternatywnej" rzeczywistości, której nie da się odkryć - to intelektualny afront wobec racjonalizmu. Słuszniej jest rzec - tych bytów po prostu nie ma.
Logika... Jeśli nie wiemy, to nie sądzimy bez dowodów, bo nie ma to sensu.
przepraszam bardzo, ale czy z wykładów z logiki też spierdalałeś na wagary i chlanie tanich win? wiedziałem.
Ciężar dowodów spoczywa na WAS - na każdym, kto twierdzi, że Bóg jest; lub też na każdym, kto twierdzi, że "nie wiemy czy go nie ma". Ja na przykład wiem, że go nie ma, gdyż jestem osobą racjonalną. Zdanie osób nieracjonalnych, które brak dowodów na istnienie Boga odwracają ogonem, i twierdzą, że to brak dowodów na nieistnienie Boga - to zdanie szaleńców nie rozumiejących logiki i procesu dowodzenia.
To samo sprawa kreowania świata myślą/wiarą/uczuciami. Nie wiemy tego, nikt nie potrafi temu w 100% zaprzeczyć - nie sądzimy bez dowodów
wiemy, że się tego nie da, i na to są dowody. Spekulowanie na odwrót jest oznaką głupoty/idiotyzmu/choroby psychicznej/nieznajomości logiki.
. Wszystko, co tyczy się rzeczywistości możemy stwierdzić tylko z jakimś tam prawdopodobieństwem...
jak cię wypierdolę przez okno wieżowca, to ze 100% prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że będziesz spadał na dół z przyspieszeniem ok. 9,81 m/s , i gdy osiągniesz poziom chodnika, zostanie z ciebie mokra plama. CZEGO z tego nie rozumiesz?
Prędkość światła w próżni na 100% wynosi c, stała grawitacyjna na 100% wynosi G, a przenikalność elektryczna próżni - ε0 , niezależnie od twojego widzimisię.
Rzeczywistość nie jest obiektywna... przynajmniej na razie... więc bredniami są słowa Kelthuzza, który jest święcie przekonany, że ma rację, jak i każdego innego, który jest czegokolwiek pewien.
jak wykazałem, rzeczywistość jest jak najbardziej obiektywna, i brednie mistyków, którzy nie rozumieją, czym jest nauka, metoda naukowa, i logika - nie zmienią tego żelaznego prawa.
Nadal nie wiemy nawet, czy nasza rzeczywistość istnieje, czy nie jest iluzją/wytworem kogoś innego/niczym/snem/cholera wie czym.
Myślisz, więc jesteś. W twoim wypadku niestety faktycznie nie dziwię się, że poddajesz istnienie w wątpliwość.
Nie wiemy jak doszło do powstania świata.
Nie znaleźliśmy Cząstki Higgsa, więc jak na razie cała fizyka, to tylko przypuszczenia.
LOL. To, że współczesna fizyka jest na manowcach, nie znaczy, że założenia fizyki newtonowskiej i einsteinowskiej, to tylko przypuszczenia, skoro są potwierdzone empirycznie. Ale ty nie rozumiesz empirii i metody naukowej , KNYPIE, więc o czym możemy mówić?
Nie wiemy co czeka nas po śmierci.
NIC.
Nie mamy bladego pojęcia jak samo patrzenie na coś zmienia to coś (a zmienia...).
gwarantuję ci, że wpatrywanie się w kubek z kawą nie spowoduje, że jej ubędzie.
Obserwacje na poziomie kwantowym, pięta achillesowa fizyki, w tym aspekcie są bez znaczenia.
Cały świat jest jedną wielką zagadką, a nie obiektywnym i pewnym planem, na którym żyjemy i stosujemy się do jego praw...
jesteś gigantycznym idiotą. Świat był zagadką 10 000 lat temu, był wrogi, tajemniczy, surowy, niezrozumiały. Ale dzięki potędze ROZUMU, homo sapiens krok po kroku odkrywał jego aspekty, kodyfikował je w postaci konceptów i teorii, gromadził i przekazywał wiedzę o świecie kolejnym pokoleniom, aż narodziła się filozofia grecka - największe osiągnięcie człowieka starożytnego w systematyzowaniu wiedzy o świecie. Dalej poszło już z buta. Renesans i oświecenie, powstanie metody naukowej, empiryzmu i racjonalnego oglądu świata jako jedynego obowiązującego wśród poważnych, myślących ludzi - uchroniło nas przed ostatecznym triumfem antyrozumowych mistyków twojego pokroju, wrogów istnienia.
To, że świat nadal zawiera wiele zagadek, to nie jest argument kontra rozum - tylko właśnie pokazuje, ile jeszcze musimy się nauczyć korzystać z rozumu i nauki, by je odkryć i wytłumaczyć. To nauka daje na to nadzieję, a nie mistycyzm i zabobony.
Kellthuzz tolerancji życzę i otwartości umysłu, a nie tchórzostwa, klapek na oczach i odrzucania prawdopodobnych rozwiązań
tolerancja to cnota ludzi bez przekonań, natomiast ty wlasnie jestes czlowiekiem tchórzliwym, bojącym się stanąć twarzą twarz z obiektywną rzeczywistością, którą objąć zrozumieniem może tylko ludzki umysł, a nie urojone wymysły jak wiara. Odrzucenie urojeń i antyrozumowych uprzedzeń, to nie są klapki na oczach, tylko racjonalność. W ogóle to weź sprawdź, czy różowy potwór spaghetti nie nasrał ci na klatę, no weź pokaż że jesteś osobą tolerancyjną bez klapek na oczach, i uznaj hipotetyczne istnienie różowego potwora, no nie bądź żyła.
Filozofia... Niech ci będzie, że coś o niej wiesz... Ale filozofowie szanują zdanie innych i nie odrzucają mniej prawdopodobnych rozwiązań
ty knypie chyba Nietzschego nigdy nei czytałeś, Frycek zgniótł by twoją żałosną istotę MŁOTEM CZYSTEGO ZAORANIA. Szanowanie zdania szaleńców nienawidzących istnienia, to jest żadna cnota. Pokazanie, gdzie się mylą - to jest właśnie zadanie filozofów, i to też robię. A do tego oram - pochodzenie ziemiańskie zobowiązuje.
ZABIJCIE SIĘ!!!
Etykiety:
ateizm,
ayn rand,
boga nie ma,
filozofia,
logika,
nieoznaczoność,
obiektywizm,
rzeczywistość
środa, 9 marca 2011
sobota, 5 marca 2011
Własność prywatna, wolny rynek a regulacje urzędasów. Słowo o TPSA
Podstawą wolności i wolnościowego porządku jest własność prywatna, nienaruszalna i święta. Tym samym, wolny rynek może istnieć tylko wtedy, gdy prawo własności prywatnej jest przestrzegane, a wszelka agresja przeciw niemu zwalczana i eliminowana. Skąd więc biorą się takie głosy, jak ten w artykule niejakiego Marcina Domagały "Wolny rynek vs. kapitalizm", gdzie autor kreśli zupełnie fałszywy obraz kapitalizmu, oraz stawia przeciw niemu pojęcie 'wolnego rynku'? Przypatrując się, jak autor definiuje wolny rynek, nie można wyjść z podziwu dla imaginacji autora.
Otóż wg Marcina Domagały, wolny rynek to ustrój wszechwładzy urzędników, którzy dla dobra rynku, go regulują. To ustrój, gdzie urzędnik w imię arbitralnych zasad, ingeruje we własność prywatną i wolność gospodarczą, by osiągnąć jakieś absurdalne cele "wysokiej konkurencyjności", tudzież ukrócić "nieograniczoną akumulację kapitału", mającą rzekomo zakłócać działanie rynku... Litości!
Wolny rynek może działać tylko wtedy, gdy wyeliminowana jest inicjacja agresji wobec własności prywatnej. Pojawienie się urzędnika, to już złamanie zasady nieagresji - to przyzwolenie na niszczenie rynku poprzez urzędnicze decyzje. Ba, samo opłacanie urzędnika jest już agresją wobec własności prywatnej - przecież trzeba siłą odebrać producentom część dochodu, by urzędnikowi dać pensję. Domagała kompletnie nie rozumie, czym jest rynek, ponieważ jest ekonomicznym dyletantem, gwałcicielem logiki, i najwidoczniej nie zna szkoły austriackiej w ekonomii, skoro otwarcie pisze, że anarchokapitalizm (ustrój, gdzie inicjacja przemocy jest nielegalna) to ekonomiczny faszyzm.
Wolny rynek doskonale sobie radzi z konkurencją, i koncentracją kapitału bez pomocy urzędników, i doskonałym na to przykładem były Stany Zjednoczone w XIX w., gdzie ceny dóbr i usług przez cały czas spadały, jakość rosła, mimo iż nie czuwał nad tym żaden urzędnik. Fortuny jednych potrafiły przepaść w ciągu dnia, podczas gdy inni dorabiali się równie szybko. Kapitał, nieograniczony decyzjami urzędników i nieuszczuplany przez podatki, krążył i docierał do sektorów najpilniej zaspokajających żądania konsumentów. Konkurencja oraz strach przed wejściem konkurencji, trzymał w ryzach wszelkich pretendentów do zmów monopolowych. Były one niemożliwe właśnie dlatego, że rynek był wolny, a nie regulowany przez urzędnicze ścierwa.
To wszystko zmieniło się dopiero, gdy wprowadzono ustawę antytrustową pod koniec XIX w., czyli oddano gospodarkę i przemysł de facto pod dyktaturę urzędników, którzy od tej pory mogli decydować o 'być czy nie być' całego zaawansowanego przemysłu amerykańskiego - to aż się prosiło o pojawienie się gigantycznego łapownictwa, by tylko przylać konkurentowi. Innym elementem, który wyeliminował wolny rynek, przekształcając kapitalizm amerykański w korporacjonizm, był podatek dochodowy, wprowadzony w 1913 r., oraz związane z nim całe prawo podatkowe, którego rosnące skomplikowanie uderzyło w sektor małych i średnich przedsiębiorstw, których nie stać na drogą obsługę prawną. Eliminuje to zagrożenie ze strony nowej konkurencji, i umacnia pozycję dużych, zasiedziałych korporacji, które nie mają żadnych bodźców, by lepiej zaspokajać żądania konsumenta.
Przykład amerykański doskonale pokazuje jałowość tego typu biurokratycznych, antyrynkowych rozwiązań, i autor tego debilnego artykułu powinien na kolanach błagać o przebaczenie za swoją niekompetencję.
Z polskiego podwórka warto przywołać casus Telekomunikacji Polskiej. Słuchacze radia KonteStacja z pewnością są świadomi, jak jeden z prowadzących, niejaki Marcin Hugo Kosiński jest mocno cięty na TPSĘ i nazywa tę firmę z odrazą MONOPOLISTĄ.
Wytłumaczę, dlaczego jest to okaz sporej ekonomicznej dyletancji i niezrozumienia szkodliwości państwowych regulacji w sektorze telekomunikacyjnym. Otóż przypominam, że TPSA została sprywatyzowana w 1998 r., wchodząc na giełdę, i nie jest tu istotne, że większościowym udziałowcem zostało France Telecom (francuska państwowa spółka), nad czym tak Kosiński ubolewa. Nie jest też racjonalnym zarzucanie TPSIe, że posiada większość linii w Polsce, i to czyni z niej obrzydliwego monopolistę, gniotącego konkurencję. Nic bardziej błędnego. Jako spółka giełdowa, TPSA od 1998 funkcjonuje jak normalny rynkowy podmiot, biorący kredyty, płacący amortyzację, kalkulujący zyski i straty, dokonujący racjonalnych decyzji biznesowych. Jedyne, co nie jest
normalne, to ogrom regulacji i nakazów, nakładanych przez rząd, a konkretnie Urząd Komunikacji Elektronicznej, jak również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, które to zbrodnicze instytucje zajmują się agresją wobec prywatnej własności takich firm, jak TPSA, i w czysto faszystowskim geście nakładają na nią takie zobowiązania jak np. status "dominującego operatora". W myśl tego statusu, TPSA jest np. zobowiązana podłączyć każdemu telefon, mimo, iż może to być sprzeczne z jej rachunkiem ekonomicznym. Czyli oznacza to, że klienci TPSY z dużych miast dotują
założenie i utrzymanie telefonu babci z Koziej Wólki. Nie muszę dodawać, jak astronomicznie rosną z tego tytułu koszty, które potem w cenie usługi muszą pokrywać klienci. Ot, to jeden z powodów, dlaczego rachunki za telefon w Polsce są takie wysokie, i bynajmniej nie jest to wina rzekomego monopolu TPSY, tylko właśnie ustawowego rozkazu i nałożenia obowiązku bycia tym monopolistą - czyli dominującym operatorem, który MUSI podłączyć każdemu linię.
TPSA ma też obowiązek np. udostępniać swoje łącza tzw. operatorom alternatywnym, czyli pasożytom, które bez żadnych nakładów inwestycyjnych, dzięki decyzji Urzędu Komunikacji Elektronicznej, mogą zabierać TPSIE klientów, dzierżawiąc łącza TPSY po sztucznie zaniżonych urzędowych cenach, oferując klientowi indywidualnemu ceny znacznie niższe niż TPSA. W ten sposób, pod pretekstem walki o mityczną konkurencyjność, urzędnik dokonał agresji wobec własności prywatnej TPSY (nie wyskakuj mi jeden z drugim, że łącza to własność publiczna!), ustalił faszystowskie zasady, eliminując tym samym dobrowolność współpracy między operatorami, i umożliwił nieuczciwą konkurencję firmom-pasożytom. I jest to kolejny powód, dlaczego TPSA nie może obniżyć cen dla swoich klientów - koszta związane z obsługą żądań pasożytów, udostępniania im łącz itd., oraz sztywne regulacje dot. polityki cenowej TPSY ze strony UKE, uniemożliwiają dynamiczne reagowanie na potrzeby konsumentów. I nie jest to spowodowane tym, że TPSA jest molochem, czy że jest firmą która nie dba o konsumenta. Po prostu terror zbrodniczego reżymu regulacyjnego jej na to nie pozwala.
Nie trzeba być nawet specjalnie bystrym, by zauważyć, że w takim środowisku aż się prosi o korupcję, i tzw. operatorzy alternatywni, zwłaszcza ci najbardziej wiodący w usługach telefon-internet, bardzo wiele zyskali z takich regulacji Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który im niemalże za bezcen udostępnił prywatną własność konkurencyjnej firmy z milionami klientów do podebrania. Smarowało się rączki pani Streżyńskiej, oj smarowało!
Tak więc, panie Kosiński, sam widzisz, jak twoje utyskiwanie na TPSĘ powinno być de facto utyskiwaniem na UKE, na reżym regulowania i reglamentowania rynku, na sztuczne tworzenie tzw. konkurencji poprzez niszczenie własności prywatnej. Do książek, knypie!
Otóż wg Marcina Domagały, wolny rynek to ustrój wszechwładzy urzędników, którzy dla dobra rynku, go regulują. To ustrój, gdzie urzędnik w imię arbitralnych zasad, ingeruje we własność prywatną i wolność gospodarczą, by osiągnąć jakieś absurdalne cele "wysokiej konkurencyjności", tudzież ukrócić "nieograniczoną akumulację kapitału", mającą rzekomo zakłócać działanie rynku... Litości!
Wolny rynek może działać tylko wtedy, gdy wyeliminowana jest inicjacja agresji wobec własności prywatnej. Pojawienie się urzędnika, to już złamanie zasady nieagresji - to przyzwolenie na niszczenie rynku poprzez urzędnicze decyzje. Ba, samo opłacanie urzędnika jest już agresją wobec własności prywatnej - przecież trzeba siłą odebrać producentom część dochodu, by urzędnikowi dać pensję. Domagała kompletnie nie rozumie, czym jest rynek, ponieważ jest ekonomicznym dyletantem, gwałcicielem logiki, i najwidoczniej nie zna szkoły austriackiej w ekonomii, skoro otwarcie pisze, że anarchokapitalizm (ustrój, gdzie inicjacja przemocy jest nielegalna) to ekonomiczny faszyzm.
Wolny rynek doskonale sobie radzi z konkurencją, i koncentracją kapitału bez pomocy urzędników, i doskonałym na to przykładem były Stany Zjednoczone w XIX w., gdzie ceny dóbr i usług przez cały czas spadały, jakość rosła, mimo iż nie czuwał nad tym żaden urzędnik. Fortuny jednych potrafiły przepaść w ciągu dnia, podczas gdy inni dorabiali się równie szybko. Kapitał, nieograniczony decyzjami urzędników i nieuszczuplany przez podatki, krążył i docierał do sektorów najpilniej zaspokajających żądania konsumentów. Konkurencja oraz strach przed wejściem konkurencji, trzymał w ryzach wszelkich pretendentów do zmów monopolowych. Były one niemożliwe właśnie dlatego, że rynek był wolny, a nie regulowany przez urzędnicze ścierwa.
To wszystko zmieniło się dopiero, gdy wprowadzono ustawę antytrustową pod koniec XIX w., czyli oddano gospodarkę i przemysł de facto pod dyktaturę urzędników, którzy od tej pory mogli decydować o 'być czy nie być' całego zaawansowanego przemysłu amerykańskiego - to aż się prosiło o pojawienie się gigantycznego łapownictwa, by tylko przylać konkurentowi. Innym elementem, który wyeliminował wolny rynek, przekształcając kapitalizm amerykański w korporacjonizm, był podatek dochodowy, wprowadzony w 1913 r., oraz związane z nim całe prawo podatkowe, którego rosnące skomplikowanie uderzyło w sektor małych i średnich przedsiębiorstw, których nie stać na drogą obsługę prawną. Eliminuje to zagrożenie ze strony nowej konkurencji, i umacnia pozycję dużych, zasiedziałych korporacji, które nie mają żadnych bodźców, by lepiej zaspokajać żądania konsumenta.
Przykład amerykański doskonale pokazuje jałowość tego typu biurokratycznych, antyrynkowych rozwiązań, i autor tego debilnego artykułu powinien na kolanach błagać o przebaczenie za swoją niekompetencję.
Z polskiego podwórka warto przywołać casus Telekomunikacji Polskiej. Słuchacze radia KonteStacja z pewnością są świadomi, jak jeden z prowadzących, niejaki Marcin Hugo Kosiński jest mocno cięty na TPSĘ i nazywa tę firmę z odrazą MONOPOLISTĄ.
Wytłumaczę, dlaczego jest to okaz sporej ekonomicznej dyletancji i niezrozumienia szkodliwości państwowych regulacji w sektorze telekomunikacyjnym. Otóż przypominam, że TPSA została sprywatyzowana w 1998 r., wchodząc na giełdę, i nie jest tu istotne, że większościowym udziałowcem zostało France Telecom (francuska państwowa spółka), nad czym tak Kosiński ubolewa. Nie jest też racjonalnym zarzucanie TPSIe, że posiada większość linii w Polsce, i to czyni z niej obrzydliwego monopolistę, gniotącego konkurencję. Nic bardziej błędnego. Jako spółka giełdowa, TPSA od 1998 funkcjonuje jak normalny rynkowy podmiot, biorący kredyty, płacący amortyzację, kalkulujący zyski i straty, dokonujący racjonalnych decyzji biznesowych. Jedyne, co nie jest
normalne, to ogrom regulacji i nakazów, nakładanych przez rząd, a konkretnie Urząd Komunikacji Elektronicznej, jak również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, które to zbrodnicze instytucje zajmują się agresją wobec prywatnej własności takich firm, jak TPSA, i w czysto faszystowskim geście nakładają na nią takie zobowiązania jak np. status "dominującego operatora". W myśl tego statusu, TPSA jest np. zobowiązana podłączyć każdemu telefon, mimo, iż może to być sprzeczne z jej rachunkiem ekonomicznym. Czyli oznacza to, że klienci TPSY z dużych miast dotują
założenie i utrzymanie telefonu babci z Koziej Wólki. Nie muszę dodawać, jak astronomicznie rosną z tego tytułu koszty, które potem w cenie usługi muszą pokrywać klienci. Ot, to jeden z powodów, dlaczego rachunki za telefon w Polsce są takie wysokie, i bynajmniej nie jest to wina rzekomego monopolu TPSY, tylko właśnie ustawowego rozkazu i nałożenia obowiązku bycia tym monopolistą - czyli dominującym operatorem, który MUSI podłączyć każdemu linię.
TPSA ma też obowiązek np. udostępniać swoje łącza tzw. operatorom alternatywnym, czyli pasożytom, które bez żadnych nakładów inwestycyjnych, dzięki decyzji Urzędu Komunikacji Elektronicznej, mogą zabierać TPSIE klientów, dzierżawiąc łącza TPSY po sztucznie zaniżonych urzędowych cenach, oferując klientowi indywidualnemu ceny znacznie niższe niż TPSA. W ten sposób, pod pretekstem walki o mityczną konkurencyjność, urzędnik dokonał agresji wobec własności prywatnej TPSY (nie wyskakuj mi jeden z drugim, że łącza to własność publiczna!), ustalił faszystowskie zasady, eliminując tym samym dobrowolność współpracy między operatorami, i umożliwił nieuczciwą konkurencję firmom-pasożytom. I jest to kolejny powód, dlaczego TPSA nie może obniżyć cen dla swoich klientów - koszta związane z obsługą żądań pasożytów, udostępniania im łącz itd., oraz sztywne regulacje dot. polityki cenowej TPSY ze strony UKE, uniemożliwiają dynamiczne reagowanie na potrzeby konsumentów. I nie jest to spowodowane tym, że TPSA jest molochem, czy że jest firmą która nie dba o konsumenta. Po prostu terror zbrodniczego reżymu regulacyjnego jej na to nie pozwala.
Nie trzeba być nawet specjalnie bystrym, by zauważyć, że w takim środowisku aż się prosi o korupcję, i tzw. operatorzy alternatywni, zwłaszcza ci najbardziej wiodący w usługach telefon-internet, bardzo wiele zyskali z takich regulacji Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który im niemalże za bezcen udostępnił prywatną własność konkurencyjnej firmy z milionami klientów do podebrania. Smarowało się rączki pani Streżyńskiej, oj smarowało!
Tak więc, panie Kosiński, sam widzisz, jak twoje utyskiwanie na TPSĘ powinno być de facto utyskiwaniem na UKE, na reżym regulowania i reglamentowania rynku, na sztuczne tworzenie tzw. konkurencji poprzez niszczenie własności prywatnej. Do książek, knypie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)