czwartek, 29 grudnia 2011

Wywiad z libertarianinem cz. 1

Część I - Wizja libertariańskiego społeczeństwa

Wywiad przeprowadzony przez Andrew Dittmera, dr nauk matematycznych Harvardu, z ekonomistą libertariańskim, który woli pozostać anonimowy.

ANDREW: Niektórzy uważają, że reprezentuje Pan skrajne poglądy, więc rozmowa z Panem jest stratą czasu.

PSEUDONIM KAIN: Jeśli ludzie z obsesją "ludowej mądrości" głównego nurtu nie doceniają libertarian, tym lepiej.

A: Czy może Pan podać dowód na to, że Wasze idee są brane poważnie?

PK: Na przykład, zwykło się myśleć, że kryzys finansowy został wywołany przez aspołeczne zachowanie w sektorze finansów. We wrześniu 2007, Tom DiLorenzo zwrócił uwagę na witrynie Lew Rockwella, że kryzys tak naprawdę był rezultatem polityki rządu, zmuszającego banki do udzielania ryzykownych pożyczek kredytobiorcom o niskich dochodach. Mimo, iż początkowo zignorowana, teza DiLorenzo jest obecnie szeroko akceptowana wśród poważnych komentatorów.

A: Czy jest to Pana jedyny przekonujący przykład?

PK: Bynajmniej. Zauważył Pan jak przez ostatni rok wszyscy zaczęli mówić o tym, że groźba nowych podatków i przepisów sprawia, iż przedsiębiorcy czują się niepewnie? A kiedy przedsiębiorcy czują się niepewnie, gospodarka nie podnosi się? Cóż, fakt, że obawy przed podatkami i regulacjami powodują niepewność i uszkadzają gospodarkę, jest kluczowym elementem teorii Szkoły Austriackiej w ekonomii, który głosimy od dziesięcioleci.

A: Chwileczkę, zdawało mi się, że to ponoć Obama powoduje niepewność.

PK: Obama powoduje niepewność teraz. Przed Obamą, powodował ją George W. Bush. W ogólności, to demokratyczny rząd powoduje niepewności. Hans-Hermann Hoppe wytłumaczył to jasno w swojej książce z 2001 r. "Demokracja: bóg który zawiódł".

A: Czy są jakieś elementy, które poznał Pan w pracach Hoppego, których nie było w pismach innych libertarian?

PK: Ludwig von Mises i Murray Rothbard byli wielkimi ludźmi, ale żyli w czasach, kiedy sympatycy wolności musieli uważać na to, co mówili. W rezultacie, libertarianie często nie są w stanie opisać swego idealnego społeczeństwa w szczegółach. Natomiast, jak trafnie zauważył Patri Friedman (Cato Institute), wyjątek stanowi Hans-Hermann Hoppe. Jest gotów głosić prawdę, bez względu na to, ile uczuć "politycznie poprawnych" osób zrani, a przy tym jest tak logiczny i elokwentny, że regularnie go cytuję z jego klasycznego dzieła o porażkach demokracji. Niech pan oznaczy te cytaty - żeby nikt nie pomyślał, że moje przemyślenia zrównuję z jego własnymi.

A: Proszę nam powiedzieć więc o społeczeństwie libertariańskim, które pragnie Pan ziścić.

PK: Będzie to wolne społeczeństwo - bez rządu i bez przymusu. Prawa ludzi będą respektowane. Każdy będzie mógł robić co zechce, o ile nie będzie łamał praw innych... Dlaczego pan na mnie tak dziwnie patrzy?

A: Miałem nadzieję na mniej sloganów, a więcej konkretów.

PK: Co ma pan na myśli?

A: W naszym społeczeństwie, rząd jest jedyną organizacją, której wolno zabijać ludzi. W społeczeństwie libertariańskim które organizacje będą zabijały ludzi?

PK: Nie będzie rządu, który może używać siły przeciwko ludziom i zabijać ich.

A: Niektórzy ludzie będą bardzo bogaci, prawda?

PK: Oczywiście. Niektórzy ludzie zawsze będą silniejsi i mądrzejsi od innych.

A: Czy bogaci nadal będą obawiać się ludzi mogących ich okraść?

PK: Zapewne - każda własność... jest z definicji cenna; wobec tego, każdy właściciel staje się potencjalnym celem agresywnych żądań innych osób.

A: No więc kto będzie chronił właścicieli i ich własność?

PK: Firmy ubezpieczeniowe na konkurencyjnym rynku.

A: Czyli w pańskim społeczeństwie, firmy ubezpieczeniowe będą czymś w stylu rządów. Czy możemy nazwać je wobec tego ORP (Organizacjami Rządo-Podobnymi)?

PK: Jasne, pod warunkiem, że podkreślimy, iż firmy ubezpieczeniowe, jako ORP ochrony, będą bardzo się różnić od dzisiejszych, stosujących przemoc, państwowych rządów.

A: Czy ORP ochrony będą się różnić od rządów dlatego, że będą małymi firmami rodzinnymi?

PK: Nie. Jednym z powodów, dla którego firmy ubezpieczeniowe będą dobre w roli ORP ochrony, jest to, iż są duże i posiadają zasoby... wystarczające do spełniania zadań radzenia sobie z niebezpieczeństwami... realnego świata. W istocie, ubezpieczyciele operują na narodowym a nawet ponadnarodowym poziomie, i posiadają znaczne aktywa rozsiane na znacznych obszarach.

A: Czy ORP ochrony będą tym różnić się od rządów, że nie używałyby siły przeciwko przestępcom?

PK: Pan raczy żartować? ... przy wzajemnej współpracy, ubezpieczyciele będą starali się eksmitować jawnych przestępców nie tylko z najbliższego otoczenia, ale z cywilizacji jako takiej, na obszary niezamieszkałe, połacie dżungli amazońskiej, Sahary lub regiony arktyczne.

A: Czyli ORP ochrony będą mogły zabijać ludzi, jeśli byliby jawnymi przestępcami.

PK: ORP ochrony nie będą zabijać ludzi, tylko będą ich wydalać na Saharę czy tereny arktyczne. Co się z nimi tam stanie, to już zależy od nich samych.

A: Czy możemy powiedzieć, że ORP ochrony "efektywnie" ich zabiją?

PK: Nie podoba mi się ten dobór słownictwa. Pan to sformułował tak, jakby ORP ochrony miały dokonywać agresji wobec przestępców. Jest odwrotnie - to przestępca dokonuje agresji, a ORP ochrony ochraniają obywateli. Nie łamią niczyich praw.

A: Może więc wolałby Pan takie sformułowanie: ORP ochrony będą 'efektywnie' zabijać ludzi bez naruszania ich praw.

PK: Tak, o wiele lepiej.

A: Czy każdy będzie w stanie się ubezpieczyć w ORP ochrony?

PK: Oczywiście - w gospodarce rynkowej niedobory są niemożliwe. Każdy jest w stanie kupić wszystko, płacąc cenę rynkową.

A: A co jeśli cena rynkowa ubezpieczenia dla niektórych ludzi wynosi więcej, niż ich stać?

PK: Bez obaw, konkurencja między ubezpieczycielami by zdobyć klientów będzie sprowadzać ceny w dół...

A: W przyszłości każdy będzie płacił za ochronę mniej, niż obecnie płaci w podatkach?

PK: Pewne zniekształcenia wywołane przez rząd będą wyeliminowane. Rząd ściąga więcej podatków na obszarach o niskiej przestępczości i wyższej wartości posesji, niż na obszarach o wysokiej przestępczości i niskiej wartości posesji. ORP ochrony postępowałyby całkowicie odwrotnie.

A: Czyli w niebezpiecznej okolicy, większość ludzi nie byłoby stać na ubezpieczenie.

PK: Możliwe.

A: Przypuśćmy, że są tacy ludzie nie objęci żadnym ubezpieczeniem ochrony - czy będzie efektywnie legalne zabicie ich?

PK: Z pewnością staliby się ekonomicznie wyizolowanymi, słabymi i podatnymi na zagrożenie wygnańcami.

A: Czyli ludzie byliby efektywnie zmuszeni do kupienia ubezpieczenia ochrony?

PK: Być może pan jeszcze nie zdał sobie sprawy z tego, że to jest wolne społeczeństwo. Relacja między ubezpieczycielem a ubezpieczanym jest dobrowolna. Obie strony mogą współpracować, bądź nie. Nikt nie zmusza ludzi, by kupili ubezpieczenie, ani nikt nie zmusza ubezpieczycieli, by świadczyli ochronę po cenie niższej, niż uważają za słuszną.

A: Jakie jeszcze argumenty może Pan podać na rzecz tego systemu?

PK: Choćby to, iż każda posesja... może być ukształtowana i przebudowana przez swego właściciela w taki sposób, który zwiększy jej bezpieczeństwo i zmniejszy prawdopodobieństwo agresji. Mogę wejść w posiadanie broni, lub sejfu, na ten przykład, albo mogę zestrzelić atakujący samolot z działka w ogrodzie, lub zainstalować laser który zlikwiduje napastnika oddalonego o tysiące kilometrów. W wolnym społeczeństwie ORP ochrony będą zachęcały swoich klientów do posiadania broni poprzez rabaty , ponieważ im lepsza prywatna ochrona klientów, tym niższe koszty ubezpieczenia i odszkodowania musi ponieść ubezpieczyciel.

A: Żebym dobrze zrozumiał. W biednych dzielnicach większość mieszkańców nie będzie ubezpieczonych, i będzie legalne zabicie ich. Ubezpieczeni będą zachęcani przez ORP ochrony do noszenia najbardziej zaawansowanych technologicznie broni, jakie są dostępne. Brzmi to bardzo dramatycznie dla biednych okolic.

PK: Wręcz przeciwnie - w "złych" dzielnicach interesy ubezpieczyciela i ubezpieczanych zbiegałyby się. Ubezpieczyciele nie minimalizowaliby chęci eksmitowania przestępców, obecnych wśród mieszkańców. Racjonalizowaliby te chęci przez oferowanie specjalnych rabatów, zależnych od konkretnych operacji wydalenia.

A: Załóżmy, że ORP ochrony, lub sponsorowane przezeń prywatne grupy, poszukują przestępców. Kiedy ochroniarze złapią tych ostatnich, czy zawsze przetransportują ich na niezamieszkałe tereny, czy też może czasem wsadzą do więzienia?

PK: Więzienia w typie tych, które mamy teraz? Z boiskami do piłki i z telewizornią dla kryminalistów? W jaki sposób byłoby to fair?

A: Może jakieś inne rodzaje więzień?

PK: Proszę zrozumieć. Nie chodzi o wsadzanie ludzi do więzień. Chodzi o wymierzenie kary, na jaką zasłużyli. I w libertariańskim społeczeństwie przyszłości, przestępcom zostanie wymierzona taka kara. ORP ochrony zagwarantują, że złapią napastnika i doprowadzą go do sprawiedliwości, ponieważ w ten sposób ubezpieczyciel obniża swoje koszta i zmusza przestępcę... do zapłaty za szkody i rekompensatę dla poszkodowanego.

A: Czyli przestępcy będą musieli wykonywać przymusową pracę dla ORP ochrony?

PK: I w jaki sposób miałoby to być gorsze, niż w obecnym systemie? W którym zamiast zrekompensować ofiarom przestępstw szkody, przed którymi ich nie uchronił, rząd zmusza ofiary do finansowania w podatkach koszty zatrzymania, uwięzienia i rehabilitacji, jak również rozrywki, ich oprawców?

A: Jednak, jako libertarianin, jest Pan przeciwko przymusowi?

PK: Przymusowi? Wygląda na to, że nie ma pan pojęcia o czym mówi. Przymus jest tylko wtedy, gdy ktoś narusza prawa innej osoby. Przestępcy tracą wszelkie prawa przez swoje postępowanie, które wybrali. Kiedy ma to miejsce, zmuszenie ich do zrekompensowania wywołanych przez nich szkód nie jest naruszeniem ich praw.

A: Czy w wolnym społeczeństwie będą jeszcze inne przypadki niewolnictwa?

PK: Niewolnictwa?! Nie wie pan, że pierwszym warunkiem libertariańskiego społeczeństwa jest zasada samoposiadania - każdy posiada samego siebie?

A: Przepraszam, miałem na myśli: 'efektywnego' de facto niewolnictwa bez naruszania praw.

PK: Hmmm. Niech pomyślę.

A: Na przykład, przypuśćmy, że ktoś zawiera umowę, a potem nie może się z niej wywiązać. Co by się stało?

PK: W libertariańskim społeczeństwie, świętość umów jest absolutnie fundamentalna.

A: Postaram się być bardziej klarowny. Załóżmy, że pewien człowiek nie może spłacić swych długów. Czy będzie mógł ogłosić bankructwo i żyć dalej, czy stanie się, bez naruszenia jego praw, efektywnie niewolnikiem swojego wierzyciela?

PK: To zależałoby od umowy pożyczki/charakteru długu, na który obie strony się dobrowolnie zgodziły. Jeżeli dołączyły załącznik o bankructwie, to pożyczkobiorca będzie mógł ogłosić bankructwo.

A: Załóżmy, że w libertariańskim społeczeństwie, pożyczkodawcy zachęcaliby pożyczkobiorców do spłaty - więc nie decydowaliby się na łatwe wyjście dla nich. Załóżmy, że żaden z pożyczkodawców nie oferowałby możliwości bankructwa. Czy byłoby to w porządku?

PK: Teoria ekonomiczna mówi, że pożyczki bez możliwości bankructwa udzielane są na niższy procent, niż te, które umożliwiają bankructwo. Wobec tego, jeśli żadne umowy pożyczki nie będą zawierały ustępu o bankructwie, to znaczy to li tylko, iż pożyczkobiorcy wolą nisko oprocentowane pożyczki bez możliwości bankructwa.

A: Widzę tu kilka problemów.

PK: Proszę posłuchać. Wymowa pańskiego pytania wskazuje, iż chciałby pan, by pożyczkodawcy byli zmuszani do tolerowania nieodpowiedzialnych pożyczkobiorców, którzy mogą odmówić spłaty. Oznaczałoby to, iż musieliby swoje własne, ciężko zapracowane pieniądze, użyczać po warunkach, na które się nie zgadzają. Czym to się różni od pracy przymusowej?

A: Oczywiście lepiej by było, aby niemogący spłacić pożyczki byli efektywnie zniewoleni bez naruszenia ich praw...

PK: Oczywiście. Skoro już wyklarowaliśmy sprawę, proszę wyłączyć dyktafon. Zabieram się za mój befsztyk.

Pan o pseudonimie Kain opisał działanie libertariańskiego społeczeństwa. W kolejnej części wywiadu przedstawi plan krok-po-kroku jak to społeczeństwo ziścić.

czwartek, 22 grudnia 2011

Tzw. "miękka" własność w lewicowym-"libertarianizmie"

W emitowanej niedawno w Kontestacji rozmowie z Krzysztofem "Triksterem" Śledzińskim, poruszane było zagadnienie tzw. lewicowego libertarianizmu i mutualizmu, i proponowana, zwłaszcza przez ten drugi nurt, tzw. "miękka" własność - czyli posiadanie ziemi bądź środków produkcji wyłącznie przez obecność na niej (w nich). Opuszczenie danej posesji oznacza kasację prawa własności do niej, i wówczas każda inna osoba może wejść w posiadanie jej poprzez akt zadomowienia (mieszając swoją pracę z daną posesją bądź środkiem produkcji). Oznacza to brak prawa do własności in absentio. I tutaj pojawiają się problemy, które muszę zaakcentować.
Po pierwsze, prawo własności powstało po to, by minimalizować i eliminować konflikty o rzadkie zasoby - poprzez wytyczenie obiektywnych i możliwych jednoznacznie do ustalenia granic własności. Tylko wówczas możemy mówić o własności, jeśli jej granice właściciel może jednoznacznie określić, a druga strona - jednoznacznie zauważyć i działać na bazie tej wiedzy. Błędy w określaniu własności i jej granic powodują konflikty (przysłowiowy spór o miedzę), które na wolnym rynku rozstrzygałyby sądy, coraz lepiej opisując i kodyfikując pojęcie własności. Oczywiście, pod warunkiem, że my, jako ludzie, w ogóle pragniemy minimalizować i eliminować konflikty, a maksymalizować pokojową współpracę.
Otóż śmiem sądzić, iż opętani antykapitalistycznymi uprzedzeniami mutualiści wręcz przeciwnie - pragną zaogniać konflikty o własność, podkopując samą istotę własności. Bo tym właśnie jest to oksymoroniczne pojęcie "miękkiej własności". Czyli takiej własności, ale nie do końca - w stylu bycia w połowie w ciąży. Bo jakimi kryteriami należy się posłużyć, by określić dokładnie granice takiej miękkiej własności? Właściciel uprawiając pole, musi skoczyć do sklepu po piwo - i co? traci własność, bo opuścił posesję? Albo właściciel fabryki jedzie na urlop, podczas gdy produkcja trwa nadal - i co? traci własność? przechodzi ona na robotników? czy menadżerów? Co ze spółkami kapitałowymi? Verboten? Otóż próba wprowadzenia miękkiej własności natychmiast otwiera puszkę Pandory wszelkiej maści konfliktów o rzadkie zasoby, których nie da się rozstrzygnąć optymalnie bez użycia siły. I to jest właśnie jeden z powodów, dla których powstało państwo - bo antykapitalistyczne, antywłasnościowe ideologie uniemożliwiały poszanowanie prawa własności prywatnej, i kapitaliści oraz landlordowie musieli odwołać się do "ostatecznej instancji", czyli terytorialnego monopolisty przemocy. Mitologia mutualizmu, jakoby państwo było zbrojnym ramieniem kapitalizmu, uciskającym wolnych ludzi, jest o tyle prawdziwa, o ile zauważymy, że te rzekome ofiary były pierwotnie napastnikami wobec uczciwie zadomowionej własności, której nie chcieli zaakceptować, gdyż wyznawali ideologię "miękkiej własności", czyli tak naprawdę żadnej własności. Człowiek, który włożył mnóstwo pracy, czasu i pieniędzy w zagospodarowanie terenu, traci nagle swoją własność, bo okoliczne chłopstwo nie respektuje jego prawa własności in absentio. Jest to właśnie konfliktogenna ideologia nie do zaakceptowania przez racjonalną osobę.
Nie można mieć wobec tego pretensji również do tych mitycznych kapitalistów, którzy zawłaszczają i grodzą tzw. commons, ponieważ commons (własność "wspólna") nie jest własnością. Dopiero ogrodzenie (zmieszanie z pracą) tworzy własność o konkretnych, obiektywnych granicach, którą można rozporządzać. Rozpaczanie nad losem "wywłaszczonych" chłopów i utyskiwanie na kapitalizm, bez zauważenia paradoksu, jak i podwójnego standardu moralności wobec traktowania własności kapitalisty i "wspólnej" to główny intelektualny błąd teoretyków mutualizmu i innych "anty-esencjonalistycznych" mistyków lewicy.
"Miękka własność", to typowe dla lewactwa odwrócenie, czy rozbrojenie pojęć. Wprowadzenie niedopuszczalnej arbitralności w określaniu, co jest własnością, a co nie jest. Kto miałby decydować, kiedy własność jest anulowana? Kolektyw? Trybunał ludowy? A może inni kapitaliści? Bo do tego by w końcu doszło. Jak naiwni są antykapitaliści, by sądzić, iż ich pozycja wyeliminuje "wszechwładzę kapitału". Niby brak własności in absentio miałby zredukować spekulację ziemią (a akcjami spółek? chyba w ogóle posiadanie udziałów byłoby instytucjonalnie niemożliwe w reżimie "miękkiej" własności), i powodować, że żadna piędź ziemi nie leżałaby odłogiem w oczekiwaniu na lepsze czasy - ale każdy, kto obraca nieruchomościami, zdaje sobie sprawę, jak naiwne jest to podejście. Spekulant, który kupuje tanio ziemię i nie uprawia jej, nie robi tego właśnie z tego powodu, że jest to nieopłacalne. Nic nie stoi na przeszkodzie, by ci mityczni wyzyskiwani chłopi utworzyli spółkę, wzięli kredyt w banku rolnym i sami kupili "niedoszacowaną" ziemię, po czym uzyskali z niej wyższy zwrot poprzez uprawę czy developing, niż pogardzany spekulant-pasożyt. Nie stoją tu na przeszkodzie żadne mistyczne siły globalnego kapitału, wierzcie mi - tylko RACHUNEK EKONOMICZNY. No, ale jak wiadomo, mutualiści i lewica libertariańska przecież nie wierzą w te prawicowe, oszołomskie, esencjonalistyczne uprzedzenia, jakoby prawa ekonomii i jakieś tam rachunki istniały obiektywnie. Ot, ma nam oddać ziemię spekulant chędożony i już, bo tak nam się podoba, bo jesteśmy skrzywdzeni, bo jesteśmy oburzeni, bo JESTEŚMY WKURWIENI!!!11!
I jak tu się dziwić, że prokapitalistycznych wolnościowców szlag trafia, gdy czytają takie przepełnione irracjonalną zawiścią brednie i modlą się o generała, co weźmie za mordę i wprowadzi anarchokapitalizm z TWARDĄ JAK STAL własnością prywatną.
To właśnie obecny brak twardej, nienaruszalnej własności stanowi przeszkodę ku bogaceniu się mas poprzez działanie przedsiębiorcze. Państwo niszczy własność, i fakt, robi to w interesie obecnych dużych właścicieli, ale przede wszystkim w swoim interesie. Kapitaliści i korporacje nie dysponują monopolem na przemoc - ale już związki zawodowe tak. Im wolno używać przemocy i niszczyć własność prywatną. Kapitaliści, którzy są w sojuszu z państwem, nie dyktują warunków - wręcz przeciwnie. Państwo dyktuje warunki, bo państwo ma broń. Odebranie państwu monopolu na przemoc i ingerencję w gospodarkę - oznacza utratę władzy przez korporacje, które w takiej sytuacji staną się wyłącznymi sługami konsumenta. Rynek natychmiast dokona korekty i wyeliminuje te korporacje, które zbytnio polegały na państwowych subsydiach i protekcji. Jakakolwiek dodatkowa wendetta i arbitralne odbieranie im własności siłą ("restytucja") jest lewackim snem rurowym.