Część II - Strategia
ANDREW: Czy inni libertarianie zgadzają się z Pańską ideą libertariańskiego społeczeństwa?
PSEUDONIM KAIN: Cóż, istnieją wśród nas różnice. Na przykład, Instytut Katona (Cato Institute) kompromitowany jest obecnością wielu lewoskrętnych libertarian, takich jak David Boaz. Instytut ma wpływ, i niektórzy prominentni libertarianie uważają, że ultraminimalny rząd byłby lepszy, niż całkowity brak rządu. Oczywiście - mylą się. Jeszcze nie zdali sobie sprawy, iż każdy rząd niszczy to, co pragną uchronić.
A: Wygląda na to, że Pan oraz dr Hoppe i Murray Rothbard jesteście bardzo krytyczni wobec tamtych libertarian. Ale kiedy przejrzałem witrynę Instytutu Katona, dostrzegłem, iż pomimo wyrażanych niekiedy sporów, wyjątkowo poważają Rothbarda, jak i Hoppego. Jak Pan sądzi, dlaczego?
PK: Trzy powody. Pierwszy - pro-rządowi libertarianie prawdopodobnie zdali sobie sprawę, jak trudno jest odeprzeć argumenty Rothbarda i Hoppego, tak też wolą zamiast tego przyswajać ich idee. Po drugie - wielu zgadza się z Tiborem Machanem, który stwierdził, iż niewielkie różnice w tej kwestii nie powinny "odciągać libertarian od znacznie ważniejszego zadania postawienia argumentu za libertarianizmem w obliczu niezliczonych wyzwań ze strony państwa." Po trzecie, natomiast, należy poznać efekt ludzkiej tarczy.
A: Co takiego?
PK: Libertarianin Bryan Caplan uważa, iż "przewagą komparatywną hardcorowych libertarian jest granie roli psa wartowniczego dla tych bardziej umiarkowanych wolnościowców - i sprawianie, iż wydają się bardziej rozsądni w stosunku do tych pierwszych." Widzi Pan - w wielu aspektach inni libertarianie skrycie zgadzają się z nami, ale obawiają się przyznać się otwarcie. Zamiast tego, preferują, byśmy to my ściągali ogień krytyki za naszą bezkompromisową postawę, i czekają, aż dotychczas "radykalne" idee zostaną przekute w powszechnie uznawane.
A: Więc możecie liczyć przynajmniej na pewne poparcie ze strony tych innych libertarian. Ale by wasza rewolucja się udała, musicie przekonać grono pozostałych ludzi. Zamierzacie postarać się o poparcie większości amerykańskiego elektoratu dla przyszłego libertariańskiego społeczeństwa?
PK: To nie zadziała - przekonać większość populacji, by zagłosowała za zniesieniem demokracji i zakończeniem wszelkiego opodatkowania i legislacji? [...] Czy to nie zwykła mrzonka, z uwagi na fakt, iż masy są zawsze tępe i niemrawe, jak również z powodu tego, że demokracja... promuje moralne i intelektualne zepsucie? Jak ktokolwiek na świecie może przypuszczać, że większość z tej zdegenerowanej masy ludzkiej, przyzwyczajona do "prawa" głosu, dobrowolnie zrzeknie się go?
A: Jeśli nie jest dobrym pomysłem próba przekonania Amerykanów, by zrzekli się prawa głosu, to jakie podejście jest właściwe?
PK: Musi się to rozpocząć od nielicznej elity. Jak napisał Étienne La Boétie, są nią "ludzie, w posiadaniu jasności umysłu i dalekowidzącego ducha, w odróżnieniu od ogłupiałego motłochu, nieusatysfakcjonowani jeno widokiem otoczenia ich stóp, ale patrzący również wokół..." Tacy ludzie zaczną odłączać się (secesjonować) od Stanów Zjednoczonych.
A: To znaczy?
PK: To znaczy, że dana osoba uważa rząd centralny jako nielegalny, i... traktuje go i jego funkcjonariuszy jako organizację przestępczą i "obce" siły okupacyjne.
A: I wtedy nie płacicie podatków?
PK: Osoba stara się uchronić jak najwięcej swojej własności, i oddać jak najmniej w podatkach, jak to możliwe. Uznaje cały kodeks federalny, przepisy i regulacje za bezprawne i ignoruje je kiedy to możliwe. Należy być przygotowanym, kiedy rząd wykona swój ruch, i inwestować w takie środki, formy i miejsca, które uniemożliwiają rządowi położenie łapy na majątku danej osoby.
A: Czy to dlatego używa Pan pseudonimu?
PK: Trochę to trwało, ale wreszcie Pan zajarzył.
A: W jaki sposób secesja grupy osób doprowadzi do rewolucji antypaństwowej?
PK: Nie doprowadzi. Jest bardzo ważne uzupełnić środki defensywne strategią ofensywną: inwestować w ideologiczną kampanię delegitymizacji idei i instytucji demokratycznego rządu pośród opinii publicznej.
A: Czy nie wspominał Pan wcześniej, że przekonanie opinii publicznej będzie trudne?
PK: W przypadku strategii secesji, nie potrzeba większości. I to się dobrze składa, bowiem masy ludzkie... zawsze i wszędzie składają się z "prymitywów", "troglodytów" i "głupców", z łatwością manipulowanych i zmienianych w posłuszne baranki. Mimo to, nie może zaistnieć rewolucja bez przynajmniej częściowo masowego udziału... elita nie osiągnie swego celu przywrócenia praw własności prywatnej, zasad i porządku, zanim nie powiedzie jej się zakomunikowanie swych idei opinii publicznej, otwarcie - jeśli to możliwe, lub skrycie - jeśli trzeba...
A: Nawet jeśli zrobi się to skrycie, przekonanie mas, iż są gorsze, wydaje się ciężkie.
PK: To prawda, ale nie ma potrzeby przekonywania Józka Hydraulika, że jest głupolem. Należy mu uświadomić, iż jest zapracowaną, produktywną osobą, natomiast motłochem są ludzie, którzy odbierają Józkowi władzę nad jego własnym życiem.
A: Rozumiem.
PK: Ale ma Pan rację. Przekonanie mas do zaakceptowania wyższości naturalnej elity nie jest głównym zadaniem naszej strategii komunikowania idei. Centralnym zadaniem tych, którzy chcą powstrzymać potop... jest "delegitymizacja" idei demokracji... Nie wystarczy skupić się na konkretnych rozwiązaniach politycznych czy osobistościach... Każdy krytyk i krytyka zasługująca na wsparcie musi w dalszej kolejności wytłumaczyć każdą porażkę rządu jako podstawową wadę samej idei rządu jako takiego (i w szczególności rządu demokratycznego).
A: Teraz jak pomyślę, już słyszałem parę osób mówiących w ten sposób.
PK: Przed nami jeszcze długa droga. Zbyt dużo jest jeszcze ludzi idących na zbyt dalekie kompromisy z ideą demokracji. W istocie, nie ma przyzwolenia na choćby najmniejsze ustępstwa w swym zaangażowaniu na rzecz bezkompromisowego ideologicznego radykalizmu... Nie tylko byłoby kontrproduktywne, ale co ważniejsze - tylko radykalne - zaiste, radykalnie proste - idee mogą pobudzić emocje tępych i ociężałych mas. I nie ma niczego bardziej efektywnego w przekonaniu mas do zaprzestania współpracy z rządem, niż ciągłe i nieustanne obnażanie, odbrązawianie i wyśmiewanie rządu i jego funkcjonariuszy.
A: Wielu Amerykanów uważa, że to demokracja stworzyła dobrobyt kraju.
PK: Czy to nie najlepszy dowód na ograniczone horyzonty mentalne tzw. "przeciętnego obywatela"? Hans-Hermann Hoppe udowodnił, że jest zupełnie przeciwnie, ale nadal zbyt wiele osób uważa, że upadek Związku Radzieckiego miał jakiś związek z brakiem demokracji! Jeśli chodzi o gospodarczy wymiar demokracji, należy nieustannie podkreślać, że to nie demokracja - ale prywatna własność, prywatna produkcja i dobrowolna wymiana są wyłącznymi źródłami ludzkiej cywilizacji i dobrobytu.
A: Popatrzmy, czy dobrze zrozumiałem. W tym momencie, mamy niewielką elitę oddaną rewolucji. W tym samym czasie, wielu zwykłych ludzi traci wiarę, że demokracja to dobry system. Czy zamierzacie przeprowadzić to wszędzie, czy tylko w kilku kluczowych miejscach?
PK: Nie ma znaczenia, czy mieszkańcy w danym mieście uważają to, co robimy, za złe i niebezpieczne. Tak długo, jak nasi przeciwnicy kręcą się tylko w swoim kręgu i przekonują przekonanych, nie zatrzymają naszych starań w celu stworzenia secesjonistycznie nastawionych większości... w setkach miejsc w całym kraju.
A: Czy nie martwi Pana choć trochę reakcja rządu, którą może wywołać taka liczba ludzi nie podporządkowujących się prawu?
PK: Ma Pan na myśli to, że z uwagi na fakt, iż Rząd USA jest zaangażowany w setki zagranicznych konfliktów i stał się światowym imperialistycznym mocarstwem? To, że każdy prezydent (od 1900 r.) jest również odpowiedzialny za wymordowanie, zabicie lub zagłodzenie niezliczonej liczby niewinnych ludzi na całym świecie? Oczywiście, że mnie martwi. Prezydent USA w szczególności jest największym zbrojnym niebezpieczeństwem świata, zdolnym zniszczyć wszystko i wszystkich, którzy się mu sprzeciwiają, ze zniszczeniem całego globu włącznie.
A: Wobec tego, co zamierzacie zrobić?
PK: Zamierzamy doprowadzić do tego, iż USA zostaną naznaczone wielką, i rosnącą, liczbą niezależnych terytorialnie wolnych miast - mnóstwem Hong Kongów, Singapurów, Monaco i Liechtensteinów rozsianych po całym kontynencie. To podejście daje dwie korzyści. Pierwsza, "strategia po kawałku" sprawi, iż secesja nie wyda się taka groźna. Druga, im bardziej proces secesji przybiera na sile, tym bardziej potęga rządu ulega erozji.
A: Ale nadal występowałoby ryzyko konfliktów między tymi libertariańskimi mini-państwami i wciąż istniejącymi demokracjami.
PK: Jeśli wystąpi konflikt, to tylko dlatego, że demokratyczne państwo nie uszanowało praw wolnych państw-miast. Ale zapomina Pan, że te mini-państwa nie będą bezbronne w takim konflikcie.
A: A cóż uczynią?
PK: Ponieważ będą to raje wolnego handlu bez żadnych podatków, wielka liczba inwestorów i wielkie ilości kapitału natychmiast zaczną doń spływać. Wówczas stanie się możliwym wynająć duże ponadnarodowe firmy ubezpieczeniowe w celu rozwoju sił militarnych zdolnych obronić wolne mini-państwa przed agresją rządów. Proszę pamiętać, że w przeciwieństwie do sił wojskowych w demokracjach, te oddziały będą dostarczone przez prywatne firmy, znacznie bardziej wydajne. Jeśli zaistnieje konflikt, ubezpieczyciele będą gotowi wziąć na cel agresora (państwo) w odwecie. To oznacza, że ubezpieczyciele będą gotowi kontratakować i zabijać, czy to za pośrednictwem precyzyjnych broni długiego zasięgu, czy z pomocą komandosów-zabójców - funkcjonariuszy państwa z najwyższych pozycji rządowej hierarchii, poczynając od prezydenta... w dół... Wywołaliby tym samym wewnętrzny publiczny opór przeciwko rządowi, wzmagając jego delegitymizację, i możliwe wyzwolenie i transformację terytorium państwa w wolny kraj.
A: Czy to się w tym momencie zatrzyma? Czy pozbylibyście się również tych małych państw-miast?
PK: We właściwym momencie, wszystkie istniejące rządy zostałyby rozwiązane. Ochrona przed przemocą zostałaby wyłącznie dostarczana przez firmy. Widzę to tak, że własność publiczna byłaby rozdysponowana pomiędzy podatników, z ilością udziałów opartą na stopniu, w jakim dana osoba lub firma, do tej pory, płaciła w podatkach. Ponieważ pracownicy publiczni oraz otrzymujący zasiłki, są beneficjentami podatków - nie otrzymaliby niczego.
A: Czy chciałby Pan coś jeszcze dodać, zanim zakończę tę część wywiadu?
PK: Pozwolę sobie zacytować z "Demokracji - boga który zawiódł". Tylko w momencie, gdy wykonamy tę część zadania, gdy zwrócimy całą własność publiczną w ręce prywatne i przyjmiemy nową "konstytucję", która uznaje wszelkie podatki i ustawodawstwo za nielegalne, i gdy wreszcie pozwolimy firmom ubezpieczeniowym wykonywać to, do czego są powołane, możemy ponownie poczuć się dumnymi i uznać Amerykę za właściwy przykład dla całego świata.
W części 3 wywiadu, Pseudonim Kain pokaże, że nie boi się wyjaśnień, w jaki sposób libertariańskie społeczeństwo będzie działać w szczegółach.
środa, 11 stycznia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz